Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Motocykle nie wybaczają błędów. Ale miłość jest silniejsza niż strach

Anna Gronczewska
Tomasz Kacprzak, przewodniczący Rady Miejskiej w Łodzi, na swym motocyklu
Tomasz Kacprzak, przewodniczący Rady Miejskiej w Łodzi, na swym motocyklu Grzegorz Gałasiński
Motocykliści zaczynają sezon. Wielbicieli szybkiej jazdy i ciężkich maszyn nie odstraszają wspomnienia wypadków i urazów. Ich miłość do motocykli jest większa niż strach

Profesor Jan Berner, były rektor łódzkiej Akademii Medycznej, a kiedyś także prezydent Pabianic, mimo że skończył osiemdziesiąt lat, dalej jeździ na motocyklu. To jego pasja jeszcze z młodzieńczych lat. Uprawiał wyczynowo sport motorowy.

- Jeszcze w tym roku na motocyklu nie jechałem - przyznaje profesor Jan Berner. - Trzeba poprawić sprzęt, naładować akumulator, ale na pewno na taką przejażdżkę się niedługo wybiorę.

Jan Berner od dziecka fascynował się rozwijającą się motoryzacją. Motocykle robiły wrażenie na chłopcu. Jego ojciec Stefan uprawiał przed wojną kolarstwo. Pan profesor w młodości startował w rajdach, crossach, wyścigach. Jeździł też trochę na żużlu, ale akurat ten sport go nie pochłonął. W 1947 roku jako 15-letni chłopak pojechał na zawody motocyklowe do Zakopanego. Wziął udział w Rajdzie Tatrzańskim i dostał nagrodę dla najmłodszego zawodnika. Później wygrał kilkanaście wyścigów. Gdy zaczął pracować jako chirurg w szpitalu, skończył zawodniczą karierę. Zamiłowanie do motocykli jednak pozostało. Nauczył na nich jeździć narzeczoną, a późniejszą żonę, córki, syna i wnuki.

Teraz profesor Berner nie ma swojego motocykla. Jednak nie narzeka. Motocyklową pasją zaraził syna i najmłodszego wnuka.

- W moim garażu zawsze więc stoi motocykl - śmieje się profesor. - Kiedyś była to honda, potem kawasaki. Teraz jest to angielski triumph. Dzięki temu jeszcze dziś mogę pojeździć na ścigaczu.

Jan Berner cieszy się, że jego syn odziedziczył tę motocyklową pasję. Choć początkowo trochę żałował, że nie zajął się wyczynowo sportem motocyklowym.

- Syn jednak ma taką grupę motocyklistów w Warszawie, Pabianicach - opowiada profesor Jan Berner. - W takich małych grupach, czasem dwu-, czteroosobowych, wyruszają motocyklem na wyznaczone trasy. W ubiegłym roku pokonali cztery, pięć tysięcy kilometrów, jadąc od Bałtyku do Morza Czarnego.

Profesor Berner mówi, że ma kontakt z Polskim Związkiem Motorowym. Kilka lat temu brał nawet udział w rajdzie motocyklowym dla seniorów. - Zająłem szóste miejsce - dodaje. - Byłem na początku trochę zmartwiony tym wynikiem. Jednak szybko uświadomiłem sobie, że seniorzy, którzy startowali w tym rajdzie, byli ode mnie o 20 lat młodsi... Znalazłem więc sobie usprawiedliwienie.

Tomasz Kacprzak, przewodniczący Rady Miejskiej w Łodzi, który od kilku tygodni jeździ swoim motocyklem Yamaha Virago, może profesorowi Bernerowi pozazdrościć doświadczenia. Przewodniczący Rady Miejskiej w Łodzi na motocyklu jeździ od niedawna. W jego garażu stoi tzw. chopper - motocykl, na którym nie osiąga się ogromnych prędkości.

- Niedawno przyjechałem chopperem na otwarcie w Łodzi buspasów dla motocyklistów - dodaje Tomasz Kacprzak. - Byłem zresztą jednym z inicjatorów udostępnienia ich dla motocykli.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Kacprzak już jako 11- - 12 -letni chłopiec miał motorower. Przyznaje, że na poważnie ta motocyklowa przygoda rozpoczęła się w ubiegłym roku. Wtedy na motory o pojemności silnika nieprzekraczającej 125 centymetrów sześciennych mogli wsiąść kierowcy, którzy od trzech lat posiadali prawo jazdy kategorii B.

- Odbyłem odpowiednie przeszkolenie i zacząłem jeździć motocyklem - wspomina Tomasz Kacprzak. - Początkowo pożyczonym, a w końcu kupiłem sobie tę yamahę z lat dziewięćdziesiątych. Ale planuję zrobić prawo jazdy kategorii A i przesiąść się na motocykle o większej pojemności.

Bogdan Skonieczka z Ozorkowa, czyli popularny w środowisku motocyklowym "Marynarz", tak jak co roku motocyklowy sezon rozpocznie 18 kwietnia. Wtedy, jak tysiące polskich motocyklistów, pojedzie do Częstochowy. Tam mszą świętą na Jasnej Górze zainaugurują sezon.

"Marynarz" śmieje się, że on chyba urodził się w motocyklu. Jako pierwszy w Ozorkowie miał motorower. Potem spełniał swe marzenia o poważniejszym sprzęcie.

- Skończyłem szkołę mechaniczną, więc wiele rzeczy mogłem sam przy tym sprzęcie zrobić - dodaje.

Pierwsza była czerwona java 350. Długo prosił rodziców, by mu ją kupili. Potem uskładał pieniądze na urala. Dwa motocykle tej marki zakupił z milicyjnego demobilu w Opolu i złożył z nich jeden. Na uralu składaku jeździł piętnaście lat.

Nie wie, skąd u niego ta motocyklowa pasja. Nie odziedziczył jej po rodzicach. Tata tylko próbował jeździć na motorze. On już jako dziecko z otwartą buzią wsłuchiwał się w pracę motocyklowego silnika, uwielbiał ten szum, pisk opon. Uralem pojechał nawet na ślub.

- Ale tylko pod dom panny młodej - śmieje się. Tam nowożeńcy przesiedli się do zabytkowego "triumpfa". Ale do kościoła odprowadzała nowożeńców kawalkada motocykli.

Do motocykli nie zraziły go nawet ciężkie wypadki. Miał ich kilka. Najpoważniejszy w 1981 roku, przed wprowadzeniem stanu wojennego. Wracał z Torunia ze zlotu motocyklistów. Był już blisko domu, ale w Daszynie koło Łęczycy zauważył jadący przed nim traktor z dwiema przyczepami. Traktorzysta nagle, bez kierunkowskazu, skręcił w lewo. Bogdan nie zdążył wyhamować...

Traktorzysta był pijany. "Marynarz" spędził w szpitalu rok i cztery miesiące. Przeszedł dziewięć operacji, cztery lata chodził o kulach.

Ale nigdy nie przestał myśleć o motocyklach. To one pomogły mu szybciej dojść do siebie. Pamięta, że gdy po wypadku leżał w szpitalu, ciągle myślał o tym, by wsiąść na motor, spotkać się z kumplami, wyjechać w trasę...

Kiedy po czterech latach zaczął chodzić o jednej kuli, to przywiązał ją do motocykla, spakował rzeczy i ruszył w trasę. Zatrzymał się w Medyce, na granicy.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

- Chciałem sprawdzić, czy nadaję się do jazdy - tłumaczy. Potem skierował się na Węgry. Do domu wrócił po dwóch tygodniach. Wiedział, że będzie znowu jeździł na motorze. Już po wypadku pojechał z kolegami do Torunia. Pożyczył od jednego kawasaki 1100 i pojechał po pasie startowym 250 kilometrów na godzinę. Bez kasku...

- Gdybym się bał jazdy na motorze, to nigdy bym tego nie zrobił - przekonuje.

Po wypadku ma sztywną nogę. Trudno mu było jeździć na zwykłym motorze. Kiedy wrócił do domu, to na podzespołach garbusa zbudował sobie trójkołowy motocykl. Po latach woził nim po wyrobiskach kopalni w Bełchatowie Kasię Stankiewicz, wokalistkę zespołu Varius Manx, gdy kręcono teledysk do ich przeboju "Orła cień". Ale dwukołowy ural czekał na niego w garażu.

Teraz jednak jeździ na trójkołowcach, w domu ma trzy. Od lat "Marynarz" organizuje zloty motocyklów trójkołowych. Zaczynał na Mazurach. Potem odbywały się w Ozorkowie, Ślesinie, Dzierżąznej. Od kilku lat mają miejsce w Wiśniowej Górze pod Łodzią.

Najbliższy odbędzie się między 7 a 9 sierpnia.

Na motocyklach jeżdżą też dziewczyny. Kasia z Łodzi jest ekonomistką. Jej pasją są motory. Uwielbia moment, gdy zapali silnik, włoży kas i ruszy przed siebie... Czuje wtedy niesamowitą wolność. Przyznaje, że tą motocyklowa pasją zaraził ją kilka lat temu jej chłopak. Uczył ją jeździć na WSM-ce. Niedawno kupili sobie suzuki o pojemności 600 centymetrów sześciennych. Mają jeszcze hondę. Czasem razem wybierają się na motocyklową wycieczkę. - Tyle, że częściej to jeżdżę suzuki! - śmieje się Kasia.

Motocykle dla wielu osób są pasją. Niektórzy jednak patrzą na motocyklistów jak na szaleńców. Nazywają ich "dawcami nerek".

Patryk ma 21-lat, skończył technikum samochodowe, teraz pracuje w warsztacie ojca. Nie ukrywa, że lubi sobie czasem poszaleć na motorze. Dociska gaz, rozpędza do ponad 200 kilometrów swoją wartą 50 tysięcy hondę i jeździ slalomem między jadącymi autami. Niekiedy ścigają się kolegami, który dojedzie pierwszy do skrzyżowania. Twierdzi, że pędząc tak swoim "ścigaczem" czuje się szczęśliwy.

- Adrenalina wzrasta, to coś niesamowitego! - mówi Piotr.

Nie boi się prędkości. Nie miał też jeszcze żadnego wypadku. Kilku kolegów wywróciło się przy dużej prędkości. Jednego nie dało się uratować. Po takiej historii zawsze stara się jeździć bezpieczniej, ale po jakimś czasie zapomina o tym co przytrafiło się koledze. Znów dociska pedał gazu...

Profesor Jan Berner nie lubi, gdy na motocyklistów mówi się "dawcy nerek". Uważa, że to krzywdzące określenie. Choć przyznaje, że niektórych motocyklistów ponosi czasem nadmierna fantazja, a przy tym mają za małe umiejętności. A mają do dyspozycji bardzo szybkie motocykle.

- Moim zdaniem brakuje klubów, gdzie ci młodzi miłośnicy mogliby się odpowiednio wyszkolić, ale też wyżyć - twierdzi Jan Berner.
- Tam można by było tych młodych ludzi zdyscyplinować, opanować ich wyobraźnię. Wtedy nie mówiłoby się o motocyklistach jako o "dawcach nerek".

Tomasz Kacprzak przyznaje, że jazda motocyklem jest zupełnie inna niż samochodem.

- Motocykl nie wybacza błędów tak jak auto - dodaje. - Potrzebna jest duża koncentracja i odpowiednie umiejętności. Nie chroni nas tu karoseria tak jak kierowców aut. Tylko kask, kombinezon. Ale wielu motocyklistów pokazuje, że można jeździć bezpiecznie!

Kasia mówi, że czasem pojedzie szybko, ale też wie że życie ma się jedno. Nie patrzy przychylnie na motocyklistów, którzy szaleją na ulicach. Śmieje się, że panowie mają za dużo adrenaliny i pewnie muszą jej trochę upuścić Denerwuje się też, gdy motocyklistów kojarzy się tylko z tymi ścigaczami pędzącymi po ulicach. Dzieje się tak, bo tylko oni rzucają się w oczy, choć wcale nie ma ich tak wielu. Tych prawdziwych motocyklistów nie widać, bo spokojnie jeżdżą i nie zwracają na siebie uwagi.

Księgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.plKsięgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.plKsięgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki