Bez względu na to, jak zakończy się rywalizacja o trzecie miejsce, obecny sezon będzie dla PGE Skry przegrany. Bełchatowianie zbudowali bardzo mocny zespół i postawili sobie za cel nie tylko obronę mistrzowskiego tytułu, ale również przynajmniej medal Ligi Mistrzów. Nie osiągną ani jednego, ani drugiego.
Po przegranym Final Four Ligi Mistrzów w Bełchatowie zrobiło się nerwowo. W środku tygodnia odbyło się nawet blisko trzygodzinne spotkanie, które miało na celu poprawę atmosfery w zespole. Sądząc po ambitnej walce ustępujących mistrzów Polski pomogło, ale wzrostu formy nie spowodowało.
Fakt, że PGE Skra rozegrała w tym sezonie 13 meczów więcej od Lotosu Trefla byłby może decydujący, gdyby nie fakt, że gdańszczanie mają mocną pierwszą szóstkę, natomiast zmiennicy na boisku pojawiają się incydentalnie. Tymczasem w Bełchatowie wśród rezerwowych stoją często nie tylko reprezentanci kilku krajów, ale nawet mistrzowie świata. Wydaje się, że trener Miguel Falasca zbyt często stawiał na podstawowych graczy i dziś za to zapłacił.
Gdy w pierwszym secie jego podopieczni odrobili stratę trzech punktów z drugiej przerwy technicznej i wygrali na przewagi, wydawało się, że pójdą za ciosem, tym bardziej, że drugą partię rozpoczęli od prowadzenia 4:2. O ile jednak rozgrywający Lotosu Trefla w ataku mógł śmiało korzystać ze wszystkich skrzydłowych, bo Murphy Troy, Mateusz Mika i Sebastian Schwarz mieli wysoki procent skuteczności, o tyle w PGE Skrze skuteczny był tylko Mariusz Wlazły i wprowadzony w dalszej części meczu Wojciech Włodarczyk. Znów wiele błędów popełniał Facundo Conte. Falasca dość szybko musiał sięgnąć po walczącego ze zdrowiem Michała Winiarskiego, bo Nicolas Marechal kolejny raz nie stanowił żadnego zagrożenia.
Po graczach gdańskiej drużyny widać było, że są zdenerwowani szansą, która się przed nimi pojawiła. Ale jednak w decydujących momentach to PGE Skra podawała rękę rywalom. Tak było choćby w tie-breaku, w którym bełchatowianie po słabym początku długo nie umieli się podnieść. Aż do piłek meczowych...
Publiczność w Ergo Arenie przeżywała niesamowite emocje, gdy Lotos Trefl prowadził już 14:10, ale długo nie umiał zadać decydującego ciosu. Najpierw nadzieję bełchatowianom dał Andrzej Wrona, a później serią świetnych zagrywek popisał się Conte. Andrea Anastasi, który powinien doczekać się przynajmniej honorowego obywatelstwa Gdańska - a można byłoby pomyśleć pewnie i o pomniku na Starówce - dwukrotnie brał przerwy. Wreszcie po kolejnej dobrej zagrywce Conte bełchatowianie zablokowali Troya, ale gdańszczanie podbili piłkę i za chwilę świętowali awans do finału po ataku Miki.
W finale Lotos Trefl zmierzy się z Asseco Resovią Rzeszów, a bełchatowianom pozostała walka z Jastrzębskim Węglem o brązowy medal. Pierwsze mecze odbędą się 15 kwietnia.
Lotos Trefl Gdańsk - PGE Skra Bełchatów 3:2 (24:26, 27:25, 25:22, 21:25, 15:13)
Lotos Trefl: Falaschi 3, Mika 14, Gawryszewski 14, Troy 26, Schwarz 15, Grzyb 9, Gacek (libero) oraz Czunkiewicz, Stępień, Schulz. Trener: Andrea Anastasi.
PGE Skra: Uriarte 5, Conte 13, Wrona 5, Wlazły 24, Marechal 5, Kłos 3, Tille (libero) oraz Piechocki (libero), Winiarski 7, Włodarczyk 9, Brdjović, Lisinac 8. Trener: Miguel Falasca.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
