Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ekstremalna Droga Krzyżowa. Idąc przez całą noc chcieli się poczuć jak Chrystus

Matylda Witkowska
Nad ranem pątnicy byli zmęczeni, ale uśmiechnięci
Nad ranem pątnicy byli zmęczeni, ale uśmiechnięci Jarosław Kosmatka
44-kilometrowy całonocny marsz miał im pomóc lepiej zrozumieć trud męki Chrystusa. W Łodzi już po raz drugi odbyła się Ekstremalna Droga Krzyżowa.

Tylko gdy samemu doświadcza się trudu, bólu i zmęczenia, można w zrozumieć mękę Chrystusa - uważają organizatorzy i uczestnicy Ekstremalnej Drogi Krzyżowej, która w ubiegły weekend odbyła się w Łodzi.

ZOBACZ: Ekstremalna droga krzyżowa w Łodzi. Przeszli nocą 44 kilometry

Zamiast tak jak wszyscy inni rozważać kolejne stacje w cieple kościelnej nawy lub na ulicach osiedla, wybrali całonocny marsz. Zmagając się z bólem i zniechęceniem mieli naprawdę dużo czasu, by zastanowić się nad swoim życiem.

Czy można poczuć to, co Jezus?

Ekstremalna Droga Krzyżowa rozpoczyna się w sobotę, 28 marca, o godz. 21 mszą św. w parafii Najświętszej Eucharystii na Retkini. Msza ma wprowadzić w religijny nastrój i umocnić Bożym błogosławieństwem na trudną drogę. Ksiądz odprawiający mszę stara się wlać w uczestników otuchę. - Nie jest to pielgrzymka na Jasną Górę, gdzie idzie się i śpiewa w grupie, tylko indywidualna droga - przyznaje jednak.

Około godz. 22 trzeba wyruszyć w drogę. Pątnicy otrzymują książeczki z rozważaniami w języku polskim i angielskim, i pamiątkową opaskę. EDK jest nowoczesna: rozważania można też ściągnąć na smartfona i odsłuchać je po drodze. Z internetu można też ściągnąć opis i przebieg trasy.

Uczestnicy, zaopatrzeni w latarki czołówki, górskie buty, kije i termosy z gorącą herbatą, są pełni optymizmu. Większość to młodzi mężczyźni, ale nie brakuje też dziewczyn, kobiet, a nawet seniorek. Jest też kilka zakonnic.

- Postanowiłem w tym roku przeżyć coś innego, nietypowego - przyznaje pan Jacek, uczestnik z Łodzi. - Chciałbym poczuć trud drogi krzyżowej. Wiadomo, że nie przeżyję tego samego, co Jezus, ale może chociaż trochę lepiej Go zrozumiem - mówi.

Potem ruszają w drogę. Można iść samemu lub grupami do dziesięciu osób. Od pierwszej stacji aż do ostatniej obowiązuje milczenie. Ale nie wszyscy je zachowują, bo czasem zwyczajnie trzeba omówić meandry trasy lub poprosić współtowarzysza o herbatę lub odpoczynek.

- Milczenie nawet pomaga - ocenia Marta Głowacka, studentka i uczestniczka EDK.- Można się skupić na samym sobie. A potem człowiek jest tak zmęczony, że cieszy się, iż nie musi podejmować jeszcze dodatkowego wysiłku rozmowy - tłumaczy.

Droga z Retkini do Porszewic wyznaczona jest zygzakami przez odludne tereny. W sumie ma 44 km, ale meandry kuszą, by skrócić cierpienia i ominąć niektóre odnogi. Szczęśliwie nie pada, choć temperatura spada do blisko zera stopni. Medytacyjny nastrój podkreśla gęsta mgła, choć w okolicach Gorzewa niektórych sprowadza na ziemię mało metafizyczny zapach obornika.

Wstań i walcz do końca

W czternastu wyznaczonych miejscach uczestnicy powinni się zatrzymać i przeczytać lub wysłuchać przygotowane rozważania. Można uklęknąć, stanąć lub słuchać rozważań w drodze. To lepsza opcja, bo najtrudniej jest ruszyć, gdy już się stanęło.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Dlatego rozważania mają zachęcić do wysiłku - zarówno w czasie nocnej drogi, jak i w późniejszym życiu. "Trzeci upadek jest sytuacją kryzysową po wcześniejszych niepowodzeniach. Jezus mimo wyczerpania nie odpuszcza" - czytają uczestnicy na stacji IX (Trzeci upadek Jezusa) po przejściu 26 km. To mniej więcej w tym miejscu u przeciętnego pątnika zaczyna się kryzys i zmęczenie.

Zdaniem Roberta Chyczewskiego, organizatora łódzkiej EDK, kryzys następuje na30 kilometrze. Dlatego na 31 kilometrze, przy okazji stacji XI (Jezus przybity do krzyża), uczestnicy słyszą jasny komunikat: "Przestań się użalać nad sobą! Wyrwij się z tej iluzji, że będzie ciepło i dobrze. Wstań i walcz! Tylko to ci zostaje! Walcz do końca".

Nie każdemu się to udaje. O godz. 5.22 Chyczewski odebrał telefon od jednej ze zbulwersowanych uczestniczek.

- W tym roku to pan przesadził z tą trasą!- denerwowała się kobieta. Inni po prostu odpuszczali. Skręt po 30 km zrobili Marcin Bocheński oraz Jarosław i Jędrzej Rumowie. Panowie są rodziną, szli wspólnie i razem podjęli decyzję o skróceniu trasy. Na mecie w Porszewicach meldują się więc jako pierwsi. - Trasa była ciężka, ale warto było pójść się sprawdzić. Może za rok uda się przebyć całą - mówi Marcin Bocheński.

Jednak większość zaciska zęby i idzie do końca. Z 210 uczestników w ośrodku w Porszewicach melduje się 185.

Idzie się i nie myśli o niczym

Pierwszym pątnikiem, który po godz. 7 rano kończy trasę, jest pan Paweł w Łęczycy. Szedł nieco ponad osiem godzin, bo tego dnia była zmiana czasu na letni.

- Nie chciałem iść w grupie, dlatego na początku wyrwałem szybko do przodu - tłumaczy. Kilka razy miał wątpliwości, czy jest na właściwej trasie. Było ciemno, latarka niewiele dawała. - Klęknąłem pod jedną ze stacji, usłyszałem wokół siebie odgłosy jakichś zwierząt. Było mi dziwnie - przyznaje.

Jak tłumaczy, duchowe rozmyślania zlewają się na trasie ze sprawami przyziemnymi. - W pewnym momencie zmęczenie jest tak duże, że idzie się, idzie i właściwie o niczym już nie myśli - mówi.

Całą trasę pokonała też Anna Helik, studentka z Łodzi. Szła z kolegami. - Zdecydowaliśmy się niemal w ostatniej chwili, nie do końca wiedząc, na co się piszemy. Okazało się, że rzeczywiście było to ekstremalne przeżycie - ocenia. - Przeszkodą były nie tyle kilometry, co noc, droga przez las i cisza. Jesteśmy młodymi ludźmi i w życiu za dużo ciszy nie mamy -przyznaje.

Podczas ich wędrówki były momenty trudne i takie, gdy uśmiech sam pojawiał się na twarzy. Kryzys przeżyli przy VII stacji (Jezus upada po raz drugi pod krzyżem).

- To była połowa drogi. Patrzyliśmy wtedy na mapę i poważnie myśleliśmy o ruszeniu skrótem. Ale ruszyliśmy normalnie - opowiada pani Anna.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Wartością drogi były jej zdaniem rozważania przygotowane przez rówieśników.

- Zastanawiałam się, jak to się ma do mojego życia, codzienności, studiowania, kontaktów z bliskimi. Na co dzień nie ma na to czasu - przyznaje studentka. - Musiałam też zastanowić się, dlaczego powtarzam te same grzechy. Nie wiem, czy wychodząc stąd będę nowo narodzonym człowiekiem. Ale na pewno wiele rzeczy sobie przemyślałam.

Potem w Porszewicach meldują się kolejni pątnicy. Ostatni docierają w niedzielę w południe, po 11 godzinach morderczego marszu.

Jednak łódzka wyprawa nie była najdłuższa. Małopolscy pątnicy, idący nocą z Alwerni do Kalwarii Zebrzydowskiej, mieli do pokonania 60 km, podkarpaccy, idący z Jarosławskiego Opactwa do Kalwarii Pacławskiej, musieli pokonać 65 km. Przeciętnemu piechurowi taka trasa zajmuje11 godzin. Na dodatek na trasie nie było możliwości schronienia się, a realnym niebezpieczeństwem była możliwość spotkania wilków, dzików i niedźwiedzi.

Pomysłodawcą Ekstremalnej Drogi Krzyżowej jest ks. Jacek Stryczek, charyzmatyczny duszpasterz z Krakowa. Wymyślona sześć lat temu w Krakowie EDK jest jednym z elementów utworzonej przez ks. Stryczka formacji pod nazwą Męska Strona Rzeczywistości. Członkowie MSR obowiązkowo raz w roku przechodzą Ekstremalną Drogę Krzyżową. Ma ona wyciągnąć człowieka ze strefy komfortu, by poczuł własną słabość i z Bożą pomocą mógł ją pokonać.

- Tak droga krzyżowa daje możliwość przezwyciężenia bólu za pomocą modlitwy - podkreśla ks. Jacek Stryczek. To także okazja, by lepiej zrozumieć cierpiącego Chrystusa. - Zupełnie inaczej czyta się o bólu i zmęczeniu, gdy samemu się tego doświadcza- mówi ks. Stryczek.

Księgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.plKsięgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.plKsięgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki