Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Chirurg musi być przede wszystkim dobrym człowiekiem

Anna Gronczewska
Prof. Jacek Moll to jeden z najwybitniejszych polskich kardiochirurgów. Operuje nawet kilkudniowe dzieci
Prof. Jacek Moll to jeden z najwybitniejszych polskich kardiochirurgów. Operuje nawet kilkudniowe dzieci archiwum Polska Press
Wiele godzin spędzają na sali operacyjnej. Trafiają do nich najcięższe przypadki. Uratowali życie setkom ludzi. Są chirurgami, lekarzami. Praca jest ich pasją.

Doktor Jacek Cywiński opowiada, że zawsze chciał być chirurgiem. Marzył o tym już wtedy, gdy uczył się w XXVIII LO w Łodzi. Wiedział, że po maturze będzie zdawał na medycynę. - Ja zawsze chciałem być nawet nie lekarzem, a właśnie chirurgiem! - śmieje się dr Cywiński. - Moje dzieci też mówiły: Nasz tata nie jest lekarzem, jest chirurgiem.

Po latach może powiedzieć, że nie żałuje wyboru. Lubi swoją pracę, to jego pasja. Choć nie ukrywa, że jest ciężka, odpowiedzialna, bardzo stresująca.

- Jestem też orzecznikiem, pracuję dla jednej z firm ubezpieczeniowych - mówi łódzki chirurg. - To głównie praca biurowa. Gdy idę do niej po ciężkim dyżurze, dniu w szpitalu, mam za sobą trudne operacje i przeglądam te wszystkie papiery, to myślę sobie: jaka to przyjemna praca. Piję kawę, oglądam papiery. Nie ma żadnych niebezpieczeństw, stresów. Jeśli ktoś jest niezadowolony z mojej decyzji, to może się odwołać. Ale gdy już tak siedzę którąś godzinę nad tymi papierami, to ma dość. Zaczynam tęsknić za szpitalem, salą operacyjną...

Nie zapomni pierwszej operacji, którą zobaczył. Studiował na drugim roku medycyny łódzkiej Akademii Medycznej. Był na praktykach w szpitalu im. Norberta Barlickiego w Łodzi. Pamięta, że podczas tej operacji pacjentowi amputowano nogę.

- Było to okropne przeżycie - przyznaje dziś. Nie zniechęciło go jednak do zawodu chirurga. Jeszcze jako student brał dyżury w szpitalu. Asystował przy operacjach. Zaczynał w Klinice Endokrynologii w szpitalu im. Kopernika w Łodzi. Pierwszą operacją, jaką przeprowadził, było wycięcie wyrostka robaczkowego. Każdy zabieg jest dla chirurga przeżyciem. Nie ma operacji bez ryzyka.

- Podczas operacji niekiedy dochodzi się do etapu, kiedy należy stwierdzić, czy guz jest operacyjny, czy nieoperacyjny - opowiada dr Jacek Cywiński. - Ale nie chciałoby się odpuścić, zostawić pacjenta z nierozwiązaną sprawą. Zdajemy sobie jednak sprawę, że najłatwiej byłoby się wycofać, nie podjąć wyzwania. Ale czasami je podejmujemy, i się udaje. Chyba że wpadamy wtedy w pułapkę... I to jest straszne. Potem trzeba się z niej wydostać.

Teraz dr Jacek Cywiński specjalizuje się głównie w operacjach przeprowadzanych metodą laparoskopową.

- Operuję pacjenta, patrząc na monitor- tłumaczy łódzki chirurg. - To na pewno mniej inwazyjne zabiegi i nie operuje się krwawo. Klasyczna chirurgia wybacza pewne niedociągnięcia, laparoskopowa nie. Chirurg operujący laparoskopowo musi bardzo dobrze zlokalizować tzw. warstwy beznaczyniowe, co czasem nie jest łatwe. Wtedy porusza się z małym urazem dla pacjenta.

Praca polskiego chirurga różni się od pracy jego kolegów z zachodnich klinik. Polski chirurg jest bowiem obarczony masą pracy papierkowej. W innych krajach jego głównym zadaniem jest operowanie, a nie wypełnianie dokumentów. Polski chirurg operuje też więcej niż jego kolega z zagranicy.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

- Ja na przykład w poniedziałek miałem cztery trudne operacje, wykonywałem je podczas kursu laparoskopii dla chirurgów z całej Polski - opowiada dr Jacek Cywiński. - Przyjechali ordynatorzy oddziałów, adiunkci. We wtorek znów miałem trzy poważne operacje. To powoduje duże zmęczenie fizyczne, psychiczne. Idealnie dla chirurga byłoby, gdyby operował dwa - trzy razy w tygodniu. Pozostałe dni miałby na przygotowanie do operacji. Po jej zakończeniu trzeba też pochylić się nad pacjentem, niekiedy wykonać dodatkowe badania.

Operacje są różne. Niektóre są konieczne dla ratowania życia ludzkiego. Niekiedy jednak trzeba rozważyć ryzyko.

- Jeśli mamy pacjentkę, która ma 80 lat, jest otyła, po zawale, ma cukrzycę i zgłasza się z kamicą woreczka żółciowego, to mimo że sama operacja nie jest poważna, trzeba się zastanowić na sensem zabiegu - mówi dr Cywiński. - Wiemy, że z kamicą bezobjawową można żyć dwadzieścia lat. A jeśli ta pani dożyła osiemdziesiątki, to nie róbmy jej krzywdy i nie podejmujmy nawet małego ryzyka. Ale może zgłosić się ktoś z tętniakiem, który rośnie. Dzisiejsza wiedza medyczna pozwala określić, że jest 30-procentowe ryzyko, iż w ciągu roku pęknie. Wiadomo, że kończy się to w większości przypadków śmiercią, więc trzeba podjąć takie ryzyko i wykonać operację.

Dr Cywiński mówi, że chirurg musi pamiętać, że jest bardzo cienka linia między wynoszeniem na piedestał a tym, że ktoś nazwie go najgorszym. Wielu młodych lekarzy o tym zapomina. - Wystarczy, że coś pójdzie nie tak i od razu chce się takiego lekarza ukarać - dodaje dr Cywiński. - Zresztą nie tylko jego, ale i jego rodzinę. By lekarz odczuł to, co odczuwa rodzina pacjenta. A często winy lekarza naprawdę nie ma.

Najbardziej przeżywa się niezrozumiałe śmierci pacjenta. Zwykle ich przyczyny wyjaśnia dopiero sekcja zwłok. Na szczęście są to rzadkie sytuacje. Więcej jest sukcesów, radości. Dwa lata temu dr Cywiński razem z dr. Mirosławem Stelągowskim operował pacjentkę z nowotworem nadnercza. Wielu chirurgów nie chciało się jej podjąć. Operacja była bardzo skomplikowana. Ale udała się. Kobieta po pięciu dniach od operacji wróciła do domu. Nie doszło do wznowy procesu nowotworowego. Pacjentka wróciła do pracy. Jest szczęśliwa.

- Radość, uśmiech pacjenta jest dla chirurga największą nagrodą! - zapewnia dr Jacek Cywiński.

Dr Cywiński zajmuje się też pacjentami cierpiącymi na patologiczną otyłość. Zmniejsza się ich żołądek. Po operacji ma wielkość lekarskiej pieczątki. Ludzie, którzy nie mogli chodzić, mieli nadciśnienie, cukrzycę po pół roku wracają o 50, 70 kilo szczuplejsi.

- Poznaję ich po oczach! - dodaje. - Są tak szczęśliwi. Nie mają nadciśnienia, cukrzycy, rozwiązało się wiele ich osobistych problemów. Część znalazła pracę.

Każdy człowiek popełnia błędy

Profesor Krzysztof Bielecki jest jednym z najbardziej znanych i lubianych polskich lekarzy. Mówi, że lekarzem i chirurgiem został dzięki swojej mamie. - Zawsze powtarzała, że lekarz to najpiękniejszy zawód świata, powołanie - mówi prof. Bielecki. - A chirurg to najbardziej skuteczna specjalizacja.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Profesor jest pierwszym lekarzem w rodzinie. Zaznacza, że został nim dzięki rodzicom i własnemu uporowi. Już na studiach należał do koła chirurgów.

- Nikt nie pytał, kto nam zapłaci za godziny spędzone w szpitalu - opowiada prof. Krzysztof Bielecki. - Moją obsesją była chirurgia. Każdą wolną chwilę spędzałem w szpitalu, na bloku operacyjnym. Teraz, gdy obserwuję młodych lekarzy przychodzących na staż, widzę, że oni ciągle piszą. Tylko od czasu do czasu wchodzą na blok operacyjny. To jest tragedia!

Chirurgii zaczynał się uczyć 55 lat temu w warszawskim szpitalu na Solcu. Jednocześnie był asystentem na fizjologii. Miał 28 lat, gdy zrobił doktorat. Jako 40-latek był już doktorem habilitowanym. A mając 50 lat otrzymał tytuł profesora belwederskiego.

- Bez żadnej protekcji, tylko dzięki ciężkiej pracy! - zaznacza prof. Bielecki. Uważa, że chirurgiem trzeba się urodzić. Ten, kto wykonuje ten zawód, musi mieć do niego predyspozycje, bo wiąże się z nim wiele wyrzeczeń. Połowę życia spędza się w szpitalu. Z pracą wiąże się niesamowite zmęczenie fizyczne, psychiczne, ale i ogromna odpowiedzialność.

- Kłócę się z politykami, prawnikami, którzy nas krytykują - twierdzi profesor. - Pytam ich: byłeś na sali operacyjnej, trzymałeś nóż w ręku? Pod prześcieradłem leży człowiek, który śpi w znieczuleniu ogólnym. Zaufał ci, oddał w twoje ręce zdrowie i życie! Jaki to ciężar odpowiedzialności!

Profesor Bielecki przyznaje, że największym dramatem dla chirurga jest śmierć pacjenta na stole operacyjnym.

- Potem trzeba wyjść na korytarz i w sposób godny zakomunikować to rodzinie - mówi prof. Bielecki. - Nikomu tego nie życzę.

Ale praca chirurga to też sukcesy, miłe słowa pacjentów, podziękowania, ich wdzięczność. - Moim nauczycielem religii był ks. Jan Twardowski - opowiada znany chirurg.- Przekazywał nam wiele elementów humanistycznych. Lekarza, a zwłaszcza chirurga, umieściłbym w środku trójkąta. Jego ramionami są: wiedza, kompetencja i elementy ludzkie. Chirurg musi mieć więc wiedzę, kompetencję i być dobrym, życzliwym człowiekiem.

Prof. Bielecki zauważa, że kiedyś zawód lekarza, chirurga był tym, który cieszył się największych zaufaniem społecznym. To się zmieniło. Między innymi przez sprawy sądowe, wywlekanie błędów.

- A kto nie popełnia błędów? - pyta profesor. - Każdy człowiek ma tzw. omylność konieczną. Nie ma ludzi nieomylnych. Tylko z powodu pomyłki większości ludzi nikt nie umrze. Jak pomyli się chirurg, może dojść do nieodwracalnych rzeczy. Nie można jednak nas odsądzać od czci i wiary. Tylko zbadać, dlaczego do tego doszło. Ja też popełniam pomyłki. Mam jednak taki zwyczaj, że idę do pacjenta, jego rodziny i mówię, że stało się coś, co nie powinno się wydarzyć. Przepraszam i staram się to wyrównać, naprawić. Nie wolno pomyłek ukrywać, powtarzać ich.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Prof. Bielecki nie dzieli operacji na łatwe i trudne. - Trudną może się okazać nawet operacja wyrostka robaczkowego - wyjaśnia.- Mamy też coraz trudniejszych, wiekowych pacjentów. Operacja u 80-latka, 90-latka nie należy do rzadkości. W naszej pracy powinniśmy mieć odpowiedni warsztat. Nie powinniśmy się liczyć z kosztami, bo inwestujemy w człowieka! Politycy muszą się zdecydować, czy człowiek jest najwyższym dobrem, czy nie.

Niedawno brał udział w nocnej audycji w radiowej "Jedynce". Rozmawiano o tym, czy Polacy są przygotowani na śmierć, chorobę. Dyskusja była trudna. Większość nie jest na to przygotowana. Ludzie wierzą, że są nieśmiertelni, nie umrą, nie zachorują.

- A ja na co dzień widzę, jak ta choroba, śmierć jest największą sprawiedliwością- mówi prof. Bielecki. - Wszyscy jednakowo chorują, umierają. Choć teraz bogatszemu jest lepiej. Stać go na to, by kupić sobie lepsze warunki w szpitalu, szybszą diagnozę. To jest przykre i nad tym boleję. Medycyna, walka o zdrowie nie może być przedmiotem gry rynkowej. Dlatego jestem za publiczną, solidarną służbą zdrowia.

Recepta na szczęśliwe życie

Profesor Jacek Moll to jeden z najwybitniejszych polskich kardiochirurgów. Operuje nawet kilkudniowe dzieci i ratuje im życie. Jego żona Jadwiga jest lekarzem kardiologiem. Pracują w Instytucie Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi. Tak jak ich syn Maciej, który poszedł w ślady taty i też został kardiochirurgiem. Profesor Jadwiga Moll kieruje kliniką kardiologii, jej mąż - kardiochirurgii. Współpracują i często o sprawach swych małych pacjentów rozmawiają w domu, w samochodzie, w drodze do pracy.

- Nie da się inaczej - mówiła nam Jadwiga Moll. - To już jest wpisane w nasze rodzinne życie. Mamy przecież wspólnych pacjentów, trzeba ustalić plan operacji, a czasem przejrzeć dokumentację. Staram się odciążać męża, ale nie zawsze się to udaje. Ale bardzo lubi muzykę klasyczną. To taki sposób na rozładowanie stresu.

Prof. Jacek Moll mówi, że to, co dobre dla pacjentów, dla życia rodzinnego niekoniecznie. - Nasze dzieci nieraz żartują, że nie mamy innych tematów niż dzieci ze szpitala- mówił prof. Moll.

Jadwiga i Jacek Mollowie nie ukrywają, że medycyna jest ich pasją. Profesor cieszy się, że ma żonę, która rozumie jego pracę.

- Już się przyzwyczaiłam, że siedzimy przy kolacji wigilijnej i czekamy na męża, który musiał zostać w szpitalu - opowiadała nam prof. Jadwiga Moll. - Albo gdzieś się wybieramy wieczorem, ale ostatecznie nie idziemy, bo Jacek musiał zostać w pracy.

Pacjenci nie zapominają o ludziach, którzy ratowali im życie. Jadwidze i Jackowi Mollom przyznano Order Uśmiechu. W ich gabinetach pełno jest zdjęć uratowanych przez nich dzieci, kartek z podziękowaniami, rysunków.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Profesor Krzysztof Bielecki twierdzi, że ma czteropunktową receptę na szczęśliwe życie. Gdy rano się budzi, to dziękuje Bogu, że przeżył noc. Potem idzie do pracy, którą kocha. - Uwielbiam ją! - zapewnia. - Choć jestem stypendystą ZUS-u, dalej pracuję w szpitalu. Badam, diagnozuję i operuję chorych. Tak jak 50 lat temu z domu wychodzę koło szóstej rano, wracam koło szóstej wieczorem. Trzecim elementem szczęśliwego życia jest robienie dobrze drugiemu człowiekowi. Nie ma piękniejszej rzeczy! I każdy powinien mieć coś, co tylko jemu sprawia przyjemność. Gdy jest mu źle, coś się nie powiodło, to robi to, co daje mu przyjemność i odstresowuje.

Profesora Bieleckiego odstresowuje śpiewanie w chórze. - Śpiewam w dwóch chórach! - dodaje. - Chór daje jeszcze jedno- uczy pracy zespołowej, co jest szczególnie ważne dla chirurga. Nawet najlepszy chirurg nie zrobi nic, gdy nie ma asystenta, pielęgniarki, instrumentariuszki. On jest tylko liderem. Gdy chirurg tego nie zrozumie, niewiele osiągnie.

Już psychicznie przygotowuje się do spływu Czarną Hańczą. Przez dwanaście dni w lipcu prowadzi takie spływy. I raz w miesiącu jedzie do Buska-Zdroju, gdzie ma swój domek. Śpiewa wtedy z kuracjuszami, prowadząc koncerty "Każdy śpiewać może".

Doktor Jacek Cywiński śmieje się, że o tym, czy szpitalne stresy przenosi do domu, trzeba by spytać jego żonę i dzieci. Przyznaje, że myśli o operowanych pacjentach, czuje się za nich odpowiedzialny. Czasem w weekend jedzie do szpitala, by odwiedzić ich poza dyżurem.

- Sposobem na rozładowaniem stresu jest dla mnie jazda konna - mówi dr Jacek Cywiński. - Choć ostatnio jeżdżę bardzo ostrożnie, raczej towarzyszę mojej córce.

Księgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.plKsięgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.plKsięgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Chirurg musi być przede wszystkim dobrym człowiekiem - Dziennik Łódzki

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki