Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łódź to lek przeciw wodzie sodowej

Marek Kondraciuk
Marcin Gortat czuje się bardzo związany ze swoim rodzinnym miastem
Marcin Gortat czuje się bardzo związany ze swoim rodzinnym miastem Krzysztof Szymczak
Wraca do swojego pokoiku, śpi na swoim za krótkim łóżku, jak w dzieciństwie, w domu, w którym dorastał. Z Marcinem Gortatem, Łodzianinem Roku 2010 i koszykarzem Phoenix Suns.

Od ośmiu lat nie mieszka Pan w Łodzi, a jednak wraca Pan do niej nie tylko wspomnieniami. Organizuje Pan tu Marcin Gortat Camp, akcje charytatywne, imprezy promocyjne, mocno związany jest Pan z macierzystym ŁKS, żyje pan Łodzią i pamięta o niej, jak mało który emigrant. Można powiedzieć, że wyemigrował Pan ciałem, ale nie duchem. Co jest magnesem przyciągającym Pana do rodzinnego miasta?

Tu są przecież moje korzenie, tu się wychowałem, tu dojrzewałem. Nie zapomnę tego, co tu przeżyłem i co to miasto mi dało. Nie zapomnę, że mogę być dumny z Łodzi. Zawsze będę tu wracać. Te powroty dobrze mi robią, żebym nie dostał zawrotu głowy od wielkiego świata, od Ameryki. Wracam do mojego pokoiku, śpię na moim za krótkim łóżku, jak w dzieciństwie, w domu, w którym dorastałem. To pozwala mi stąpać mocno po ziemi, żeby sława którą zdobywam i pieniądze, które zarabiam nie wywołały wody sodowej. Łódź to lek przeciw wodzie sodowej.

Gdzie jest Pana Łódź sentymentalna, ta z dzieciństwa?

Łódź była miejscem gdzie się wychowałem, kocham całe miasto, ale szczególne miejsce w moim sercu zajmują Bałuty. Pamiętam, jak siadywaliśmy z kolegami ma ławeczkach przed blokiem, całe godziny spędzaliśmy na placu w jednym z przedszkoli, na boiskach podstawówek numer 55 i 101. Naszą główną rozrywką były mecze piłkarskie, a - zwłaszcza w wakacje - rywalizacja we wszystkim w czym się dało. Moje dzieciństwo to były już czasy hipermarketów, w więc jeździłem z Mamą na zakupy najpierw do modnego wówczas Le Clerq'a, a później do Tesco. Uwielbiałem, kiedy Mama zabierała mnie na Bałucki Rynek, który miał niepowtarzalny klimat i swój koloryt. Do Łodzi wracam co roku i widzę zmiany, których może łodzianie żyjący tu na codzień nie dostrzegają.

Czym jest dla Pana tytuł Łodzianina Roku 2010, który niedawno Pan otrzymał?

To dla mnie honor i prestiżowe wyróżnienie. Wieńczy ciężką pracę, jest uhonorowaniem tego, co robiłem i robię. To także motywacja, żeby robić dla społeczeństwa Łodzi jeszcze więcej. Będę starał się wykorzystywać moją pozycję i moje kontakty, wciągać wciąż nowych ludzi do działań, które sprawią, że łódzka młodzież będzie jeszcze lepsza i moje rodzinne miasto na tym skorzysta. Chcę też, aby moja Fundacja MG13 wciąż się rozwijała.

Proszę dokończyć zdanie: Kiedy po kilku miesiącach wracam do Łodzi, to...

... to jestem szczęśliwy, że jestem w domu, że będę miał szansę zobaczyć rodziców, przyjaciół. Czasem jednak ogarnia mnie uczucie, które trudno mi określić. Spotykam ludzi, których znam całe życie, a w pewnym momencie nie potrafimy rozwinąć żadnego tematu. Moje życie kręci się wokół tego, gdzie ostatnio wyjechałem, co widziałem, co przeżyłem, z kim grałem. Dla kolegów, z którymi się wychowałem w dzieciństwie to hermetyczny świat, niedostępny, inny niż ich życie. To zamknięte tematy. Muszę więc pilnować się, uważać co mówię. Staram się wyciągać z tego wnioski. Nie zawsze jest łatwo wrócić, ale zawsze będę to robić.

Bałuty to legenda Łodzi, ale czy dla Pana tylko legenda, czy może miejsce magiczne, inne niż pozostałe dzielnice Łodzi?

Zupełnie inne. Zawsze czułem się tu najlepiej. Kiedy dorastałem, te legendarne Bałuty, ze starymi kamienicami, przepastnymi podwórkami, domkami robotniczymi przechodziły już do historii. Powstawały blokowiska, w których także dzieci mogły nawiązywać więzi i rozwijać się. Miałem wielu kolegów i spędzaliśmy inaczej czas niż nasi rówieśnicy w zatłoczonych zaułkach centrum miasta.

Mówił mi Pan ostatnio, że Łódź nie ma jasno określonego charakteru, w przeciwieństwie do na przykład wielu miast amerykańskich, takich jak Las Vegas - miasto rozrywki, Los Angeles - miasto filmu, Nowy Jork - miasto biznesu. Jakie oblicze powinna mieć Łódź?

Łódź ma idealne warunki, aby stać się miastem rozrywki. To byłby magnes dla turystów. Jeśli nim się stanie, to będzie przyjeżdżać więcej ludzi, a wówczas będzie potrzeba więcej rąk do pracy, miasto zacznie się dynamicznie rozwijać. Są różne drogi rozwoju, ale według mnie najlepsze oblicze dla Łodzi, to właśnie uczynienie z niej miasta rozrywki.

Ponad dwa miesiące gra Pan w zespole Phoenix Suns. Czy gdyby został Pan w Orlando, trenował obok Dwighta Howarda i grał wciąż jako jego zmiennik, byłby Pan w tym samym miejscu kariery?

Z pewnością nie. Przez te dwa miesiące zrobiłem bardzo duży krok do przodu. Jestem zadowolony z jakości swojej gry, choć są elementy, w których mam jeszcze dużo do zrobienia. Może uda się jeszcze w tym sezonie, a może w wakacje. Zapowiada się, że nowy sezon rozpocznie się nie prędzej niż w grudniu, bo będzie lokaut (zawieszenie rozgrywek w związku z negocjacjami pomiędzy zawodnikami a kierownictwem ligi w sprawie płac - przyp. mk). Będzie więcej czasu, aby indywidualnie popracować nad sobą. Ważne, że mam teraz dużo pewności siebie w grze, będę walczyć twardo, zdecydowanie i powinno być coraz lepiej. Oczywiście, trzeba się liczyć z tym, że przyjdą i słabsze mecze. Nie było jeszcze gracza w NBA, który miałby tylko udane występy. Na pewno będę jeszcze grać w kratkę. Proszę pamiętać, że jestem zawodnikiem, który rozegrał dopiero dwadzieścia kilka meczów występując regularnie po 25 minut na parkiecie.

Czy rzeczywiście jest realne zagrożenie, że nie zagra Pan w reprezentacji na mistrzostwach Europy? Byłaby to decyzja drastyczna dla polskiej koszykówki.

Nie ma co przesadzać, wcale nie taka drastyczna. Marcin Gortat jest do zastąpienia. Chciałbym grać w EruroBaskecie, ale nic nie jest pewne. To nie tylko kwestia moich chęci. Wiele zależy od klubu, od Polskiego Związku Koszykówki. Póki nie będę wiedział wszystkiego, co wiąże się z ewentualnym występem w finałach na Litwie, wstrzymuję się z decyzją. Staram się zakończyć sezon w NBA z jak najlepszym wynikiem, a później przyjdzie czas na decyzje co do reprezentacji.

Łódź jest organizatorem EuroBasketu Women 2011 na przełomie czerwca i lipca. Na razie miasto wypowiedziało organizatorowi umowę, negocjacje w sprawie nowej trwają. Pojawiły się jednak głosy, że lepiej zrezygnować z tej imprezy na rzecz Katowic, bo promocja za słaba i taka impreza Łodzi się nie opłaca. Podziela Pan te obawy?

Nie! To byłaby tragedia, gdyby EuroBasket kobiecy nie odbył się w Łodzi, porażka, wielka strata dla miasta i dla koszykówki. Staramy się promować basket i żeńskie mistrzostwa Europy znakomicie służyłyby łódzkiej i polskiej koszykówce. Przy dobrej promocji, w tak koszykarskim mieście jak Łódź, bylibyśmy w stanie zapełnić halę bez problemu.

Jak będzie w tym roku wyglądać letni Marcin Gortat Camp?

Robimy campy między innymi dlatego, że ja i moje pokolenie łódzkich koszykarzy takiej możliwości nie mieliśmy w dzieciństwie. Może gdybym mógł wówczas uczestniczyć w podobnych imprezach byłbym lepszym koszykarzem niż jestem. W tym roku będzie pięć lub sześć campów. Formuła będzie podobna, jak w ubiegłych latach. Chciałbym jednak, żeby było więcej nagród, więcej sponsorów, jeszcze większy niż dotąd rozmach imprezy. Postaramy się sprowadzić honorowych gości, zawodników NBA, albo byłych zawodników, aby dzieci jak najwięcej skorzystały z campu, pokochały koszykówkę i sport w ogóle i aby mogły długo wspominać tę imprezę.

Rozmawiał Marek Kondraciuk

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki