Na nic zdają się tłumaczenia wójta, że decyzja, zezwalająca na budowę elektrowni, została wydana kilka lat przed referendum.
- Dla mnie to jest karygodne. Staniemy się pośmiewiskiem na całą Polskę, bo wygrywamy referendum, a wiatrak i tak stanie! - grzmi Zbigniew Szkudlarek, sołtys Komornik.
Sprawa tym bardziej bulwersuje mieszkańców, że o budowie elektrowni dowiedzieli się dopiero 24 marca, kiedy na działce we wsi Zmyślona rozpoczęły się roboty ziemne i stanęła tablica informacyjna. Rada Gminy wystosowała protest, sprawą zajęła się komisja rewizyjna.
- Referendum to podstawa demokracji, a u nas neguje się jego prawne skutki - zarzuca radna Elżbieta Wyrembak.
Referendum wiatrakowe odbyło się w czerwcu 2013 roku. Pytano mieszkańców, czy życzą sobie wiatraków w odległości mniejszej niż 2 km od zabudowań mieszkalnych. 1.635 osób oddało głos na "nie", a tylko 358 na "tak". Frekwencja wyniosła 46,7 proc., dlatego wynik głosowania jest wiążący.
Przed referendum kolportowano mapki z lokalizacjami elektrowni wiatrowych, które inwestorzy planowali postawić w gminie Mokrsko. Tej w Zmyślonej jednak nie uwzględniono - z powodu, który zdaje się mieć w tej sprawie kluczowe znaczenie. Takiego mianowicie, że był to jedyny wiatrak, który miał już wydane pozwolenie na budowę. Starostwo w Wieluniu wydało decyzję w październiku 2009 roku. Nawet ważne referendum - tłumaczą władze gminy - nie jest w stanie unieważnić wcześniej wydanego pozwolenia.
Mieszkańców i części radnych nie przekonują jednak argumenty, że prawo nie działa wstecz. Zamierzają napisać skargę do wojewody na działania władz. Nie ufają wójtowi, który sprawę wiatraka trzymał w tajemnicy. Co jednak istotne, wójt sam próbuje doprowadzić do zablokowania inwestycji. W ocenie Tomasza Kąckiego, pozwolenie na budowę straciło ważność, bo w ciągu trzech lat od jego wydania nie zostały przeprowadzone żadne roboty. Gdy jesienią 2014 r. inwestor wystąpił do starostwa o decyzję zamienną, gmina wystosowała do wojewody wniosek o stwierdzenie nieważności pozwolenia na budowę. Sprawa została umorzona, bo gmina nie jest stroną w całym procesie. Wójt odwołał się do głównego inspektora nadzoru budowlanego, postępowanie jest w toku.
Inwestor twierdzi, że wpisy w dzienniku budowy są dowodem na to, że roboty były prowadzone. Zapowiada, że jeśli pozwolenie zostanie cofnięte, wystąpi do gminy o kilkumilionowe odszkodowanie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?