Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Wytwórnia piosenek" w Teatrze Powszechnym [RECENZJA]

Łukasz Kaczyński
Wspaniała jest zaordynowana przez towarzyszkę Słomską piosenka "Wstaje słonko" - parodia ludowych pieśni o lepszym robotniczym jutrze, ośmieszająca kalki "ludowej", socjalistycznej logiki
Wspaniała jest zaordynowana przez towarzyszkę Słomską piosenka "Wstaje słonko" - parodia ludowych pieśni o lepszym robotniczym jutrze, ośmieszająca kalki "ludowej", socjalistycznej logiki Kasia Chmura/Materiały teatru
To był ważny weekend dla Teatru Powszechnego w Łodzi, który świętował 70-lecie istnienia. Prapremiera "Wytwórni piosenek" okazała się czymś więcej niż wspomnieniem Fabryki Snów.

"Wytwórnia piosenek" to luźna wariacja na temat realizacji "Zakazanych piosenek", pierwszego polskiego filmu fabularnego po wojnie. Oprócz jego głównych twórców, Leonarda Buczkowskiego (grający gościnnie Aleksander Trąbczyński tworzy wręcz postać archetypicznego reżysera) i scenarzysty Ludwika Starskiego (Arkadiusz Wójcik) nie oglądamy osób najbardziej z tym obrazem filmem identyfikowanych, jak Danuta Szaflarska. Ale też "Buczek" i "Lutek" nie są osią wydarzeń. Widownia nie ogląda planu zdjęciowego, ale zostaje wprowadzona do Wytwórni Filmów Fabularnych niejako tylnymi drzwiami.

Jako punkt wyjścia dla wydarzeń autorzy sztuki Maciej Karpiński i Maciej Wojtyszko wykorzystali wątek z drugiej wersji filmu. Ukrywający się AK-owiec Maciej Niewiarowski (Maciej Makowski) z ciotką, przedwojenną gwiazdą opery Natalią Poraj-Niewiarowską (Ewa Sonnenburg) i jej sublokatorem, wybitnym skrzypkiem, który przeżył getto Henrykiem Ponichterem (Artur Majewski) odpowiadają na prasowe ogłoszenie filmowców poszukujących wojennych piosenek. Pod nieobecność Buczkowskiego i Starskiego spotykają partyjną ideolożkę Słomską (Beata Ziejka). Wykład, jaki robi ona na temat jedynie słusznej sztuki to przygrywka do wprowadzonego niedługo potem socrealizmu.

"Wytwórnia..." pokazuje ścieranie się dwóch sił. Jedna chce przemycić do filmu co wartościowsze pozostałości kultury dawnej Polski. Druga wykorzystuje film do celów ideologicznych. To, że do prywatnego życia "dostawców" piosenek wtargnie polityka, staje się kwestią czasu.

WFF jawi się na scenie jako przystań dla ludzi "burżuazyjnego" systemu - także dotąd niezwiązanych z filmem: intelektualistów, wolnych duchów, ostatnich przedstawicieli przedwojennych rodzin inteligenckich, mający klasę, ale i świadomość obłędu, który rządzi nową rzeczywistością. Kluczowe są tu świetnie grane postaci: byłego AK-owca Maćka i jego ciotki, operowej diwy. Po drugiej stronie są wierne "psy gończe" "systemu społecznej sprawiedliwości", gotowe ziścić tę utopię za wszelką cenę. Jest to zapewne uproszczenie, ale inaczej się nie da, gdy pokazuje się świat w pigułce. Nie znaczy to, że postaci są czarno-białe. Jeśli ubek Rozłąka grany przez Artura Majewskiego nienawidzi "nieprawomyślnych", to przez zazdrość lub niemożność wybicia się ponad własny stan. Towarzyszka Słomska w ujęciu Beaty Ziejki eksponuje wierność władzy, ale czy nie w sposób, który cechuje bezsilnych, lękających się o byt, który zależy od każdego "egzaminu" zdanego przed władzą?

Sztuka jest napisana sprawnie i według klasycznych zasad. Wszystko w niej domyka się, nie pozostają żadne niedomówienia. Od strony konfliktów jest odbiciem "Zakazanych piosenek". Miejsce okupanta niemieckiego zajmuje rosyjski i podlegli mu Polacy. Losy pewnych typów postaci filmowych otrzymują powojenną kontynuację, ale w losach innych postaci. To ciekawy zabieg, zwłaszcza że odbywa się w scenografii filmowej. Autor dekoracji do spektaklu, Allan Starski, prostymi środkami, ale ze znawstwem oddał ducha wielkiej Fabryki Snów. Akcja dzieje się w trzech lokalizacjach: filmowej hali, po mieszczańsku urządzonym mieszkaniu i na ulicy. Zmiany dekoracji sprawnie organizują grę umowności między tymi przestrzeniami. Ulicę tworzą dwie wjeżdżające na scenę dwie ściany budynku. Łączą je montażyści ubrani jak ekipa filmowa. W końcu to Fabryka Snów. "Prawdy czasu" dopełniają zgrzebne kostiumy Wiesławy Starskiej. Jarosław Stanek zaordynował ruch sceniczny, który oddaje krzątaninę w wielkiej wytwórni filmów. Dostarcza smaczków w postaci bezszelestnie przemykających postaci.

Konwencjonalizm przedstawienia jest zrozumiały - formalizm mógłby przyćmić klarowność opowieści. Kilka inteligentnych scenicznych pomysłów ratuje "Wytwórnię..." przed "łatką" ramoty. Są to m.in. celowe muzyczne archaizmy: gdy Maciej gra i śpiewa piosenkę z tekstem Wojtyszki i dość współczesną aranżacją Satanowskiego. Zresztą niektóre teksty bardzo pasują też do naszego czasu, jak np. "My się nie damy", pokrzepiające jak inny przebój - "Jeszcze w zielone gramy". Wspaniała jest zaordynowana przez towarzyszkę Słomską piosenka Wojtyszki "Wstaje słonko" - parodia ludowych pieśni o lepszym robotniczym jutrze, ośmieszona przez rymy częstochowskie i żonglująca kalkami socjalistycznej logiki. Jakby mało było tubalnie śpiewanej frazy "Małorolni będą wolni", w opary absurdy strąca pieśń "kulawa" choreografia jak z kabaretu Olgi Lipińskiej.

Jest też kilka rozwiązań realizatorskich, które trudno zaakceptować. Aktorzy śpiewają, ale i mówią przez mikroporty, co potęguje sztuczność akcji, której postaci i tak różnią się od współczesnych ludzi manierami, sposobem zachowania. Idąca z taśmy muzyka nie zawsze ma dość energii, by zmobilizować aktorów. Efekt? Fałszów nie brakuje. No i bywa, że jej głośność nie jest zgrana z mikroportami. Trudno też pojąć związek z akcją dywagacji o sztuce aktorskiej, jakie prowadzą ze sobą w uszczypliwy sposób w kilku przerywnikach Barbara Połomska i Michał Szewczyk, aktorzy-seniorzy TP.

Kwintesencją lekkiej, ale nie tylko rozrywkowej formy, balansowania między zabawą i tonem serio jest w "Wytwórni..." postać pół-mitycznego Henia Szlacheta (Mirosław Henke) i scena, w której tańczy do klezmerskich nut z Ponichtere, śpiewając, że ocaleli (z Zagłady). Ale nie trzymają się za ręcę. Łączy ich kamizelka, rozciągnięta jakby była tam trzecia osoba. Jakby.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: "Wytwórnia piosenek" w Teatrze Powszechnym [RECENZJA] - Dziennik Łódzki

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki