Ministra przesłuchano, a my wiemy mniej, niż wiedzieliśmy wcześniej. Otóż potwierdzono, że prokuratura podejrzewa istnienie szajki oficerów KWP w Łodzi, która mijając procedury podpisywała potrzebne kwity.
Co ciekawe, wcześniej, zanim ministra przesłuchano, w prasie pojawiały się informacje, że w czasie, gdy miał on zdawać egzamin w Łodzi, jego telefon logował się w Warszawie. Mnie zaskakuje jedno: dotychczas minister konsekwentnie odmawiał dziennikarzom odpowiedzi na pytanie, czy pozwolenie na broń posiada, czy nie.
Gdyby powiedział, że posiada, naturalne byłoby pytanie jakim cudem, skoro podczas egzaminu w Łodzi, on był w Warszawie. I nagle, po przesłuchaniu ministra, w sprawie nadchodzi odwilż: ministertwo nie unika informacji, prokuratura zaś oznajmia, że przy wydawaniu pozwolenia dla ministra (czyli jednak je ma) nieprawidłowości były, jednak o zarzutach mowy być nie może.
Na logikę wyjaśnienie jest proste: egzamin zdawał w Łodzi, a telefon zostawił w Warszawie. Słaby punkt tej logiki jest taki, że minister mógł powiedzieć to od razu, a unikał odpowiedzi, co tworzyło i tworzy aurę jakichś szemranych interesów. Ale nie powiedział.
Dlatego nie mogę się doczekać końca śledztwa. Powie dużo nie tylko o logice ministra.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?