Jadwiga Ziółkowska z Łodzi jest po dwóch wylewach, ledwo mówi. Ma pierwszą grupę inwalidzką, porusza się z trudem o kulach. Kobieta czuje się oszukana. Nie wzięła kredytu, a żąda się od niej 5 tys. zł za pośrednictwo w udzieleniu pożyczki.
- Kilka miesięcy temu w skrzynce pocztowej znalazłam ulotkę o kredycie na PIT. Brakowało mi pieniędzy na leki, opiekuję się też chorą mamą, popsuła mi się wersalka. Potrzebowałam pieniędzy. Zadzwoniłam więc i zapytałam o kredyt - opowiada pani Jadwiga. - Na drugi dzień pojechałam podpisać dokumenty. Okazało się, że mogę dostać 20 tys. zł. Ucieszyłam się. Miałam spłacać miesięcznie po 380 zł.
Kolejnego dnia umówiono mnie z panem z banku. Potrzebny był akt zgonu męża. Pan z banku był tak miły, że nawet zawiózł mnie samochodem do urzędu po ten dokument. Podpisałam umowę kredytową. Wtedy dowiedziałam się od tego pana, że 5 tys. zł pobierze pośrednik. Policzyłam, że taki kredyt mi się nie opłaca. Poradziłam się wnuczki i zrezygnowałam z kredytu.
Okazało się jednak, że chociaż pani Jadwiga nie ma pożyczki, nadal musi zapłacić 5 tys. zł za pośrednictwo w jej udzieleniu. - Dostałam blankiet do zapłaty - mówi łodzianka. - Nie mogłam zrozumieć o co chodzi. Próbowałam wyjaśnić sprawę. Jednak w biurze, gdzie zgłosiłam się po pożyczkę powiedziano mi, że wszystko jest zgodnie z przepisami, bo podpisałam w tej sprawie dokumenty.
Nawet nie wiem co podpisywałam. Wszystko było bardzo drobnym drukiem. A pani w biurze miło przekonywała mnie, że nic złego nie podpisuję. Później, kiedy zrezygnowałam z kredytu, już taka miła nie była. Powiedziała mi, że mogę sobie rezygnować z kredytu, ale 5 tys. zł muszę zapłacić.
Pani Jadwiga napisała reklamację. Pomogła jej wnuczka. Jednak reklamacja nie pomogła.
"Nie stwierdzono, aby zostały naruszone jakiekolwiek procedury zarówno wewnętrzne jak i instytucji, z którymi współpracujemy. W związku z czym brak jest podstaw do anulowania wynagrodzenia - czytamy w odpowiedzi na reklamację. - W sytuacji zgłoszenia zdarzenia reklamacyjnego nasi pracownicy i współpracownicy mają bezwzględny zakaz jakichkolwiek kontaktów z klientem."
Mecenas Maria Wentlandt-Walkiewicz, do której pani Jad-wiga zwróciła się po pomoc, wystąpiła do firmy o odstąpienie od roszczeń.
- Jestem prawnikiem, ale musiałam trzy razy przeanalizować umowę, żeby ją zrozumieć. Dlatego nie dziwię się, że pani Jadwiga nie zrozumiała zapisów, które podpisała - twierdzi mecenas Wentlandt-Walkiewicz. - Moim zdaniem naruszono prawo. Nie można żądać podpisu od osoby, która nie wie, co podpisuje. Sytuacja pani Jadwigi jest bardzo trudna, ja pomagam jej za darmo. Niestety, takich spraw jest coraz więcej. Nieuczciwe firmy wykorzystują starsze i niedołężne osoby. Dlatego apeluję do wszystkich, by uważali co podpisują i pochopnie nie brali kredytów.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?