Pomazane świątynie, urzędy, szpitale, kamienice, nierzadko te świeżo odnowione. Czy to oznacza, że dla grafficiarzy nie ma już żadnych świętości? Nic nie jest w stanie ich powstrzymać?
Część grafficiarzy to są ludzie, którzy potrzebują swego rodzaju ekspresji, zaznaczenia siebie - w każdym miejscu i w każdy możliwy sposób. Może to być zarówno ekspresja poglądów, wyznawanych wartości, takich jak przynależność do konkretnych klubów sportowych lub stosunek do różnego rodzaju mniejszości, np. seksualnych. Oni w inny sposób nie mogą wyrazić siebie, robią to właśnie za pośrednictwem malunków na ścianach.
Czy w takim razie oznacza to, że nad takimi osobami nie można, nie da się w żaden sposób zapanować?
Podejmowane są próby stwarzania miejsc, obszarów właśnie z myślą o grafficiarzach. Są dla nich przeznaczane ściany, na których mogą malować i nikt ich za to nie ściga. To dobre rozwiązanie dla tych, dla których graffiti jest po prostu formą artystycznego wyrazu. Trzeba jednak pamiętać o tym, że zawsze będzie grono osób, które nie szanują przestrzeni publicznej, osób z nastawieniem chuligańskim. To jest element ich osobowości. Z nimi nie da się walczyć po prostu przemawiając im do rozsądku, takie podejście jest skazane na porażkę. W ich przypadku mogą zadziałać kary.
A czy w przypadku grafficiarzy nie działa tzw. syndrom zbitej szyby znany z Wielkiej Brytanii, gdzie jedna wybita szyba zachęcała do wybicia następnej itd?
To, co można zrobić w takiej sytuacji, to natychmiast reagować i zamalowywać niepożądane graffiti. W ten sposób zaznaczy się, że nie ma tolerancji dla takich działań. Trzeba pamiętać o tym, że syndrom zbitej szyby naprawdę działa, aspołeczne zachowania zyskują naśladowców. Dlatego tak ważne jest zamalowywanie tych "dzieł", gdyż to może przestać skłaniać do naśladowania.
Niektóre miasta, jak Kraków, radzą sobie z grafficiarzami. W centrum miasta nie spotyka się ich "dzieł". Czyli jednak można z tym zjawiskiem skutecznie walczyć?
Do wyobraźni przemawiają na pewno takie sytuacje, gdy te osoby zostają złapane i ukarane. Muszą na przykład pokryć koszty usunięcia malunków. Takie informacje znaleźć można w mediach, ma to charakter prewencyjny. W przypadku nieletnich "artystów" kary płacą rodzice, a malujący muszą mieć świadomość, że ich działanie nie jest bezkarne. To zresztą nie tylko polski problem. Na pewno w zwalczaniu tego zjawiska pomaga monitoring. Tam, gdzie on działa, grafficiarze się nie pojawiają, w obawie przed złapaniem i konsekwencjami. Podobnie jest zresztą na naszej ul. Piotrkowskiej, a zwłaszcza odcinku A, który objęty jest kamerami. Tu graffiti się nie spotyka. To też krok w dobrym kierunku.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?