W ciągu ostatnich czterech miesięcy strażacy interweniowali dwa razy w akademiku "Brodway" i 36 w "Manhattanie". Do tego drugiego tylko pod koniec kwietnia jeździli cztery dni pod rząd. - Z "Manhattanu" mieliśmy 9 nieuzasadnionych wezwań i 27 wyjazdów do pożarów w aneksach kuchennych. Najczęściej w grę wchodziło zadymienie po przypalonych potrawach - tłumaczy Michał Badach z lubelskiej straży pożarnej. - Do tak wysokich budynków za każdym razem musimy wysyłać trzy wozy: dwa gaśnicze i jeden z drabiną.
Uniwersytet Przyrodniczy zdaje się nie widzieć problemu i nie ma sobie nic do zarzucenia. - System przeciwpożarowy zamontowany w akademikach jest jednym z najnowocześniejszych w Lublinie, obecnie jest jeszcze na gwarancji. Dzięki niemu chcemy zagwarantować jak największe bezpieczeństwo naszych studentów - mówi Agnieszka Wasilak, specjalista ds. promocji UP.
Jednak dane straży pokazują, że problem jest i trzeba znaleźć rozwiązanie. Dlatego strażacy nie wykluczają kontroli w akademikach UP.
Dziesięć minut do pożaru
O nieuzasadnionych wezwaniach do akademików Uniwersytetu Przyrodniczego spowodowanych prawdopodobnie przez czujki piszemy na stronie 1. Podobnych sytuacji jest w Lublinie więcej. Jak wygląda procedura w takich przypadkach?
Gdy w budynku uruchomi się przeciwdymowa czujka, portier ma dwie minuty na powiadomienie straży, że wie o zagrożeniu. Jeśli tego nie zrobi, strażacy sami wyruszają na pomoc. Jeśli jednak portier zdąży powiadomić straż, ma kolejnych osiem minut na sprawdzenie, czy alarm jest zasadny i czy trzeba wezwać pomoc. Jeśli alarm jest fałszywy, także musi o tym zawiadomić strażaków, inaczej wozy wyruszą na miejsce.
- W tym roku czujki w budynku urzędu przy ulicy Wieniawskiej włączały się cztery razy - informuje Olga Mazurek z biura prasowego Urzędu Miasta w Lublinie. - Straż nie przyjeżdżała, bo portier za każdym razem wywiązał się ze swojego zadania i poinformował ich na czas. Alarm najczęściej był spowodowany remontem.
Zbyt wielu wezwań strażacy nie otrzymują także z akademików UMCS. W ubiegłym roku ukarali uczelnię tylko za dwa niepotrzebne wyjazdy. - Zgodnie z prawem czujki należy konserwować raz w roku. My to robimy raz na kwartał - przyznaje Aneta Adamska z biura rzecznika prasowego UMCS. - Dlatego nie mamy problemów, chociaż w akademikach czujki się jednak włączają. Portierzy zawsze jednak reagują na czas.
Strażacy, z którymi wczoraj rozmawialiśmy na temat wezwań do "Manhattanu", podejrzewają, że winę za zbyt częste alarmy - oprócz problemów z czujnikami - mogą ponosić także portierzy. - Może nikt nie próbował wykorzystać czasu danego na weryfikację alarmu, a może czujniki są źle zaprogramowane - mówią prosząc o anonimowość.
Uniwersytet Przyrodniczy nie ma sobie oraz portierom akademików nic do zarzucenia. Sugeruje jednak, że część winy ponoszą studenci.
- 10 minut to czas określony odgórnie w systemie przeciwpożarowym i nie może być krótszy: czas reakcji jest kluczowy dla bezpieczeństwa w przypadku wybuchu pożaru, który przecież rozprzestrzenia się błyskawicznie - mówi Agnieszka Wasilak, specjalista ds. promocji uczelni. - W każdym roku akademickim studenci przechodzą szkolenia BHP i przeciwpożarowe, które zaznajamiają ich ze sprzętem i układem budynków. W przypadku kuchni zwracana jest szczególna uwaga na właściwy sposób obchodzenia się z kuchenkami: to właśnie tutaj najczęściej uruchamiają się czujniki i tutaj studenci powinni być najbardziej ostrożni w trosce o swoje dobro, jak i współmieszkańców.
Co grozi za wzywanie SP?
Strażacy uśrednili koszty bezzasadnych interwencji za wyjazd ratowników do akcji trzeba zapłacić 192,25 zł. Kara nakładana jest rzadko, mimo że w Lublinie monitoringiem przeciwpożarowym objętych jest ponad 100 budynków.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?