Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wybory 2015: Własny długopis, świeczka, maszyna do laminowania. Jak uniknąć wyborczych "fałszerstw"?

Krzysztof Marczyk (AIP)
Fot. Karolina Misztal
"Weź długopis na wybory" to akcja, która na portalu społecznościowym Facebook cieszy się popularnością. Jej celem jest uniemożliwienie fałszerstw podczas liczenia głosów, a udział w akcji zadeklarowało już ponad 100 tys. obywateli. Jednak osoby, pracujące w komisjach pukają się w czoło, mówiąc: weźcie ze sobą przede wszystkim mózg i dowód.

Kilka lat temu głośno było o akcji "Zabierz babci dowód", która miała na celu porozmawianie przed wyborami z seniorami, a została zmanipulowana jako atak wymierzony w PiS, by odebrać mu elektorat. Dziś mamy do czynienia z nieco inną formą aktywności obywatelskiej. Jeden z wyborców, zaniepokojony nieprawidłowościami jakie miały miejsce przy okazji elekcji samorządowców, zainicjował akcję "Weź długopis na wybory". Motyw jest poważny - uniknięcie fałszerstw przy liczeniu głosów.

- Długopis to niby drobny przedmiot, ale w procesie wyborczym posiadający kluczowe znaczenie - czytamy w opisie akcji na Facebooku. - Pokazały to chociażby ostatnie wybory samorządowe, gdzie w niektórych komisjach rozłożono długopisy z bardzo mocnym i rozlewającym się tuszem. W efekcie, ponieważ karty wyborcze miały kształt książeczek, tusz ze znaku X postawionego na jednej ze stron w jednej z kratek, przebijał także na inne. I podczas liczenia, wiele takich głosów komisje uznały za nieważne - wyjaśnia autor.

Inicjatorem akcji jest znany prawicowy bloger, Paweł Rybicki, który sugeruje, że sfałszowanie wyborów w jednej komisji obwodowej to koszt 10,5 zł. Własnie tyle wynosi cena długopisu z tuszem, który znika z kartki w kilka godzin po jej zapisaniu. - Nie twierdzę, że podczas polskich wyborów dochodzi do jakiejś odgórnie skoordynowanej akcji fałszowania - zaznacza Rybicki w opisie akcji. - Na pewno mają jednak miejsce nieprawidłowości. Teoretycznie, o uczciwość wyborów powinny zadbać organy państwa, ale zbytnio się do tego zadania nie przykładają. Dlatego to sami wyborcy powinni zrobić, co w swojej mocy, aby uczciwość głosowania zapewnić - dodaje.

CZYTAJ TAKŻE: Wybory 2015: Debata prezydencka TVP za nami. Kto wygrał?

Przekaz jest prosty: "Weźmy swoje własne, sprawdzone długopisy, idąc zagłosować 10 maja."

Udział w akcji zadeklarowało ponad 100 tysięcy osób i ta liczba stale rośnie. Takie zainteresowanie zaskakuje nawet Rybickiego. - Przyznaję, nie spodziewałem się, że tyle osób weźmie udział w tej akcji. Widać, jakie Polacy mają zaufanie do Państwowej Komisji Wyborczej - napisał na Facebooku organizator.

Należy jednak podkreślić, że wiele osób, deklarujących udział w akcji, robi to opierając się tylko i wyłącznie na przesłankach, nie mając żadnej wiedzy na temat pracy komisji wyborczych i tego, czy sfałszowanie głosów rzeczywiście jest tak prawdopodobne. W temacie akcji "Weź długopis na wybory" wypowiedziało się kilka osób, które w takich komisjach pracowały, uczestniczyły w liczeniu głosów i podobne sugestie nazywają wierutną bzdurą.

- Jakim cudem 13 osób zasiadających w komisji miałoby sfałszować te wyniki? Nawet gdyby miał ginąć tusz z karty do głosowania? Czy uważacie, że 13 osób stawiałoby krzyżyki na pustych kartach? Zamiast iść na wybory ze swoim długopisem, proponuję zostać mężem zaufania i patrzeć na ręce obwodowej komisji, każdy ma do tego prawo - przekonuje Robert Ogłoszka, który członkiem komisji obwodowych był kilkanaście razy, a dwukrotnie pełnił funkcję zastępcy przewodniczącego.

Kolejni uważają, że sugestie, by ktoś fałszował karty, obrażają wszystkich ludzi, którzy kiedykolwiek pracowali w komisjach wyborczych. - Przez 10 lat uczestniczyłem praktycznie we wszystkich wyborach, w większości jako przewodniczący komisji i widzę, że ludzie wypowiadający się tutaj nie mają pojęcia jak wygląda liczenie i praca takiej komisji - stwierdza Mateusz Kwiatkowski. - W mieście, w którym mieszkam i obecnym bezrobociu dodatkowe pieniądze w postaci pracy w komisji są na wagę złota, uwierzcie mi, że nikt nie przychodzi tu dla ideologii, partii wyborczych, każdy chce zarobić, zrobić swoje i spadać do domu, bo jak ma szczęście to rano musi iść do roboty i robić swoje dalej - tłumaczy.
Za pracę przy wyborach można uzyskać całkiem niezłe honorarium. Członkowi komisji należy się wynagrodzenie w wysokości 320 zł, wiceprzewodniczący może liczyć na 360 zł, a przewodniczący zarobi 400 zł.

Mateusz Kwiatkowski dodał, że przez 10 lat nie miał żadnego incydentu, wszystkie karty się zgadzały, a każdy nieważny głos poddawany był debacie. Ponadto podzielone głosy dla pewności są liczone przez inne osoby. - Pozdrawiam i włączcie myślenie - zakończył swój wpis Kwiatkowski.

Pojawiło się też sporo głosów ludzi, którzy zazwyczaj biorą na wybory własny długopis, jednak wcale nie wynika to z obawy przed ich fałszowaniem. Dla kilku z nich wydało się to na tyle absurdalnym pomysłem, że zainicjowali nową akcję "Zabierz świeczkę na wybory". W ten sposób nie dość, że zakreślimy krzyżyk obok swojego kandydata, to zatrzemy woskiem inne pola, uniemożliwiając zaznaczenie kolejnych nazwisk. Niektórzy poszli jeszcze dalej i zasugerowali przydatność maszyny do laminowania - wówczas na pewno nikt nie sfałszowałby naszej karty!

- Jak pierwszy raz usłyszałem o tej akcji, to musiałem stłumić śmiech, ale już nie muszę - dzieli się wrażeniami z Agencją Informacyjną Polska Press (AIP) Rafał Szymczak z biura prasowego Krajowego Biura Wyborczego. - To że obywatele angażują się w proces wyborczy, to dobrze. Nawet jeśli jest to niepokój. Dzięki temu demokracja jest silniejsza, a nie słabsza. To może wręcz wpłynąć na mobilizację wyborców - dodaje.

CZYTAJ TAKŻE: Wybory 2015: Debata prezydencka TVP za nami. Kto wygrał?

Fałszerstwa, według Szymczaka, są oczywiście teoretycznie możliwe, ale równie dobrze możliwe jest to, że w ziemię uderzy meteoryt. Dlatego nikt w PKW nie traktuje takich sugestii poważnie. - Oczywiście, jak się wszyscy w komisji zmówią, to pewnie będą mogli coś tam zrobić z tym głosem. Natomiast nie wydaje mi się to prawdopodobne. Członkowie komisji są przecież wskazywani przez partie, są też mężowie zaufania i tych osób jest sporo - wylicza Szymczak w rozmowie z AIP.

Co do przynoszenia własnych długopisów, jest to nawet wskazane i zalecane przez PKW. Rozczarowani mogą być jednak ci, którzy zamierzają przynieść świece bądź maszyny do laminowania. - Wydaje mi się, że tu już wchodzimy na ryzyko naruszenia kart, które nie jest dozwolone - tłumaczy Rafał Szymczak. - Popadamy jednak teraz w sytuacje absurdalne. Po to są mężowie zaufania i członkowie komisji, by takich rzeczy pilnowali - dodaje członek biura prasowego KBW.

Za podsumowanie tego tematu najlepiej posłuży opinia jednej z obywatelek, które wypowiedziały się na temat akcji "Weź długopis na wybory". - Zamiast zapasowych arkuszy wyborczych z internetu, tuszy do długopisów, świeczek z komunii i ochroniarza weźcie ze sobą mózg i dowód. Wystarczy. Bez odbioru - napisała Joanna Stasiów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Wybory 2015: Własny długopis, świeczka, maszyna do laminowania. Jak uniknąć wyborczych "fałszerstw"? - Portal i.pl

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki