Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Teresa Lipowska: Barbara Mostowiakowa, ukochana babcia Polaków

Anna Gronczewska
Teresa Lipowska na planie serialu "M jak Miłość"
Teresa Lipowska na planie serialu "M jak Miłość" Tomasz Holod/archiwum Polska Press
O swoim dzieciństwie i młodości spędzonej w Łodzi, jubileuszu 65-lecia pracy artystycznej, a także o pracy w serialu "M jak miłość" opowiada nam znana aktorka Teresa Lipowska.

Obchodzi Pani jubileusz 65-lecia pracy na scenie. Aż się nie chce wierzyć, że to aż tyle lat...
To trochę naciągany jubileusz... A wszystko zaczęło się w Łodzi. Od mojej dwunastki, gimnazjum, które znajdowało się na ul. Narutowicza 58. Tam pani Ewa Kaczorowska prowadziła kółko dramatyczne i dzięki niej mówiłam pierwsze wiersze na szkolnych akademiach. Do tej szkoły sześćdziesiąt pięć lat temu przyszedł aktor i angażował statystki do filmu "Pierwszy start" Leonarda Buczkowskiego. Miałam wtedy trzynaście lat, ładnie mówiłam wierszyki i dostałam swój pierwszy angaż filmowy. W tym filmie dekorowałam z koleżankami świetlicę, śpiewałyśmy.

W tym filmie debiutował Stanisław Mikulski?
Tak, ale grali też inni. Między innymi Wiesiek Michnikowski, Bogdan Niewinowski. Na ulicy Łąkowej w Łodzi pierwszy raz zetknęłam się z kamerą. Tak więc tych 65 lat liczę od premiery filmu "Pierwszy start". Potem dopiero zaczęłam studiować w szkole teatralnej. Wtedy studenci nie grali w filmach. Ja swej kariery nie zaczęłam od jakiegoś wybuchu, wielkiego filmu, który przeszedł do historii. Ja szłam po malutkich schodkach. Tak do-szłam do pierwszego polskiego serialu, nakręconego pięćdziesiąt lat temu, "Barbara i Jan". W rolach głównych występowali Janek Kobuszewski i Ninka Traczykówna. Wystąpiłam w pierwszym odcinku tego serialu. Zagrałam w nim pracownicę zakładów im. Róży Luksemburg, które produkowały żarówki.

A wraca Pani czasami do dnia, kiedy odbiera dyplom aktorski w łódzkiej szkole teatralnej?
Dokładnie w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej im. Leona Schillera, która mieściła się jeszcze na ulicy Gdańskiej. Trudno powiedzieć, że wracam do tamtej chwili. Przez ostatni rok studiów graliśmy spektakle w dawnej YMCE, wtedy Młodzieżowym Domu Kultury. Mieliśmy tam scenę Młodego Widza. Grałam tam w "Człowieku i cieniu" Szwarca, "Świętoszku" Molliera, w "Małym domku" Rittnera. Na mój dyplom składały się te spektakle. Zresztą dostałam dyplom z wyróżnieniem. A po skończeniu szkoły teatralnej przeniosłam się do Warszawy.

Jest Pani warszawianką, wiele lat spędziła Pani w tym mieście. Ale chyba też bardzo ważne miejsce w Pani życiu odgrywa Łódź?
To szczególne dla mnie miejsce. W Łodzi mieszkałam do 1945 do 1957 roku. Tam się uczyłam, studiowałam. Chodziłam też do szkoły muzycznej przy Gdańskiej. To była moja młodość, moje pierwsze randki. Zawsze wracam do Łodzi z wielką przyjemnością. Niedawno odwiedziłam to miasto z okazji 62. rocznicy mojej matury. Znam łódzkie parki, teatry, kina. Gdy dyrektorem Teatru Nowego był Kazimierz Dejmek, to stale tam bywałam. Gdy wracałam z koleżankami ze szkoły przy ulicy Gdańskiej, to tam się wstępowało, by zobaczyć jeden czy dwa akty dobrego przedstawienia. Na tę samą sztukę chodziło się po dziesięć, dwadzieścia razy. Jeśli chodzi o rozwój mojego ducha artystycznego, to zawdzięczam to właśnie Łodzi.

Jak to się stało, że zamieszkała Pani w Łodzi?
Po powstaniu warszawskim nasz dom został zburzony. Ojciec dostał pracę w Łodzi, mieszkanie przy ulicy Zacisze i tam się przeprowadziliśmy. Po dyplomie zakochałam się i wróciłam do Warszawy.

Mile wspomina Pani łódzkie dzieciństwo?
Wszystko, co najlepsze, jest związane właśnie z Łodzią. Wyjazdy na rowerach do Łagiewnik, randki w parku im. 3 Maja. Lody u Granowskiej, spacery po ulicy Piotr-kowskiej. To są moje wspomnienia, moje szczęśliwe lata. Żyli wtedy rodzice, rodzeństwo. Miałam wolną głowę, bo wiedziałam, że mam się w co ubrać, co zjeść. Moim najukochańszym miejscem była szkoła teatralna. Dostałam się do niej za pierwszym razem, nie mając jeszcze szesnastu lat! Jako dwudziestolatka miałam już skończone studia.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Jak było to możliwe?
W czasie wojny uczyła mnie mama. Po jej zakończeniu powinnam uczyć się w drugiej klasie, a poszłam od razu do trzeciej. Chodziłam do jedenastoklasowej szkoły, wszystko się bardzo skróciło. 14 lipca kończyłam szesnaście lat, a w maju odebrałam świadectwo maturalne. Musiałam pisać podanie, by przyjęli mnie do szkoły teatralnej. Razem ze mną uczyli się koledzy starsi o osiem - dziesięć lat. Ja byłam najmłodsza w szkole.

Była Pani traktowana jak beniaminek?
Bo ja wiem? Ja starałam się zachowywać jak dorosła. Zaczęłam palić papierosy. Bardzo szybko mi to na szczęście przeszło. Poza tym musiałam pogodzić naukę w szkole muzycznej z teatralną. Wszystko przepięknie się potoczyło.

Czy darzyła też Pani szczególnym sentymentem swoje gimnazjum?
Trudno powiedzieć, że swoją szkołę darzy się sentymentem. Mam sympatyczne koleżanki, z którymi spotykam się do dziś. Zachowałam album z 1945 roku, do którego mi się wpisywały. Pamiętam nazwiska wszystkich swoich nauczycieli. Nie byłam specjalną prymuską. Lubiłam język polski, bo dużo czytałam, interesowałam się poezją. Ale z matematyki, fizyki i chemii byłam średniutka.

Pani rodzina mieszka jeszcze w Łodzi?
Brat mieszka na Chojnach. Rodzice już nie żyją, zmarła też moja siostra...

Teraz jest Pani ulubioną babcią Polaków. Cieszy to Panią?
Na pewno. Od piętnastu lat gram w "M jak miłość". W sumie brałam udział w około dwudziestu polskich serialach. Praca w "M jak miłość" daje mi ogromną popularność i sympatię widzów. To bardzo ciepło, urokliwie opowiedziana historia rodziny Mostowiaków. Ja gram przecież to, co jest napisane. Jestem może w tym serialu trochę za bardzo wścibską, dociekliwą mamą, teściową i babcią. Ale jestem chyba lubianą postacią. Mam tego dowody na każdym kroku. Ludzie uśmiechają się do mnie, zaczepiają. Niekiedy mówią: Przepraszam, ja tylko powiem, że my panią bardzo kochamy. Jak na starą aktorkę to bardzo miłe. Przecież wiele z nas jest już zapomnianych, nic nie gra, nie ma za co żyć, brakuje na lekarstwa. Emerytury aktorów są bardzo niskie. Ja mam szczęście, że gram w serialu, jestem jeszcze zauważana. Niedawno zrobiono mi wielki jubileusz w TVP Seriale - z tortem, z zaproszonymi przyjaciółmi. Tort był też w "Pytaniu na śniadanie", a potem w "Świat się kręci". To są niezwykłe dowody życzliwości i szczęścia w tym zawodzie.

Gdy rozpoczynała Pani pracę w "M jak miłość" to przypuszczała Pani, że ten serial osiągnie taką popularność?
Nikt tego nie przypuszczał. Pracowałam przy kilku serialach. Kończyły się po dziewięciu, piętnastu odcinkach. Nasz serial był chyba zaplanowany na dwadzieścia odcinków. I na początku nie był to taki "wystrzał". Szło wszystko normalnie, ale z czasem "M jak miłość" zaczęło wciągać widzów. Po tych dwudziestu odcinkach producenci zorientowali się, że trzeba pisać kolejne.

Jedzie Pani na plan serialu, jakby miała się spotkać z najbliższą rodziną?
W każdym razie z dobrymi znajomymi.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Jak traktują Panią serialowe wnuki?
Jak babcię, bardzo serdecznie. Jestem w przyjaźni z dziewczynami, które rosły na moich oczach. Teraz pozdawały maturę i chcą zdawać do szkół teatralnych. Przyjaźnię się z Mateuszem. Gdy pojawił się na planie, miał cztery miesiące, teraz jest 14-letnim chłopcem. Kiedy przychodzi na plan, to całuje mnie na powitanie, jest bardzo serdeczny. Nie mówiąc już o braciach Rafale i Marcinie Mroczkach. Przyszli na mój jubileusz, choć Marcin ma złamaną nogę. Dziękowałam Marcinowi, że pojawił się mimo kontuzji. Odpowiedział, że nie mogło go zabraknąć. Stwierdził: "Pani Tereniu, przyszedłbym, nawet gdybym miał złamane obie nogi!". Myślę, że mam dobry kontakt z młodymi. Nie krytykuje ich, czasem im podpowiem, co mają zrobić.

W historii Pani i Lucjana, granego przez Witolda Pyrkosza, pojawia się wiele wątków komediowych...
Staramy się, by tak było. To bardzo ubarwia obie postacie. Jak tylko możemy, to coś dokładamy od siebie. Oczywiście za zgodą scenarzystki.

Gdy ktoś zawoła na ulicy: "Barbara!", to odwraca Pani głowę?
Staram się nie odwracać, bo tego nie lubię. Spotkałam tysiące ludzi, którzy twierdzą, że jestem ich rodziną, przychodzę do nich do domu. Jestem dla nich babcią Basią. Jeśli ktoś mi miło powie: "Dzień dobry, pani Basiu", to uśmiechnę się i wyjaśnię grzecznie, że dziś spotykamy się panią Teresą. Ale jeśli ktoś krzyczy z daleka: "O, pani Basia, chodź, zrobimy zdjęcie", to wtedy nie jestem zbyt miła.

Ale jest też pewnie życie poza serialem?
Tak. Moje życie poza serialem jest bardzo kolorowe, biorę udział w różnych działaniach charytatywnych. Na przykład w akcji "Cała Polska czyta dzieciom", współpracuję z różnymi fundacjami onkologicznymi. Jeżdżę na spotkania do Uniwersytetów Trzeciego Wieku, nagrywam audiobooki, mam swoje wieczory poetyckie. Nie mogę narzekać. Mam przecież tak różnobarwną końcówkę mojego życia aktorskiego. Rzadko się przecież zdarza, by grać do setki, jak robi to Danusia Szaflarska.

Co Pani robi w wolnych chwilach?
Nie mam ich dużo. Ale czytam książki, czasem pójdę do kina. Jeżdżę na rowerze. Właśnie wróciłam z takiej przejażdżki. Odebrałam awizo, buty od szewca. Dzięki rowerowi załatwienie tych spraw zajmuje mi kilkanaście minut. A tak potrzebowałabym półtorej godziny, by wszędzie dojść. Rower jest moją wielką miłością od piątego roku życia. Blisko mojego domu jest ogród botaniczny. Byłam tam, by zobaczyć, jak zakwitły pierwsze magnolie. To wszystko daje mi siłę. Staram się dbać o siebie. Raz na rok jadę do sanatorium. Życzę sobie, by dalej to trwało.

A dla swoich wnuków jest Pani taką samą babcią, jak serialowa Barbara dla rodziny Mostowiaków?
Trudno powiedzieć. Tam jest serial, a tu jest życie. Nie ma co porównywać.

Czego Pani życzyć?
Zdrowia! Tylko i wyłącznie. Szczęście, odpukać, na razie mam. Oby się nie zawaliło. Jestem przeszczęśliwa, że zauważono moje jubileusze. Zwłaszcza póki trwa serial, mam ciągle otwarte drzwi w różne miejsca. Cieszę się, że dalej jestem potrzebna. A przy okazji chciałabym pozdrowić wszystkich czytelników "Dziennika Łódzkiego". Mam wśród nich przyjaciół, znajomych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki