Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Cóż młodym po talencie? Podsumowanie 33. Festiwalu Szkół Teatralnych

Łukasz Kaczyński
Od prawej: Alicja Juszkiewicz i Barbara Wypych (laureatka Grand Prix za wybitną osobowość sceniczną, Nagrody Łódzkich Dziennikarzy i tytułu Najbardziej Elektryzująca Aktorka) w "Kamieniu"
Od prawej: Alicja Juszkiewicz i Barbara Wypych (laureatka Grand Prix za wybitną osobowość sceniczną, Nagrody Łódzkich Dziennikarzy i tytułu Najbardziej Elektryzująca Aktorka) w "Kamieniu" Mikołaj Zacharow / Szkoła Filmowa w Łodzi
"To szalenie zdolny rocznik". Można to było usłyszeć o obecnych studentach IV roku Wydziału Aktorskiego od pedagogów Szkoły Filmowej w Łodzi na długo przed 33. Festiwalem Szkół Teatralnych. Ba, opinia o roku dużych talentów była właściwa nie tylko wykładowcom, ale wielu osobom, które zetknęły się z "dyplomantami" łódzkiej "filmówki".

Niejako potwierdzające te zachwyty, najważniejsze nagrody 33. FST przypadły właśnie studentom Szkoły Filmowej. Przy okazji potwierdziła się prawda znana bywalcom FST - emocji tak szczerych i niewymuszonych ze świeczką szukać na festiwalach i przeglądach teatrów "doroślejszych".

Cóż jednak po talencie, jeśli młody aktor obsadzony zostanie w przedstawieniu, które go przysłoni zamiast wydobyć. To rodzi pytanie o kryteria doboru twórców, których państwowe uczelnie teatralne zapraszają do pracy ze studentami. A również o tychże - reżyserów i, coraz częściej także, dramaturgów - repertuarowe i estetyczne decyzje. Nie każdy promowany przez media młody reżyser ma predyspozycje pedagogiczne, choć pewnie łatwiej da się studentom zaprosić na piwo niż nestor teatru. Ten ostatni nie zawsze obdarzony jest zaś świeżym spojrzeniem na zmieniającą się sztukę teatru. Sztuką jest więc, gdy trzy teatralne uczelnie potrafią wyplątać się z tych schematów. Różnie z tym było.

Nie jest tylko opinią jurorów, że co ważniejsze nagrody należały się teraz łódzkim studentom - jako współtwórcom takich, a nie innych przedstawień. Skąd wziął się ten (pedagogiczny wszak) sukces? Z jednej strony z postawienia na kwestie, które nie ulegają różnym modom i przedawnieniu (a przynajmniej nie powinny): intelekt, dojrzałość, wola głębokiej refleksji nad człowiekiem. Aż przypomina się jedno niesłusznie zapomniane dziś pojęcie. Aktorski etos. To, zdaje się, wspólny mianownik dla "Kamienia" von Mayenburga w reż. Grzegorza Wiśniewskiego i "Ślubu" Gombrowicza w reż. Waldemara Zawodzińskiego. Ci znakomici reżyserzy, co znamienne, od lat pracują z łódzkim dyplomantami. Obaj też od lat nie zawodzą.

Teraz też nie przysłonili młodych aktorów swymi scenicznymi ambicjami, ale powołali do życia intensywne sceniczne światy. Do tego takie, które proponują żywą dyskusję o świecie spoza murów teatru. Światy sceniczne, w których aktorski potencjał musiał się ukonstytuować, a młody aktor wykazać czymś więcej niż sprawnością fizyczną, warunkami wokalnymi, gotowością do performatywnych improwizacji i do największych głupstw - w myśl oddania się reżyserowi i jego (nierzadko) kaskadzie pomysłów. Negować tych ostatnich nie sposób, zwłaszcza, że aktor ma być dziś wszechstronny, ale stawiać znak równości między uczelnią artystyczną a salą gimnastyczną - to nieporozumienie.

Jeśli już więc pracować ze współczesną dramaturgią, to antyprzykładem jest "Amok. Pani Koma zbliża się!", który ze studentami PWST Kraków przygotowali Michał Kmiecik (20-letni dramaturg) i Marcina Libera (reżyser). Pierwszy włożył w usta młodych aktorów stosy frazesów na temat aktów terroru w szkołach, drugi postawił na umiejętności i kreację "na żywo" na scenie. Z przekładańca gatunków, klisz i gry z popkulturą (bardzo oryginalne) powstał, mówiąc trywialnie, ignorujący widza-konsumenta zakalec. Co gorsza, poznikały też niemal wszystkie "rodzynki". Właśnie spektakle "młodych modnych" raziły największą aktorską sztucznością - nie ten poziom warsztatu.

Ukłonem właśnie w stronę tego tzw. nowego teatru było łódzkie przedstawienie "Jungle People", bardzo mało udane. Aż dziwne, że to je wystawiono w konkursie zamiast pokazującego wszechstronność rocznika musicalu Wojciecha Kościelniaka "Cyberiada". Decyzja wydaje się tym dziwniejsza, jeśli, jak słychać było w kuluarach, decyzję pozostawiono studentom. Takie zaufanie do nich cieszy, ale czy przeważyło tu dobro większości?

Między "nowym" a "starym" teatrem mieściły się takie przedstawienia jak "Lew na ulicy" w reż. Cezarego Ibera (PWST Kraków, filia we Wrocławiu), rozdarte między obliczeniem na efekt a daniem młodym okazji do "wyżycia się" na scenie. I bardzo szkolne przez to. Tym samym podział na "nowe" i "stare" wydaje się drugorzędny wobec istoty aktorskiej edukacji.

W centrum jest pytanie o wymagania, jakie stawiamy studentom, ale zaraz aktorom. O rolę, jaką chcemy by pełnili. Także pytanie o to, co wkładać im do głów przez lata państwowej edukacji, nim pójdą (daj Boże) na etaty do państwowych teatrów. O ów proces formowania zdawał się pytać "Śpiewający obrusik" w reż. Mariusza Grzegorzka, pierwszy w historii pełnometrażowy dyplom filmowy. Bo w końcu, parafrazując rozmowę z innego filmu ("Jutro premiera"), czy ktoś mówił kiedyś o absolwentach uczelni artystycznych: to niezdolny młody człowiek?

Autopromocja

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Cóż młodym po talencie? Podsumowanie 33. Festiwalu Szkół Teatralnych - Dziennik Łódzki

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki