Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie wierzę, że Sylwester Cacek tak chciał...

Dariusz Kuczmera
Dariusz Kuczmera
Dariusz Kuczmera Grzegorz Gałasiński
Nie wierzę, że człowiek z pierwszej setki najbogatszych Polaków, którego majątek szacowany jest na 374.000.000 zł, nie miał drobnych 7.000 zł na wyjazd drużyny Widzewa do Lubina. To tak, jak przy zarobkach 3.500 zł ktoś nie chciałby zapłacić 70 groszy. Nie uwierzę, że pogodził się z etykietą bankruta i grabarza Widzewa, choć ma furę pieniędzy. Tutaj musiało zadziałać jakieś drugie dno.

Gdy 18 czerwca 2007 roku Sylwester Cacek został nowym właścicielem Widzewa, prezentację drużyny zorganizowano w Teatrze Nowym przy ul. Więckowskiego w Łodzi. Niektórzy twierdzili, że to Teatr Marzeń, jak na Old Trafford. Galę prowadził sam Mateusz Borek. Inny łódzki dziennikarz, już na emeryturze, który całe swe życie spędził z Widzewem, wrócił z tej prezentacji z takim mniej więcej niecenzuralnym hasłem na ustach: "Europa, jak ch..."

Po ośmiu latach został tylko ten drugi człon hasła, Europy nie ma.

Może nowy właściciel Widzewa w Teatrze Nowym miał jeszcze szczere intencje. Ale wkrótce przekonał się, że wdepnął w podejrzany interes. Widzew wygrał pierwszą ligę, ale nie został wpuszczony do ekstraklasy, bo za podejrzane wyniki, osiągane jeszcze w czasach poprzednich właścicieli, karę na klub nałożył Polski Związek Piłki Nożnej. Pieniądze zainwestowane w pierwszy awans okazały się wyrzuconymi w błoto. Trzeba było powtarzać futbolową maturę. Być może wtedy coś pękło w sercu nowego właściciela Widzewa. Nikt nie lubi być oszukiwany, a tym bardziej nie lubi biznesmen, który każdy milion ogląda z obu stron, zanim go wyda. Kto wie, może wtedy, jak w kreskówce z Wilkiem i Zającem, nowy właściciel Widzewa krzyknął: "Nu pogodi!". I pokazał!

Plotki o chęci likwidacji Widzewa przez nowego właściciela przywiózł do Łodzi po prywatnej wizycie w Piasecznie sam sternik łódzkiej piłki. Oszukany biznesmen reagował alergicznie na nazwę "Widzew". Mógł nowy właściciel rzucić ten biznes, ale nie byłoby satysfakcji i nie byłoby zemsty. Może chodziło o to, by rany widzewskich kibiców posypywać jeszcze solą. Taka zemsta smakuje najlepiej.

Rzeczywiście nowy właściciel prowadził klub w dziwny sposób. Nie jak przyjaciel, ojciec, jak dawniej Ludwik Sobolewski czy Andrzejowie Pawelec i Grajewski, ale jak dyktator, albo nawet okupant. Skonfliktował się z oldbojami, którzy byli chlubą klubu i wprowadzili Widzew na salony Europy. Skonfliktował się z kibicami. Wypowiadał zaskakujące teorie, np. że chce, by Widzew grał na stadionie ŁKS przy al. Unii. Szczytem nietaktu było pozowanie do wspólnej fotografii na sportowym opłatku razem z piłkarzami ŁKS.

Policzkiem dla kibiców była decyzja o sprzedaży logo za 2,5 mln zł. Rozumiemy, że tonący brzytwy się chwyta, ale kibice tego chwytu poniżej pasa znieść nie mogli.

Jest jednak w tym całym nieszczęściu światełko w tunelu. Gorzej już być nie może. Kontrowersyjny właściciel odejdzie, ale czy znajdzie się ktoś, kto pomoże Grzegorzowi Waraneckiemu?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki