Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śmigłowce Caracal dla polskiej armii. Zwiedziliśmy zakłady w Marignane [ZDJĘCIA]

Sławomir Sowa
Caracal pierwszy raz wzbił się w powietrze w 2005 roku. Jego obszerne wnętrze mieści dwudziestu żołnierzy z pełnym oporządzeniem. W armii francuskiej caracali używają siły specjalne
Caracal pierwszy raz wzbił się w powietrze w 2005 roku. Jego obszerne wnętrze mieści dwudziestu żołnierzy z pełnym oporządzeniem. W armii francuskiej caracali używają siły specjalne Materiały prasowe
Łódź jest znów o krok bliżej zdobycia kontraktu na produkcję śmigłowców wielozadaniowych dla Wojska Polskiego. Jeśli zostanie podpisany, jeszcze w tym roku na szkolenie do Marignane wyruszy grupa pierwszych 30 pracowników.

Welcome, Benvenuto, Willkommen, maligayang pagdating, dobro pożałowat - tablica przy wejściu do zakładów Airbus Helicopters w Marignane koło Marsylii serdecznie wita w prawie 20 językach. Tylko nie po polsku, choć Airbus Helicopters jest u progu podpisania największego w tej chwili kontraktu na helikoptery na świecie - dostawy 50 wielozadaniowych śmigłowców dla polskiej armii.

W potężnym kompleksie zakładów w Marignane pracuje około 8,5 tysiąca osób, ale linia montażu finalnego to "tylko" 500 osób. Przez przestronną jasną halę ciągną się po obydwu stronach stanowiska montażu śmigłowców. Jednocześnie składane są tutaj 22 helikoptery.

- Taką samą, tylko znacznie nowocześniejszą, wybudujemy w Łodzi - uśmiecha się Olivier Michalon, odpowiedzialny w Airbus Helicopters za sprzedaż na obszar Europy.

Ale łódzka linia nie do końca będzie taka sama, choć na pewno nowocześniejsza. W Marignane buduje się śmigłowce dla całego świata, liczone w setkach egzemplarzy, zarówno dla wojska, jak i dla użytkowników cywilnych. Trudno to porównać z zamówieniem Polski. Nie byłoby sensu budować 22 stanowisk, żeby zmontować 50 śmigłowców. Nawet jeśli weźmie się pod uwagę, że w przyszłości w Łodzi mogłyby powstawać kolejne helikoptery.

- Biorąc pod uwagę zapotrzebowanie Polski, oceniam, że łódzka linia montażu powinna mieć od 10 do 12 stanowisk - mówi Guillaume Faury, prezes Airbus Helicopters.

Rok na helikopter

W tej chwili na stanowiskach montażowych w Marignane dominują pumy, dalekie krewne caracala, który ma być produkowany w Łodzi. Najnowsze kadłuby staną się prawdziwymi helikopterami mniej więcej za rok, ale te najbardziej zaawansowane helikoptery wymagają nawet półtora roku pracy, zanim wzbiją się w powietrze. Najwięcej pum poleci na platformy wiertnicze. Już teraz wiadomo konkretnie, który helikopter jest dla kogo, o czym informują tabliczki przy stanowiskach.

To, co zaskakuje na linii montażu, to niespieszne tempo pracy. Nikt tu nie pędzi z obłędem w oczach, nie mocuje nitów na akord. Pod kadłubem pumy rozkłada się dwóch pracowników z wiązkami kabli i schematem podłączenia. Popatrzą na schemat, coś podłączą, znowu popatrzą, wymienią parę uwag. Wygląda to trochę jak mały piknik. W Polsce ktoś mógłby powiedzieć, że się obijają. Ale to tylko pierwsze wrażenie. Jak się bliżej przyjrzeć, widać metodyczność, dokładność i niesamowitą organizację pracy. Każdy wie, co ma robić. Koszty pośpiechu mogłyby być nieobliczalne.

Montaż śmigłowców w Marignane trwa na dwie zmiany. Montaż, montownia. Te słowa w Polsce źle się kojarzą. Prosta praca, niskie kwalifikacje, niskie pensje. Montaż śmigłowca to zupełnie inna bajka, o czym świadczy chociażby czas potrzebny na złożenie jednej maszyny. Współczesny śmigłowiec to skomplikowana konstrukcja i Marignane bynajmniej nie produkuje samodzielnie wszystkich części. Lista poddostawców zakładów Airbus Helicopters oscyluje wokół setki firm.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Jak marsjańskie roboty

Są w zakładach w Marignane obiekty, które robią nie mniejsze wrażenie niż 22 montowane jednocześnie śmigłowce. To symulatory lotów śmigłowców. Potężne szare konstrukcje osadzone są na trzech parach siłowników. W zależności od postępowania pilota, taki "śmigłowiec" gwałtownie skręca, opada lub się wznosi.

Poruszające się symulatory z zewnątrz przypominają marsjańskie roboty z "Wojny światów", atakujące Ziemian. Ale to właśnie dzięki nim przyszły pilot natychmiast fizycznie odczuwa skutki swoich manewrów tak jak w prawdziwym śmigłowcu. W dodatku można w nim zaprogramować warunki lotu, pogodę, porę roku i wybrać sobie na prawdziwej mapie trasę i miejsca lądowania.

- Zanim pilot wsiądzie do prawdziwego śmigłowca, spędza w takim symulatorze 20 godzin - mówi instruktor, prowadzący szkolenia w symulatorach. - Jedna sesja to około dwóch godzin.

Jeden z takich symulatorów powinien trafić do Polski. To znacznie przyspiesza szkolenie pilotów i przynosi oszczęd-ności.

W oddzielnym budynku w Marignane mieści się coś, co wygląda jak rozgrzebany warsztat samochodowy, skrzyżowany z dwoma kontenerami. Ten "warsztat" to tajna maszyneria (obowiązuje zakaz fotografowania), w której spina się różne urządzenia projektowanego śmigłowca, aby sprawdzić je przed zainstalowaniem w śmigłowcu. To znacznie oszczędza czas i pieniądze. I jest wyznacznikiem poziomu technologicznego koncernu.

Obiad za trzy euro

Jak wyglądałaby produkcja caracali w Łodzi, już mniej więcej wiadomo. Hala montażu - mniejsza kopia tej z Marignane - zostałaby wybudowana na terenie Wojskowych Zakładów Lotniczych nr 1. Byłaby zarządzana przez spółkę joint venture z Airbus Helicopters i większościowym udziałem polskim. Pracę znalazłoby 300 osób. Część z nich przeszłaby z WZL nr 1, część pochodziłaby z zewnętrznej rekrutacji.

Prawdę mówiąc, niektóre przygotowania do produkcji są już w toku. Jeśli kontrakt zostanie podpisany we wrześniu, jeszcze w tym roku w hali montażowej w Marignane pojawi się grupa pierwszych 30 pracowników z Łodzi. Będą się jednocześnie uczyć się i uczestniczyć w montażu śmigłowców dla Polski.

W przyszłym roku ma pojechać kolejnych 30. Tych sześćdziesiąt osób będzie najważniejszą grupą w łódzkiej fabryce caracali. Zostaną instruktorami, którzy mają wyszkolić pozostałych pracowników.

Montaż śmigłowców będzie stopniowo przenoszony do Łodzi, tak aby spełnić warunek dostaw pierwszych caracali w 2017 roku.

Już teraz trwają ustalenia, w co warto inwestować, a w co nie. Wiadomo na przykład, że malowanie śmigłowców zostanie powierzone WZL nr 1. Po prostu nie ma sensu budować obiektów, które i tak już są na miejscu.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Przedstawiciele WZL nr 1 oglądali już fabrykę w Marignane, Francuzi obejrzeli zakłady w Łodzi. Jedna rzecz mocna ich zdziwiła: w Łodzi nie ma stołówki pracowniczej. W Marignane to oczywistość, a nawet więcej. Lunch w pracowniczej stołówce kosztuje jedynie trzy euro, bo koncern dopłaca pracownikom do obiadów. Ale jak się już wyjaśni z tymi helikopterami, to może i ze stołówką da się coś zrobić.

Człowiek z głową w śmigłach

Tyle było o helikopterach, więc na koniec o ludziach, a właściwie o jednym człowieku. Jedną z najbardziej niezwykłych postaci w Airbus Helicopters jest Tomasz Krysiński, szef działu badań i rozwoju, syn byłego rektora Politechniki Łódzkiej Jana Krysińskiego. Z koncernem związany jest od 30 lat, podobnie jak z Francją. Ma udział także w konstrukcji śmigłowca Caracal. Jego dziełem jest między innymi system tłumienia drgań, jednego z najbardziej dokuczliwych zjawisk dla pilotów śmigłowców.

Na czym polega fenomen Krysińskiego? W czasach postępującej wąskiej specjalizacji jest chyba jedną z ostatnich osób, która zna się praktycznie na wszystkim, co jest związane z konstrukcją śmigłowca. Jego nowe rozwiązania dotyczą tak rozbieżnych dziedzin jak wirnik śmigłowca, jego zawieszenie czy autopilot.

- Wie pan, po prostu przez tych 30 lat przeszedłem chyba przez wszystkie stanowiska w Airbus Helicopters - uśmiecha się skromnie.

Spośród grona Francuzów wyróżnia go pasja. Francuzi mówią, że tu nie wolno wejść, a tam fotografować, a Krysiński każe otwierać klapy od silnika śmigłowca szturmowego Tiger, żeby pokazać, na czym polega wyjątkowość rozwiązania w systemie tłumienia drgań. I nikt nie śmie powiedzieć "nie".

Dla Tomasza Krysińskiego kontrakt na caracale dla Wojska Polskiego to trochę sprawa osobista. Ma udział w konstrukcji śmigłowca, jego produkcja ma być ulokowana w rodzinnej Łodzi, a do tego trzeba doliczyć wysiłek, jaki włożył w przekonanie wielkiego koncernu do współpracy z Politechniką Łódzką. Obliczenia do najszybszego śmigłowca świata X3, skonstruowanego przez Airbus Helicopters, przeprowadzali właśnie naukowcy z Politechniki Łódzkiej.

- Zbudowaliśmy później w Marignane naturalnej wielkości model, żeby to sprawdzić. Wszystko zgadzało się co do joty - mówi Tomasz Krysiński.

Nic dziwnego, że w Łodzi koncern ulokował swoje biuro konstrukcyjne. Według Tomasza Krysińskiego ulokowanie w Łodzi produkcji śmigłowców wojskowych oraz fabryki części do śmigłowców byłoby ukoronowaniem dotychczasowej współpracy. Sam codziennie wisi na telefonie do Łodzi. Bo caracal caracalem, kontrakt kontraktem, a on i konstruktorzy z Politechniki Łódzkiej i biura projektów Airbusa pracują nad następcą najszybszego helikoptera świata, który za pięć lat będzie gotowy do produkcji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki