Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Chciał się załatwić na poboczu. Omal nie zabił go prąd

Katarzyna Jurek, Katarzyna Kijakowska
Krystian Pachura wracał do domu w nocy z soboty na niedzielę. Jechał rowerem drogą prowadzącą z Dobroszyc do Stępinia pod Oleśnicą. W niewyjaśnionych dotąd okolicznościach został dotkliwie poparzony prądem. Jak doszło do wypadku? Nie wiadomo. Jedna z hipotez zakłada, że chciał przy poboczu załatwić potrzebę fizjologiczną. Trafił na przewody z prądem.

- Syn dotarł do domu około północy. Dosłownie osunął się do środka. Najpierw myśleliśmy, że to alkohol, ale kiedy zaczął wyć z bólu zorientowaliśmy się, że coś jest nie tak - opowiadają Anita i Paweł Pachurowie, rodzice chłopaka, którzy szybko spostrzegli, że ręce ich syna są bardzo mocno poparzone. - Nie czekając na nic, wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy na ostry dyżur do szpitala na Traugutta we Wrocławiu - opowiada pan Paweł. - Syn kilka razy po drodze tracił przytomność. Nie mogliśmy się też dowiedzieć, co się stało. Mówił, że nic nie pamięta.

Już na miejscu okazało się, że chłopak ma na rękach poparzenia trzeciego stopnia. Dosłownie zeszła z nich skóra. Ślady po nim widoczne były także na nodze. - W poniedziałek rano zebrało się lekarskie konsylium, które nie miało wątpliwości, że nasz syn został porażony prądem - mówi pani Anita.

Pachurowie rozpoczęli własne śledztwo. W drodze do Dobroszyc zatrzymali się obok dużego transformatora tuż przy głównej drodze. Obok leżał rower ich syna. - Nie jechaliśmy już na policję, tylko zadzwoniliśmy na komisariat do Dobroszyc i poprosiliśmy, żeby patrol pojawił się na miejscu. Już wiedzieliśmy, że to w tej okolicy mogło dojść nieszczęścia z udziałem naszego syna - opowiada pan Paweł.

Na miejscu, oprócz policji, pojawili się też energetycy. - Ich pierwsze stwierdzenie było takie, że syn wdrapywał się pewnie na transformator i wtedy poraził go prąd. Potem próbowali sugerować, że Krystian wchodził na słup i tam został porażony. Policjanci szybko wyprowadzili ich z błędu. Gdyby któreś z tych zdarzeń miało miejsce nasz syn już by nie żył. Nie przeżyłby przecież porażenia 20 tys. woltów. Poza tym, po co miałby się tam wspinać w środku nocy. To absurd - mówią rodzice
17-latka, którzy mogą tylko przypuszczać, że ich syn, wracając do domu, zatrzymał się na poboczu drogi.

- Być może za potrzebą fizjologiczną - mówi jego ojciec. - Prawdopodobnie gdzieś blisko rowu mogło być jakieś przebicie prądu, bo wystają tam jakieś kable. Tam też znaleźliśmy jego rower. On sam nie pamięta przebiegu tego zdarzenia. Mówi tylko, że przed godz. 23 zadzwonił do niego kolega z pytaniem, czy nie odwieźć go jednak autem do domu. Godziny, która dzieli go od tamtej rozmowy do powrotu nie potrafi odtworzyć. Mówi tylko, że chciał do nas zadzwonić, ale tak bolały go ręce, że nie był w stanie wyciągnąć telefonu z kieszeni - opowiadają.

Krystian leży od sobotniej nocy we wrocławskim szpitalu. Czeka go przeszczep skóry na rękach i długie leczenie. - Syn ma też zmiany w mózgu, ale lekarze twierdzą, że mózg szybko się regeneruje, że wszystko wróci do normy. Nam bardzo leży na jego dłoniach, chcemy, by wróciły do stanu sprzed tego zdarzenia, by były w pełni sprawne - mówią roztrzęsieni rodzice, którzy pojawili się u nas we wtorek. Prosili, by artykuł pojawił się w "Oleśniczaninie" ku przestrodze. - To tajemnicza sprawa, ale uważamy, że energetyka musi ją wyjaśnić. Tam stało się coś złego. Nie możemy dopuścić do tego, by to się powtórzyło - mówią. Do zakładu energetycznego skierowaliśmy pytania i czekamy na odpowiedź. Sprawę prowadzi policja.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Chciał się załatwić na poboczu. Omal nie zabił go prąd - Gazeta Wrocławska

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki