Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Historia wsi Bałuty, która dziś jest sercem wielkiego miasta

Anna Gronczewska
Regulacja rzeki Bałutki w 1933 roku
Regulacja rzeki Bałutki w 1933 roku Archiwum miasta Łodzi
W Muzeum Miasta Łodzi możemy oglądać wystawę poświęconą historii Bałut. Obecnie jednej z najważniejszych dzielnic miasta. Kiedyś była to aż stutysięczna wieś, która do granic Łodzi została włączona dokładnie sto lat temu

Historia Bałut, dziś wielkiej dzielnicy wielkiego miasta, ma wiejski początek. Przez lata były one wsią znajdującą się na północ od łódzkiego Starego Miasta. Jak udało się ustalić historykom, pod koniec XVIII wieku na Bałutach znajdował się tylko dworski folwark, dwa gospodarstwa oraz karczma. W połowie XIX wieku właściciel folwarku, którym był Artur Zawisza, podzielił go na działki budowlane i oddał w dzierżawę. Tymczasem wieś się rozwijała. Z czasem powstała osada fabryczna. W 1875 roku sporządzono plan parcelacji. Wytyczono rynek i kilka ulic. Dwie z nich były przedłużeniem łódzkiej ulicy Zgierskiej, a także Łagiewnickiej. Proces kolonizacji osady fabrycznej Bałuty zakończył się w 1872 roku. Pierwszym osadnikiem tzw. Bałut Nowych był Gustaw Sterzel, lekarz miejski z Łodzi, wyznania ewangelickiego. Po dziesięciu latach mieszkało tam już 1468 osób. 470 było Żydami, 466 - katolikami, 372 - ewangelikami oraz 160 było innego wyznania.

Gdy powstawała osada fabryczna Bałuty, wokół były łąki, wybudowano ładne domy. Ze studniami, stojącymi w podwórzach toaletami. Ta sielskość Bałut skończyła się wraz z rozwojem sąsiadującej z nimi fabrycznej Łodzi. Pod koniec XIX wieku i na początku XX zaczęli tu przybywać z okolicznych wiosek ludzie szukający pracy w łódzkich fabrykach. Wielu z nich zamieszkało właśnie na Bałutach, a do pracy dojeżdżali. Gdy wybuchła I wojna światowa mieszkało tam już około 100 tysięcy ludzi. To wtedy, w 1915 roku, okupujący miasto Niemcy zdecydowali, że Bałuty staną się częścią Łodzi.

Wielu mieszkańców Bałut było Żydami. Prowadzili niewielkie sklepy, zakłady rzemieślnicze. Choć nie można zapominać, że jeszcze w XVIII wieku było tam ich tylko kilku.

Historyczne granice Bałut na północy ciągną się od Wojska Polskiego do granic Dolnego Rynku. Na zachodzie docierały do Żubardzia, a na wschodzie przebiegały wzdłuż ul. Łagiewnickiej, dalej do ul. Inflanckiej i Cmentarza Żydowskiego.

Na terenie Bałut trudno było znaleźć wielkie fabryki. A najbardziej dochodowym interesem był wynajem mieszkań. W 1884 roku takie nieruchomości posiadały 345 osoby. Ponad siedemdziesiąt procent stanowili Niemcy. Do Żydów należało 22 procent mieszkań przeznaczonych na wynajem. Sytuacja zmieniła się po włączeniu Bałut do Łodzi. Wtedy to na bałuckim rynku nieruchomości zaczęli dominować Polacy. Należało do nich blisko 40 procent mieszkań. Właścicielami 34 procent byli Żydzi, a 27 procent Niemcy.

Jeszcze przed włączeniem Bałut do Łodzi ważną rolę w życiu tej osady odrywała Rzeźnia Bałucka. W niej odbywał się ubój bydła, badanie mięsa. Zanim powstała to handel mięsem, świniami, krowami, kurami odbywał się na placu Izaaka Baumgolda, który znajdował się na rogu obecnej ul. Żabiej i Łagiewnickiej. Resztki z uboju wrzucano do rynsztoków. Powodowało to niesamowity fetor, pogarszało stan sanitarny. Te warunki polepszyły się wraz z powstaniem Rzeźni Bałuckiej. Znajdowała się ona niemal naprzeciw placu Baumgolda. Rzeźnia istniała od 1910 do 1935 roku.

Od początku za Bałutami ciągnęła się zła opinia. Uważano, że tu bije serce łódzkiej przestępczości.

Jej rozwojowi sprzyjała między innymi ciasna zabudowa, brak oświetlenia. Podobno przestępczość na Bałutach zmniejszyła się wraz z oświetleniem części tamtejszych ulic. Mieszkało tu też wielu biednych ludzi. Część z nich na skutek kryzysu gospodarczego, który dopadł świat i Łódź na przełomie lat dwudziestych i trzydziestych, straciło pracę. Czasem, by wyżywić rodzinę, wiązali się z działającymi na Bałutach bandami.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

- Bałuty były zawsze żywym barometrem koniunktury łódzkiego przemysłu - zauważali w 1933 roku dziennikarze "Ekspressu Wieczornego". - Gdy fabryki były w pełnym ruchu, gdy pracowały całą parą wykonując zamówienia dla rynku rosyjskiego na Bałutach panował względny dobrobyt.

Codziennie, skoro świt, tysiące robotników, niby ciche, czarne roje wypełzały z wąskich uliczek bałuckich, które wyglądały jak kanały pełne błota, z domków, które były wielkim śmietnikiem i szły w kierunku miasta, do fabryk.

Zwracano uwagę, że bałuccy robotnicy ciężko pracowali w fabrykach, ale nadchodził w końcu dzień wypłaty. Za otrzymane pieniądze mogli utrzymać rodziny. Kiedy jednak fabryki stawały, to do domów na Bałutach wkradała się bieda.

Opisywane w prasie z lat trzydziestych ubiegłego wieku mieszkania na Bałutach musiały wyglądać okropnie. Możemy sobie to tylko wyobrazić.

- W małych, dusznych izdebkach, do których tylko rzadko zaglądało słońce, gdzie wilgoć i pleśń toczyły ściany, gnieździć się zaczęła nieodłączna choroba proletariatu fabrycznego gruźlica - pisała międzywojenna łódzka praca.

Bałuty były zresztą często tematem przedwojennej prasy. Zastanawiano się nad przyszłością tej dzielnicy Łodzi, opisywano jej przeszłość. Zauważano, że już za czasów rosyjskich to przedmieście miasta traktowano po macoszemu. Przypominano, że tu rozgrywały się krwawe sceny podczas słynnego Buntu Łódzkiego z 1892 roku, ale też na początku XX wieku, między 1905 a 1909 rokiem,

- Jedyne co rząd moskiewski zrobił dla Bałut, to wysłał tu patrole kozackie, żołnierskie i policyjne dla "uśmierzenia kramoły", którą węszyły czujne nosy urzędników rosyjskich - zauważali przedwojenni dziennikarze. - Tam na wąskich, ponurych i ciemnych uliczkach hulała kozaczyzna. Padła niejedna salwa, która odbijała się od murów bałuckich. Były lata pamiętne, gdy łącznikiem przedmieścia z miastem były karetki pogotowia. Trąbka pogotowia nie wywoływała w tym smutnym osiedlu żadnego zdziwienia, ani zainteresowania.

Podkreślano też przestępczy charakter Bałut. Dochodziło tam podobno do bratobójczych walk. Co rusz ktoś ginął od noża lub od kuli z rewolweru. Nikt nawet nie kwapił się, by znaleźć sprawców.

- Ludzie tam zobojętnieli na wszystko, zahartowali się na widok krwi - zauważały gazety. Skarżono się też, że gnieżdżą się tam nie tylko bandyci, złodzieje, alfonsi i męty społeczne.

- Obok nich żyją tysiące bałuckich dzieci! - alarmowano. - Skazane są na niedozór i ulice, przez samo swe urodzenie na tragicznym przedmieściu. Predestynowane są na zagładę!

Podkreślano, że Bałuty od zawsze żyły innym życiem niż Łódź. Stworzono tam odrębne, lokalne warunki. Ale jednocześnie apelowano, by zmienić mroczne oblicze Bałut. Postulowano, by wybrukowano ulice, podniesiono stan sanitarny domów, mieszkań. Zorganizowano opiekę leczniczą, społeczną. By zbudowano nowe szkoły. Chciano, by w tej dzielnicy powstał dom wychowawczy, kąpielisko, "dom rozrywek godziwych", a także by założono teatr i czytelnię.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Skarżono się, że pod względem sanitarnym Bałuty stanowią obraz nędzy, nieszczęścia i upadku.

- Tyle brudu i śmieci nie ma chyba w najgłębszym zakątku Azji! - pisała łódzka prasa. - Nic więc dziwnego, że pierwszymi ofiarami epidemii są właśnie mieszkańcy Bałut!

Niemal codziennie dochodziły też informacje o krwawych zbrodniach popełnionych właśnie na Bałutach. Na przykład w 1936 roku na podwórku domu znajdującego się na rogu ul. Żytniej i Młynarskiej znaleziono zwłoki noworodka. Policja szybko ustaliła, że jego matką była Marianna Burdelakowa. Kobieta była w separacji z mężem.

- Mieli ze sobą siedmioro dzieci, z których żadne nie pozostawało przy życiu! - donosiły gazety.

- Wszystkie bowiem przychodziły na świat w siódmym miesiącu ciąży. Raz urodziła nawet trzech chłopców, ale zmarli zaraz po porodzie. Ostatnie jej dziecko mogło żyć, ale wrzuciła je do dołu kloacznego.

Do kolejnego dramatu doszło w domu przy ul. Młynarskiej 47. Jak donosiły tytuły gazet, żona porąbała tam tasakiem pijanego męża.

- Żona w przypływie szału rzuciła się na męża z tasakiem i zadała mu 21 strasznych ciosów w głowę, piersi i ręce - pisał "Ekspress Wieczorny" z 1934 roku. - Dogorywającego mężczyznę wywlokła na korytarz i ułożyła przy drzwiach sąsiada...

Tam odnaleziono umierającego 36-letniego robotnika Jana Nyka i wezwano pogotowie. Jak się potem okazało, często dochodziło do awantur między nim a jego żoną, 31-letnią Bronisławą. Powodem był alkohol. Jan Nyk stale się upijał i robił żonie awantury. Groził jej zabójstwem. Ta w końcu nie wytrzymała i chwyciła za tasak...

Jednak najsłynniejszym bałuckim przestępcą był oczywiście "Ślepy Maks", czyli Menachem Bornsztajn. To jeden z najsłynniejszych bałuciarzy. Ale nie urodził się na Bałutach, tylko w Łęczycy. Jeszcze przed 1900 roku razem z rodzicami zamieszkał w jednym z bałuckich domów. Jego ojciec zajmował się ostrzeniem noży. Do dziś o jego śmierci opowiada się różne historie. Zygmunt Kobierski mieszka na Bałutach od dziecka. Jest bałuciarzem z dziada pradziada. Wychował się w drewnianych domach w okolicy ul. Stefana. Tam podobno mieszkał słynny "Ślepy Maks". Przed wojną bała się go cała Łódź. O Ślepym Maksie opowiadał panu Zygmuntowi dziadek Antoni.

- Mieszkał na ulicy Wąskiej, a więc koło Stefana, tej ulicy dziś nie ma - opowiada Zygmunt Kobierski. - Dziadek mówi, że jako chłopak parę razy widział Ślepego Maksa. Carski stójkowy zabił mu ojca. Potem Maks dopadł go i się zemścił. Zabił stójkowego. W tej bójce miał stracić oko. Od tego czasu nazywali go "Ślepym Maksem". Stał się też szybko najważniejsza osobą na Bałutach. Tak narodziła się legenda "Ślepego Maksa", który miał zabierać bogatym i dawać bogatym. Mówiono, że to taki bałucki Janosik...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Historia wsi Bałuty, która dziś jest sercem wielkiego miasta - Dziennik Łódzki

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki