Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dzieci rewolucji, czy dzieci Scheiblera?

Piotr Brzózka
Krzysztof Szymczak
W mijającym tygodniu Łódź świętowała 110. rocznicę powstania łódzkiego z czerwca 1905 r., cyklicznie już świętuje urodziny Poznańskiego. I wciąż miota się, niezdecydowana czy szukać swoich korzeni w robotniczych buntach, czy fabrykanckich pałacach - pisze Piotr Brzózka

O bitwie na ulicach Łodzi przypomniał na łamach "Polityki" Edwin Bendyk, zaznaczając, że jest to praktycznie nieznany epizod polskiej historii. Można przyjąć w ciemno, że nieznany również łodzianom. Więcej jest zapewne takich, którym coś świta w głowie na hasło "rewolucja 1905 roku", ale też często jest to jedynie dzwonienie w trudnym do określenia kościele. Co i nie dziwi - ze względu na skład społeczny współczesnej Łodzi, niewiele jest pielęgnowanych z pokolenia na pokolenie historii rodzinnych z tamtych lat, a w szkołach o historii Łodzi praktycznie się nie uczy.

Ciężko też powiedzieć, że istnieje, jako taka, polityka historyczna Łodzi. Co najwyżej od czasu zamajaczą jej elementy - jednym z większych konkretów były działania Jerzego Kropiwnickiego na rzecz wskrzeszenia pamięci o tragedii Litzmannstadt Ghetto, w tamtych też czasach, jako otoczka wokół-festiwalowa, kwitła narracja o czterech kulturach. Dziś trochę mówi się o historii miasta w kontekście tożsamościowym - i dobrze, bo z tożsamością, jak wiadomo, jest w Łodzi licho. Hanna Gill-Piątek, urzędniczka zajmująca się rewitalizacją społeczną, przez lata związana z "Krytyką Polityczną", przywoływała niedawno badania opinii przeprowadzone w 2012 r. na zlecenie UMŁ, z których wynikało, że 70 proc. łodzian nie ma zielonego pojęcia, dlaczego mieszka w Łodzi i nie czuje z Łodzią żadnego związku.

Historia, jako element spajający społecznie, wydaje się doskonałym narzędziem do wykorzystania w zabiegach mających na celu zwiększenie samoświadomości łodzian. W ciemno można przyjąć, że największą skuteczność zabiegi te odniosłyby, gdyby przekuć je na programy szkolne - choć byłaby to organiczna praca u podstaw z odroczonym terminem gratyfikacji.

Problem w tym, jaką historię Łodzi pielęgnować? Czy możliwe jest ukazanie "prawdy obiektywnej" o Łodzi i czy w ogóle takiej prawdy w polityce należy szukać, a jeśli nie - to jak ułożyć spójną opowieść z narracji często ze sobą sprzecznych?

Powstanie łódzkie, czy też szerzej, rewolucja 1905 r., to wydarzenia istotne w historii Łodzi, może nawet najbardziej malownicze, jeśli przyjąć typowo polski wzorzec uniesień i wzruszeń. I mało która z osób świadomych historii temu zaprzeczy - niezależnie od tego, po której stoi stronie polityczno-ideologicznej barykady. Coś jednak sprawia (a tym czymś zapewne jest wydźwięk polityczny), że tylko nieliczne środowiska pamięć o tamtych wydarzeniach starają się pielęgnować. Chyba najbardziej skutecznie czyni to "Krytyka
Polityczna", tyle że to środowisko tyleż opiniotwórcze, co i niszowe.

W ostatni weekend ulicą Piotrkowską przeszło około 200-osobowe zgromadzenie, upamiętniające krwawe zdarzenia na ulicach miasta sprzed 110 lat. Wykrzyczano postulaty, z którymi łódzcy robotnicy szli na barykady w 1905 r., takie jak 8-godzinny dzień pracy, podniesienie płacy minimalnej czy prawo do strajków. Skandowano też: "Niech żyje rewolucja, precz z caratem, precz z fabrykantami", co samo w sobie, nieświadomie odkrywa pewien "konflikt interesów". Ciężko bowiem o spójną narrację w mieście, którego istotną część tożsamości mogłaby stanowić historia łódzkich robotników, a dla którego elit bardziej pożądanymi i malowniczymi patronami są postacie wielkich fabrykantów, ojców założycieli. Którzy to jednak ojcowie zaskakująco słabo przyjmują się na gruncie zbiorowej świadomości łodzian.

110. rocznica Rewolucji 1905 roku w Łodzi. Przemarsz ulicami Łodzi [ZDJĘCIA, FILM]

Jeśli Karol Scheibler będzie miał swoją ulicę w Łodzi, to dopiero w nowym centrum. Jest ulica Poznańska, ale Izaak Poznański, podobnie jak Ludwik Grohman, Ludwik Geyer czy Robert Biedermann swoich ulic nie mają. Przypadek? Spuścizna PRL? Na pewno też, ale dodać można, że pozornie atrakcyjne wzorce iście amerykańskich karier, niekoniecznie są do utrzymania w mieście, które relatywnie niewielkiej liczbie szczęściarzy oferuje podobną ścieżkę życia.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Jest jeszcze jeden barwny element związany z naszą historią i tożsamością - styk czterech kultur. To ta część naszej historii, która świetnie sprzedaje się w postaci hasła, lecz w rzeczywistości jest to kolejna narracja dla koneserów, a niekoniecznie dla zwykłych zjadaczy chleba. Raz - znów wychodzą deficyty wiedzy, dwa - jeśli spojrzymy na owe kultury, to żadna z nich - niemiecka, żydowska i rosyjska - nie cieszy się powszechnym umiłowaniem w kraju nad Wisłą.

A 45 lat PRL? Promocja wywiadu rzeki Anny Kulik z byłym prezydentem i I sekretarzem Józefem Niewiadomskim zamieniła się w którymś momencie w festiwal wynurzeń tych, którzy z rzadka mają już okazję publicznie upomnieć się o swoje życiorysy. W Łodzi ponadprzeciętne wyniki swego czasu uzyskiwał Sojusz Lewicy Demokratycznej. Można domniemywać, że to za sprawą elektoratu sentymentalnego, który nie tylko z rozrzewnieniem wspominał dekadę Gierka, ale też doceniał społeczny awans, który w Łodzi zaoferowała im Polska Ludowa w pierwszych latach po wojnie. Bo Łódź budowały pokolenia przybyszy - nie tylko w XIX wieku.

Obcy byli też ci, którzy przyjechali zasiedlić wyludnioną Łódź po 1945 roku. Owszem, Łódź ma obecnie stosunkowo duży odsetek ludności zasiedziałej, ale nie jest to zasiedzenie od wieków, co najwyżej od 2-3 pokoleń. Jeśli na to nałożymy gorsze parametry życia, zdrowia, wykształcenia, zasobności, nie dziwi, że Łódź nie jest łatwym gruntem do prowadzenia polityki historycznej. Zwłaszcza - że jak powiedzieliśmy - historia ta jest niejednoznaczna, pogmatwana, dla wielu mało interesująca, no i dość krótka. Prawa miejskie nadane przez króla Jagiełłę to ciekawostka.

Brak jest w Łodzi mitotwórczego, wyrazistego zdarzenia wiązanego z II wojną światową. Łódź z ziemią nie została zrównana, a o "zniknięciu" istotnej części przedwojennych mieszkańców mówi się głośniej dopiero od niedawna. Potężna bitwa łódzka, stoczona w pierwszym roku I wojny światowej przez armię niemiecką i rosyjską, jest wydarzeniem o rozpoznawalności na skalę rewolucji 1905r., czyli niewielkiej. Twórczość Władysława Strzemińskiego i Katarzyny Kobro - to dobre dla koneserów. Działalność Mieczysława Moczara - mało chwalebna. Wizyta Jana Pawła II - jedna z wielu. Strajk włókniarek - przykryty przez Poznań, Wybrzeże, Radom.
Upadek przemysłu - czym tu się chwalić. Właśnie dlatego tej dziwnej historii Łodzi nauczać warto, bo to jeden z najlepszych sposobów budowania związku ludzi z miastem, które zamieszkują.

Co, można wierzyć albo nie, prawdopodobnie w przyszłości przyniesie mierzalne efekty. Choć niełatwo tę naszą historię spisać i ująć w odpowiednich ramach, bez przegięcia liberalnego czy lewackiego. By to się udało, trzeba umiejętnie poruszać się w ramach dychotomii, gdzieś między światem herosów kapitalizmu i robotniczych, anonimowych mas, przyprawiając to wszystko międzykulturowym sosem. Niby to oczywistości, ale duże piwo dla tego, kto ogarnie temat i zrobi z tego dobry użytek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki