Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rowerzyści kontra kierowcy. Skąd wzięła się łódzka wojna uliczna?

Matylda Witkowska
Kierowcom i rowerzystom trudno pokojowo współistnieć na tych samych ulicach
Kierowcom i rowerzystom trudno pokojowo współistnieć na tych samych ulicach Wojciech Matusik/archiwum Polska Press
Na łódzkich drogach i w internecie trwa podjazdowa wojna cyklistów z kierowcami. Zamiast pytać skąd się wzięła, lepiej zastanawiać się, czemu dotarła tak późno.

W środę w sieci zaczął krążyć filmik, w którym pracownik jednej z łódzkich firm jedzie samochodem służbowym po stołecznym pasie dla rowerów i bezczelnie spycha cyklistów z drogi. Na uwagi rowerzystów reaguje wulgaryzmami. To tylko jeden z przejawów rowerowej wojny. Rok temu podczas comiesięcznej Masy Krytycznej nieznany sprawca zrzucił z góry gruby kij na przejeżdżających rowerzystów. Cudem nikt nie doznał krzywdy. Za to drogowa awantura do której doszło w grudniu w Pabianicach, zakończyła się tragedią: dwóch kierowców obrażonych uwagami cyklisty popchnęło go na nadjeżdżający autobus. Cyklista zmarł.

Konflikt rozwinął się też w internecie. Najpierw cykliści stworzyli profil Święte Krowy Łódzkie, na którym dokumentowali winy łódzkich kierowców. Zmotoryzowani stworzyli więc Święte Krowy Rowerowe. W kamery uzbroiły się obie strony. W rezultacie do poznańskiego ratusza trafił donos na pracującego tam łódzkiego działacza Wojciecha Makowskiego. Kierowcy wytropili, że w Łodzi przejechał on rowerem po ciągu dla pieszych.

Można odnieść wrażenie, że łódzcy kierowcy wciąż mentalnie tkwią w świecie, gdy byli jedynymi użytkownikami dróg. Wierzą, że przyczyną ich nieszczęść jest prezes Fundacji Fenomen Hubert Barański, którego pozbycie się przywróciłoby Łódź do czasów dawnej, samochodowej szczęśliwości. Tymczasem nic bardziej błędnego. Bo wojna rowerzystów z kierowcami trwa na całym świecie. Można jedynie zastanawiać się, dlaczego do Łodzi dotarła tak późno.

Kierowcy kontra rowerzyści. Kto jest równiejszy na drodze? Źródło: TVP/X-news

Przykłady? Dwa lata temu w Sao Paulo kierowca przejeżdżając obok cyklisty urwał mu rękę. Przejechał z nią 5 km, załatwił swoje sprawy, przy czym spokojnie wrzucił rękę do strumyka. Gdyby nie okrucieństwo kierowcy, kończynę prawdopodobnie dałoby się przyszyć. Spowodowało to wzburzenie oraz demonstrację brazylijskich cyklistów przed siedzibą policji.

Jednak nawet w egzotycznej Brazylii zachodzą zmiany, które nie są w smak kierowcom. W niedzielę na środku głównej arterii Sao Paulo Paulista Avenue wykrojono potężną, dwukierunkową ścieżkę rowerową. Tymczasem podobny pomysł, dotyczący al. Kościuszki i zgłoszony w tym roku do budżetu obywatelskiego wzburzył kierowców z grupy Łódzkie Drogi.

Łódzki konflikt to drobiazg w porównaniu z regularną wojną, która trwa na ulicach Toronto. Konflikt napędził sprzyjający kierowcom burmistrz Rob Ford, który publicznie nazwał cyklistów "bólem w d...pie" i stwierdził, że jeśli zginą na drogach, to sami są sobie winni.

Łódzkich kierowców obraził happening działaczy rowerowych, którzy po śmierci dwóch przechodniów rozjechanych na pasach ul. Żeromskiego wywiesili klepsydrę. Tymczasem cykliści na całym świecie apelują właśnie w tym stylu: dwa tygodnie temu w Toronto, po serii zgonów rowerzystów na drogach, setka cyklistów udawała martwych na placu przed ratuszem, by wstrząsnąć urzędnikami i zmusić ich do zwiększenia bezpieczeństwa na drogach. Dwa dni temu "umierający" cykliści opanowali jedno z ruchliwych skrzyżowań w centrum Londynu. Żądali "zamknięcia morderczego skrzyżowania" i przekazania 10 proc. budżetu transportowego na poprawę bezpieczeństwa cyklistów.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Cykliści walczą na różne sposoby. Kilka lat w Toronto okupowali pasy dla rowerów. Siedzieli, nie pozwalając wjechać maszynom, które miały usunąć pasy i poszerzyć drogę dla samochodów. W Łodzi tego typu protestów jeszcze nie było - być może dlatego, że pasów rowerowych jest niewiele i łódzcy cykliści nie bardzo mieliby na czym siedzieć.

Zdarzało im się natomiast... pasy domalować. Tak robią aktywiści z Toronto czy nowozelandzkiego Auckland. Pod osłoną nocy tworzą profesjonalnie oznaczone, nielegalne pasy dla rowerów. Ten akurat sposób walki łodzianie mają od dawna opanowany: kilka lat temu na chodniku wzdłuż al. Piłsudskiego pojawiła się partyzancka ścieżka rowerowa. W Łodzi nie ma też jeszcze znanych w USA kancelarii prawnych specjalizujących się tylko w sprawach rowerowych, w tym w walce o odszkodowania dla cyklistów. To jednak może być jeszcze przed nami.

Przykłady trudnego współżycia między cyklistami a kierowcami można by mnożyć. Zdaniem szwedzkiego dokumentalisty Fredrika Gerttena, który badał współżycie między rowerzystami i samochodami w filmie "Bikes vs. Cars" konflikt między różnymi użytkownikami dróg trwa niemal na całym świecie, a napędza go nie tylko walka o ograniczone zasoby przestrzeni czy miejskiego powietrza, ale też interesy koncernów motoryzacyjnych i branży paliwowej. Większość publicystów na całym świecie nie ma wątpliwości, że konflikt istnieje i właściwą jego nazwą jest słowo "wojna".

Czy jest wyjście z sytuacji? Najostrzejsze konflikty pojawiają się w krajach tradycyjnie "samochodowych", gdzie cykliści wciąż stanowią margines próbujący zawłaszczyć terytoria zmotoryzowanych. Spokojniej jest w krajach "rowerowych", takich jak Dania czy Norwegia, gdzie w niektórych miastach rowerami odbywa się nawet 40 proc. transportu.

Można założyć, że przy 40 proc. łodzian poruszających się na rowerach, bogatej infrastrukturze rowerowej i przychylności władz wola walki u rowerzystów znacząco by zmalała. Nie byłoby comiesięcznej Masy Krytycznej ani tylu projektów rowerowych w budżecie obywatelskim. Ale czy takiej Łodzi życzą sobie kierowcy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki