Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Matka szesnastolatki, która zginęła w wypadku, walczy o sprawiedliwość

Krzysztof Kaniecki
Henryka Jaros zapowiada walkę do końca w obronie dobrego imienia swojej zmarłej córki Agnieszki
Henryka Jaros zapowiada walkę do końca w obronie dobrego imienia swojej zmarłej córki Agnieszki Krzysztof Kaniecki
Poruszyła niebo i ziemię, tocząc prawdziwą batalię z wymiarem sprawiedliwości. Henryka Jaros po prawie dwóch latach doprowadziła do wznowienia procesu kierowcy.

Blisko dwa lata nieustannej walki o sprawiedliwość, jaką prowadziła matka, która w wypadku drogowym straciła córkę, w końcu doprowadziło do tego, że poddębicki sąd wznowił proces kierowcy. Henryka Jaros poruszyła niebo i ziemię, tocząc prawdziwą batalię z wymiarem sprawiedliwości. Prokuratura umorzyła sprawę, orzekając, że to była wina dziewczyny, jednak kobiecie udało się udowodnić, że śledczy nie ocenili należycie wszystkich dowodów. Sprawa wróciła do poddębickiego sądu.

Na ławie oskarżonych po raz pierwszy miał stanąć kierowca, który we wrześniu 2013 roku w Krępie potrącił autem 16-letnią Agnieszkę Jaros. Do tragedii doszło, kiedy dziewczyna wraz z bratem spędzali krowy z pastwiska. Piotrkowski przedsiębiorca w sądzie jednak się nie pojawił. Dzień przed rozprawą przysłał zwolnienie, potwierdzone przez sądowego lekarza z Piotrkowa, a prowadzącej proces sędzi Beacie Młynarczyk nie pozostało nic innego, jak wyznaczyć kolejny termin. Tym razem na 17 sierpnia.

- Oskarżony, któremu do tej pory nawet nie wydano aktu oskarżenia, ewidentnie unika odpowiedzialności - nie kryje zdenerwowania Henryka Jaros, matka 16-letniej Agnieszki. - O swojej rzekomej chorobie mógł powiadomić dużo wcześniej, bo zwolnienie zostało wystawione już 12 czerwca. Celowo jednak wyczekał z tym do ostatniej chwili. Zresztą ten człowiek od początku był nie w porządku. Do dziś nie powiedział grzecznościowego słowa "przepraszam". Ani razu nie spotkał się ze mną, a po wypadku nawet nie podszedł do córki. Oskarżony jest dla mnie kimś bez twarzy i oblicza, bez serca i duszy. Tak zachowuje się pospolity oprawca, bo każdy inny człowiek przynajmniej zainteresowałby się losem leżącej na drodze ofiary.

Wznowiony proces, choć ze względu na postawę oskarżonego nie odbył się, jest i tak jest ogromnym sukcesem matki 16-latki, która sama zaczęła gromadzić dowody, wskazujące, że to nie jej córka, a kierowca audi blisko dwa lata temu doprowadził do śmiertelnego wypadku.

W styczniu tego roku Sąd Okręgowy w Sieradzu (nomen omen w dniu osiemnastych urodzin Agnieszki) przychylił się do skargi adwokata, który wniósł o uchylenie decyzji poddębickich sędziów, podtrzymujących prokuratorską decyzję o umorzeniu sprawy. Matka Agnieszki w drugiej instancji udowodniła, że prokurator wydał decyzję o umorzeniu postępowania nie uwzględniając wszystkich dowodów, będących w aktach sprawy, a do tego oparł się na opinii biegłych, błędnie interpretujących porę wypadku. Uznali oni, że zdarzenie miało miejsce w porze nocnej, a nie tuż przed zapadnięciem zmierzchu. Sąd odwoławczy dostrzegł braki postępowania przygotowawczego, a do tego uznał, że należy dążyć do ustalenia dokładnego czasu zaistnienia wypadku, panującej wówczas widoczności na drodze oraz bezspornej prędkości, z jaką jechał kierujący audi. Konieczne zdaniem sądu jest też poszerzenie materiałów o zeznania świadka, który nadjechał kilka minut po zdarzeniu i nie miał problemu z obserwowaniem tego, co działo się na drodze.

- Prędzej czy później okoliczności tej bulwersującej sprawy wyjdą na jaw - zapowiada zdeterminowana matka, która wystąpiła z prywatnym aktem oskarżenia. - Jestem przekonana, że kierowca nie uniknie kary za spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym. Takie przesłanki jak brak hamowania czy brak manewru, by uniknąć zderzenia, a potem nieudzielenie pomocy ofierze wskazują na to, że powinien zapaść wyrok, choć prokuratura zrobiła wiele, aby zamieść tę sprawę pod dywan, przyjmując inną godzinę zdarzenia oraz brak widoczności na drodze. Do dziś nieustalona została faktyczna prędkość pojazdu, która jest bardzo istotna. Wręcz sugerowano, że prędkość nie ma znaczenia. A musiała być ona bardzo duża, czego dowodem są zdjęcia pojazdu, zrobione przez mojego syna Damiana. One pokazują ogrom odkształceń w rozbitym aucie.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

O tym, że ustalenie faktycznej godziny zdarzenia może być kluczem w tej sprawie, przekonuje adwokat pani Henryki. Tym bardziej że obydwie opinie biegłych sądowych przyjęły inny czas wypadku.

- Zgłoszenie do straży było o godzinie 19.14, a więc do wypadku musiało dojść wcześniej - zauważa mecenas Paweł Kruczykowski. - Jedna i druga opinia wskazują na godzinę 19.20. Jesienią z minuty na minutę robi się ciemniej. Tu biegli przyjęli, że jest już po zmroku, kiedy są ograniczone możliwości zauważenia kogoś na drodze. Nie będę oceniał, czy opinie, na których w postępowaniu przygotowawczym oparła się prokuratura, były rzetelnie wykonane. To oceni sąd, ale my też przeprowadziliśmy rekonstrukcję zdarzenia przez własnych biegłych, którzy doszli do zupełnie odmiennych wniosków. Oni mieli wątpliwości co do prędkości pojazdu w chwili wypadku oraz sposobu zabezpieczenia śladów.

- Świadek, który nadjechał jako pierwszy, mówił, że nie miał problemów z widocznością - podnosi Henryka Jaros. - Oskarżony przyznał mu, że uderzył w jakąś osobę, a potem w krowę. Po czasie zmienił jednak zeznania, twierdząc, że nie widział ani dziewczyny, ani krowy. Może w sądzie wróci mu pamięć?

Za sprawą posła Janusza Wojciechowskiego przyczynami bulwersującego opinię publiczną wypadku zajął się prokurator generalny. Poseł zwrócił się do niego z prośbą o zbadanie i zweryfikowanie decyzji procesowej o umorzeniu postępowania karnego przez poddębicką prokuraturę.

"Postanowienie prokuratury jest nadzwyczaj lakoniczne (nieprzyzwoicie lakoniczne, jak na śledztwo w sprawie tragicznej śmierci dziecka) i sprowadza się do bezkrytycznego, bez żadnej refleksji oparcia się na opinii biegłego z zakresu ruchu drogowego" - napisał Janusz Wojciechowski do prokuratora generalnego.

Poseł zauważył, że prokuratura zbyt łatwo rozgrzeszyła kierowcę z odpowiedzialności, uznając, że jadąc na światłach mijania nie miał żadnej możliwości uniknięcia potrącenia. Wytyka przy tym, że zabrakło prokuratorowi jakiejkolwiek refleksji nad zasadą ograniczonego zaufania.

- Cztery krowy na poboczu to nie igła. Powinien je w porę dostrzec, a widząc je, powinien przewidzieć, że zarówno krowa, jak i poganiająca je osoba może nagle znaleźć się na torze jazdy kierowcy, który nie powinien pruć na oślep, tylko dostosować prędkość do warunków na drodze, dochowując zasad ostrożności - uważa poseł.

Czynności zlecone przez Andrzeja Seremeta potwierdziły, że w toku śledztwa nie wyjaśniono wszystkich okoliczności wypadku, w którym śmierć poniosła 16-letnia Agnieszka.

- Próbowano zamieść sprawę tego wypadku pod dywan, ale ja nie dałam za wygraną - mówi Henryka Jaros, która zwróciła się o pomoc do posła Janusza Wojciechowskiego, wynajęła adwokata oraz wysyłała pisma do sądu wyższej instancji w Sieradzu. - Nie mogłam zgodzić się z tym, że wbrew temu co mówili świadkowie, iż jadący z ogromną prędkością kierowca bezpośrednio przed wypadkiem korzystał z telefonu komórkowego i nie obserwował drogi, a co gorsza nawet nie próbował hamować, może uniknąć kary, a wina przypisana została mojej córce. Postanowiłam walczyć. Bo Agnieszka, która osiągała tyle sukcesów w szkole i w sporcie, posiadała dużo sił i wytrzymałości, by walczyć do samego końca. Od najmłodszych lat zawsze chętnie reprezentowała szkołę, by dla niej i dla siebie zwyciężać. Porównując moje zasługi i zaangażowanie się w sprawę córki, stwierdzam, że nie odpuściłam i tej sprawy nie odpuszczę! Do końca będę walczyła o sprawiedliwość przed sądem, wytykając uchybienia, na które wskazał sąd odwoławczy w Sieradzu. Kluczowym dowodem muszą być billingi rozmów kierowcy oraz bezsporna prędkość, a koronnym dowodem w sprawie przedstawienie zarzutów, których oskarżony dotąd nie usłyszał, pozostając bezkarnym.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Matka szesnastolatki, która zginęła w wypadku, walczy o sprawiedliwość - Dziennik Łódzki

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki