Jak śpiewała Maryla Rodowicz: to se ne vrati.
Dziś niby trwają jakieś prace "przygotowawcze" do inwestycji, niby prowadzi się w tej sprawie "dialog", ale przeważa retoryka przekonywania mieszkańców, że spalarnia może i jest potrzebna, ale... niekoniecznie w naszym mieście. Tomasz Kacprzak, przewodniczący Rady Miejskiej, ale i członek rządzącej miastem Platformy, od kilku dni powtarza na forum publicznym, że budowa spalarni w Łodzi nie jest konieczna.
Szczególnie, że taką inwestycję planuje jedna z gmin województwa łódzkiego. Łódź mogłaby tam oddawać swoje odpady. Dodaje też, że mieszkańcy Widzewa ucieszyliby się, gdyby nie mieli spalarni pod oknami, a ciężkie samochody nie dowoziłyby do niej odpadów nie tylko z Łodzi, ale i z gmin ościennych.
Dobrze, tylko gdzie leży sedno sprawy? Po pierwsze, w kosztach budowy spalarni. Ostatnio szacowano inwestycję na ok. 1,1 mld zł. Druga sprawa to możliwość utrzymania spalarni w ciągłym rozruchu. Taki obiekt potrzebowałby około 200 tys. ton śmieci rocznie. Łódź produkuje dziś ok. 220 tys. ton, przy czym jedna trzecia z tej masy idzie do sortowni. Skąd wziąć resztę potrzebnych odpadów? Być może byłaby konieczność wożenia ich nawet z odległej Rawy Mazowieckiej.
Kto więc założy się ze mną o dobrą czekoladę, że spalarnia nie powstanie, a odpady za kilka lat będziemy wozić - tak sobie strzelam - do spalarni w Kleszczowie?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?