Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ślub kościelny nie musi być raz w życiu

Matylda Witkowska
I nie opuszczę cię aż do... kościelnego "rozwodu"
I nie opuszczę cię aż do... kościelnego "rozwodu" Dziennik Łódzki / archiwum
Coraz więcej katolików, nawet małżeństwa z kilkunastoletnim stażem, stara się o stwierdzenie nieważności ślubu kościelnego. Zdaniem znawców prawa kanonicznego, uzyskać taką decyzję wcale nie jest trudno, o czym świadczą między innymi statystyki

"Wielka awersja do płci przeciwnej", anomalia seksualne i skrajny egoizm - to tylko niektóre przyczyny, dla których można uzyskać "rozwód kościelny", czyli mówiąc fachowo stwierdzenie nieważności sakramentu małżeństwa. I choć kapłan mówi podczas ślubu: "co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela" coraz więcej osób decyduje się na rozstanie.

35-letnia Paulina pierwszego męża poznała jeszcze na studiach. Byli młodzi, bardzo zakochani i teoretycznie szczęśliwi. Zaręczyli się tuż po obronie prac dyplomowych. Dwa lata później wzięli huczny ślub - w kościele, w białej sukni i przed ołtarzem.

- Ale coś było między nami nie tak - wspomina Paulina. Z czasem układało się coraz gorzej. Kłócili się. W końcu zdecydowali, że wezmą rozwód. Bolało, ale ponieważ nie mieli dzieci, bez większych obciążeń poszli własnymi ścieżkami.

Paulina wyjechała do pracy do Stanów Zjednoczonych. Tam w biurze poznała przyszłego męża. Zakochali się, wzięli szybki ślub w Las Vegas. Wiele koleżanek zazdrościło Paulinie uroczystości jak ze snów. Ale pochodzącemu z tradycyjnej rodziny spod Zakopanego mężowi czegoś brakowało. Na dodatek bratu Pauliny urodził się synek.

- Chociaż bardzo chciałam, nie mogłam zostać matką chrzestną - żali się kobieta.

Postanowiła wystąpić o stwierdzenie nieważności sakramentu małżeństwa. Zgodnie z zaleceniami prawnika, zaczęła badać okoliczności zawarcia małżeństwa. Na właściwy trop naprowadził ją... pies, którego mąż kupił przed ślubem. Przyszły małżonek spędzał z nim wyjątkowo dużo czasu, traktował prawie jak dziecko.

- To nie było normalne. Zaczęłam drążyć i w końcu przyznał się, że jest bezpłodny. Wiedział o tym przed ślubem, ale bał się przyznać. Żeby zapełnić pustkę, kupił tego psa - wspomina Paulina.

Sąd kościelny uznał to za wystarczający powód, by wydać dekret stwierdzający nieważność małżeństwa. Po trwającym trzy lata procesie mogła znów stanąć w białej sukience przed ołtarzem w uroczym kościółku we wsi swojego męża. W tym czasie urodził się jej kolejny bratanek.

- Od Wielkanocy jestem matką chrzestną. Bardzo się cieszę, że mam wreszcie porządek w papierach - opowiada Paulina.

Zjawisko rozwodu jest stare jak świat i występuje w większości kultur. Wiadomo - czasem ludziom po prostu razem się nie układa. Dlatego większość religii pozwala swoim wyznawcom w pokoju się rozejść. "Jeśli mężczyzna poślubi kobietę i zostanie jej mężem, lecz nie będzie jej darzył życzliwością, gdyż znalazł u niej coś odrażającego, napisze jej list rozwodowy" - stwierdza starotestamentowa Księga Powtórzonego Prawa, dzięki czemu rozwodzić się mogą Żydzi. Rozwód i powtórne małżeństwo w przypadku zdrady lub porzucenia dopuszczają też kościoły protestanckie. Natomiast Kościół katolicki takiej możliwości nie daje. Jedyną szansą dla wiernych jest tzw. stwierdzenie nieważności sakramentu małżeństwa.
- Stwierdza się, że małżeństwo, chociaż zostało zawarte, nigdy tak naprawdę nie istniało - mówi Michał Pełka, mgr lic. prawa kanonicznego, który w Łodzi od kilku miesięcy prowadzi specjalizującą się w tych sprawach Kanoniczną Poradnię Rodzinną "Salomon".

Statystykami dotyczącymi zjawiska Kościół nie dzieli się chętnie. Kuria archidiecezji łódzkiej zasłania się tajemnicą, podobnie jak sąd kościelny w Warszawie, do którego w drugiej instancji trafiają pozwy z naszego regionu. Natomiast w diecezji łowickiej do sądu biskupiego zgłosiło się w zeszłym roku 50 par, w tym - już 26. Kilka lat temu wniosków było o jedną trzecią mniej, choć dziesięć lat temu par też było 50.

Według niektórych szacunków, w całej Polsce do sądów kościelnych wpływa rocznie nawet 10 tys. wniosków o tzw. stwierdzenie nieważności małżeństwa, a ich liczba wzrosła w ciągu dekady trzykrotnie. W zeszłym roku z pozwem o rozwód wystąpiło ponad 65 tys. par. Czyli nawet co siódme małżeństwo, które ma za sobą rozwód cywilny, występuje też z wnioskiem o unieważnienie sakramentu małżeństwa. O dziwo, większość wniosków rozpatrywana jest pozytywnie. W Łowiczu w 2010 roku 40 par otrzymało dekret stwierdzający nieważność związku, w 10 przypadkach decyzja była odmowna.

Skoro w Kościele nie można się rozwodzić, to jak to jest możliwe?

Przyczyn nieważności jest wiele. Wszystkie wymienia kodeks prawa kanonicznego. Są wśród nich zarówno tak egzotyczne problemy jak uprowadzenie panny młodej, zamordowanie poprzedniego małżonka, jak i zbyt młody wiek, za bliskie pokrewieństwo lub stała impotencja.

Jeszcze kilkadziesiąt lat temu typowe unieważnione małżeństwo wyglądało tak: wiejskie dziewczę wydawano za bogatego gospodarza, bo tak zadecydowali rodzice. Dziewczyna nie miała wiele do gadania, a po ślubie okazywało się, że panna młoda czuje do męża obrzydzenie i wcale go nie kocha. - I choć było zawarte, zostawało uznane za nieważne - mówi Michał Pełka.

Jednak obecnie większość par zgłaszających się do sądów kościelnych wskazuje na kanon 1095 punkt 3, czyli niemożność podjęcia podstawowych obowiązków małżeńskich z powodu przyczyn natury psychicznej.

Przyczyny są dokładnie ustalone przez prawo kanoniczne. Wśród nich są m.in. chroniczny alkoholizm, narkomania, anomalia seksualne, skrajny egoizm, czy wielka awersja do płci przeciwnej. By rozwiązać małżeństwo, nie wystarczy więc udowodnić, że mąż nie lubi wynosić śmieci, dzielić się pensją czy popija na imieninach.

Różnice między procesem cywilnym a kościelnym są duże. W kościelnym sądzie nie ma sali rozpraw. Skład sędziowski po prostu umawia się ze świadkami i stronami na przesłuchanie. Obowiązkowo sprawa trafia do drugiej instancji w innej diecezji i dopiero dwa zgodne wyroki oznaczają nieważność. Gdy decyzje są różne, rozstrzyga Watykan.
Ale różnice są nie tylko formalne, bo zainteresowanie sądu kościelnego kończy się tam, gdzie sąd cywilny dopiero zaczyna badać sprawę, czyli na ślubie.

- Interesuje mnie to, co dzieje się przed ślubem i w trakcie ceremonii małżeństwa, ewentualnie tuż po. Co było później dla sądu kościelnego nie ma tak istotnego znaczenia - mówi Pełka. - Jeśli przyjdzie do mnie mąż, którego żona zaczęła zdradzać pięć lat po ślubie, a przedtem wszystko się układało, to wszystko wskazuje, że takie małżeństwo jest ważne - dodaje.

Dlatego unieważnienie małżeństwa mogą uzyskać osoby, których partner przed ślubem wiedział, że jest bezpłodny, ale to ukrył. Jeżeli choroba wyjdzie na jaw później - nie ma to znaczenia. Wiadomo, że ślub bierze się na dobre i na złe.

Jak przyznają specjaliści od prawa kanonicznego, teoretycznie udowodnić nieważność małżeństwa nie jest wcale tak trudno. Wystarczy na przykład spojrzeć na wymóg, że sakrament małżeństwa musi być zawarty w sposób świadomy. A przecież część panów młodych po przejechaniu kilku "bramek" staje przed ołtarzem pod wpływem alkoholu. A mając film ze ślubu, można to udowodnić.
Dlatego chętnych do stwierdzenia nieważności nie brakuje. Rekordziści decydują się już miesiąc po ślubie, ale są i pary z kilkudziesięcioletnim stażem. Z chęcią uzyskania stwierdzenia nieważności sakramentu małżeństwa zwracają się nawet niewierzący. - Mają partnera, któremu zależy na ślubie kościelnym i dla niego chcą mieć czystą kartę - przyznaje Michał Pełka.

Ale mimo mnogości paragrafów nie wszystko jest takie proste. Bo w katolickim małżeństwie jest jeszcze Ten Trzeci, czyli Bóg. A to niektórych powstrzymuje przed "rozwodem".

- Co z tego, że znajdziemy paragraf i małżeństwo uznane zostanie za nieważne, jeśli ludzie do końca życia będą mieć wyrzuty sumienia? - pyta Pełka, sam określający się jako wierzący katolik.

Sam Kościół do stwierdzenia nieważności małżeństwa zachęca raczej pośrednio. Ojciec Ksawery Knotz, który prowadzi rekolekcje dla małżeństw, też czasem wysyła swoich podopiecznych do sądu kościelnego. Uważa, że jeśli można, należy ludziom pomóc.

- Czasem ludzie opowiadają historię swojego życia i widać, że istnieje szansa na stwierdzenie nieważności. Wtedy mówię o takiej możliwości - mówi ojciec Knotz. - Ale niektóre osoby nie mają siły jeszcze raz przez to wszystko przechodzić i rezygnują.

Niektórzy po prostu czują, że ich małżeństwo było ważne. 36-letnia Monika z Łodzi jest praktykującą katoliczką. Rozwiodła się po siedmiu latach od ślubu kościelnego. O wystąpieniu do sądu kościelnego myślała długo. Ale się nie zdecydowała.

- Nie wyobrażam sobie, jak mogłabym stwierdzić, że naszego małżeństwa nie było. Raz było dobrze, a raz źle, ale przecież byliśmy ze sobą. Nie będę udawać, że było inaczej - dodaje.

Ale nie tylko z powodu wiary sytuacja, w której każdy cywilny rozwód będzie mieć finał przed sądem biskupim, raczej nam nie grozi.

- Tendencja jest rosnąca, ale z czasem zacznie słabnąć - mówi Pełka. - Społeczeństwo laicyzuje się. Grupa osób, dla których ważna jest wiara i uregulowanie spraw religijnych będzie się zmniejszać. W Europie Zachodniej podobne procesy występują dużo rzadziej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki