Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łódzkie: mieszkańcy mają wybory co 10 tygodni

Daniel Sibiak
W Galewicach ciągle wrzucają głosy do urn
W Galewicach ciągle wrzucają głosy do urn Piotr Krzyżanowski/Polskapresse
Mieszkańcy niewielkiej gminy Galewice pod Wieruszowem od roku chodzą do urn wyborczych średnio co 10 tygodni. I nie po to, by odwoływać władze w referendum, ale wybierać nowe. Jak to możliwe?

Pod koniec października ubiegłego roku wybrali wójta i radę gminy, ale zaledwie miesiąc po wyborach wójt Lech Baliński zmarł i już w marcu musieli głosować po raz drugi, by wybrać jego następcę. A ponieważ w pierwszej turze żaden z sześciorga kandydatów nie uzyskał ponad 50-procentowego poparcia, w kwietniu mieszkańcy musieli po raz trzeci odwiedzić lokale wyborcze.

Na tym jednak nie koniec. W najbliższą niedzielę, dokładnie na dwa tygodnie przed wyborami parlamentarnymi, zarządzono w Galewicach wybory uzupełniające do gminnej rady (miejsce zwolnił nowy wójt). Bardziej zniecierpliwieni mieszkańcy pytają, czy lokalnych i krajowych wyborów nie można przeprowadzić jednego dnia, np. 9 października.

- Dla nas też byłoby to wygodne, bo mielibyśmy te same komisje i tylko jedną dodatkową kartę do głosowania na kandydata do rady gminy, ale niestety prawo nie zezwala na łączenie wyborów - wyjaśnia Grażyna Tęsiorowska, sekretarz gminy Galewice.

W efekcie aż pięć razy w ciągu roku do wyborów pójdą m.in. mieszkańcy liczącej 180 dusz wsi Rybki. Choć lokal wyborczy mieści się w szkole w sąsiednim Ostrówku, oddalonym o 2,5 km, mieszkańcy zapowiadają udział w wyborach.

- To chyba normalne, każda wieś chce mieć swojego przedstawiciela w radzie gminy, dlatego po sumie każdy pójdzie oddać głos, tym bardziej że kościół znajduje się w bardzo blisko od lokalu wyborczego - mówi sołtys Zygmunt Wojcieszak. - Nasze społeczeństwo jest aktywne!

Często organizowane wybory to dla mieszkańców także okazja do dodatkowego zarobku. Szef komisji wyborczej może liczyć na 165 zł, jego zastępca na 150 zł, a członek komisji na 135 zł.
Okazuje się, że zwolenników wyborów zaczyna jednak ubywać. Jeszcze w październiku ubiegłego roku, podczas wyborów samorządowych, do urn poszło 51,66 proc. mieszkańców. W drugiej turze wyborów uzupełniających na wójta frekwencja wyniosła już tylko 46 proc. Mieszkańcy coraz częściej bowiem pytają, ile pieniędzy pochłaniają wybory i czy tak częste ich organizowanie nie dezorganizuje pracy urzędu.

- Nie ma takiej możliwości, ponieważ to komitety wyborcze zgłaszają swoich przedstawicieli do komisji. Z urzędu w komisji zasiada tylko jedna lub dwie osoby. Nie koliduje to z ich pracą, bo szkolenia odbywają się po południu, a wybory przeprowadzane są w niedzielę - argumentuje wójt Marian Wojcieszak.

Wójt podkreśla jednocześnie, że koszty organizacji wyborów pokrywa budżet państwa. Na przykład przeprowadzenie uzupełniających wyborów na wójta kosztowało ponad 22 tys. zł łącznie z dietami członków pięciu obwodowych komisji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki