Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jakub Rembieliński: Rajmund Rembieliński z pewnością zasłużył na swój pomnik w Łodzi

Anna Gronczewska
Prof. Jakub Rembieliński jest przekonany, że łodzianie wiedzą coraz więcej o jego przodku, Rajmundzie Rembielińskim
Prof. Jakub Rembieliński jest przekonany, że łodzianie wiedzą coraz więcej o jego przodku, Rajmundzie Rembielińskim Grzegorz Gałasiński
Z prof. Jakubem Rembielińskim, fizykiem, łodzianinem, krewnym Rajmunda Rembielińskiego, rozmawia Anna Gronczewska

Jest pan potomkiem ojca przemysłowej Łodzi Rajmunda Rembielińskiego, którego pomnik zostanie odsłonięty w sobotę na dziedzińcu "Sukcesji". To duży powód do radości?
Na pewno! Cieszę się, że wreszcie Rajmund Rembieliński będzie doceniony. A przez to samo nazwisko Rembieliński. Oczywiście będę obecny na uroczystościach odsłonięcia pomnika mojego krewnego.

Długo musiał Pan czekać na taką chwilę...
No tak. A należy pamiętać, że to człowiek, który tworzył przemysłową Łódź. Dzięki niemu stała się ona wielkomiejskim ośrodkiem. Cieszę się, że po latach został dostrzeżony i doceniony. U nas są ludzie, którzy zrobili dużo, mają swoje pomniki, wszędzie się ich upamiętnia. Ale powinno się dostrzegać także tych, którzy dużo zrobili dla lokalnej społeczności, dla jej rozwoju. Tym bardziej, że Rembieliński zrobił wiele nie tylko dla Łodzi. Działał też w Płocku. Był moim zdaniem jednym z pierwszych państwowców.

Nie było Panu przykro, że przez lata był człowiekiem zapomnianym?
Dzięki Bogu to się już zmieniło. Choć i wcześniej łodzianie powinni wiedzieć kim jest.

Ale nie wszyscy o nim słyszeli, wiele osób nie wiedziało, co zrobił dla Łodzi. Należy tylko ubolewać, że jest patronem tak niewielkiej, bocznej łódzkiej ulicy...
To prawda. Ale taką decyzję podjęto kiedyś. Dziś się tego już nie zmieni. Na szczęście Rajmund Rembieliński będzie miał swój pomnik. Zostanie upamiętniony.

Na uroczystości przybędzie jeszcze ktoś z rodziny Rembielińskich?
Wielu krewnym nie pozwala już na to wiek. Jak choćby krewnym mieszkającym w Warszawie. A młodsi pewnie mają inne plany.

Jak się Panu żyło z nazwiskiem Rembieliński?
Wiele osób je kojarzyło z Rajmundem. Oczywiście nie każdy. Były jednak takie osoby. Kiedyś wsiadłem do taksówki i pan, który ją prowadził, opowiedział mi wszystko o Rembielińskim. Kiedy zdawałem na Uniwersytet Łódzki, to egzaminator znał to nazwisko. Nie były to jednak powszechne sytuacje. Nie zapominajmy, że Rembieliński to nie król Jagiełło czy Bolesław Chrobry. Nie jest więc podręcznikowa postacią.

Jakie łączą Pana więzy pokrewieństwa z człowiekiem, który stworzył przemysłową Łódź?
Jestem potomkiem Rajmunda Rembielińskiego, ale nie w linii prostej. W czasach saskich była jedna rodzina Rembielińskich. Potem podzieliła się na trzy główne gałęzie.

Skąd pochodzi ta rodzina?
Z północno-wschodniej Polski. Z okolic Biebrzańskiego Parku Narodowego. Rajmund miał majątek w Jedwabnem.

Ale wróćmy do Pana koligacji rodzinnych...
Nie znam ich dokładnie. Nie rysuję linii drzewa genealogicznego. Zajmują się tym raczej moje kuzynki, które mieszkają w Warszawie. Ta rodzina podzieliła się na trzy gałęzie już w XVIII wieku. Ojciec Rajmunda był blisko spokrewniony z drugą linią rodziny, do której ja należę. Dokładnie z moimi pra-, pradziadami. Wiele na ten temat wiedział mój nieżyjący już stryj Robert Rembieliński, który był profesorem farmacji. Pracował na łódzkiej Akademii Medycznej, był jednym z twórców tej uczelni. Wiele pisał na temat Rajmunda. Ja się specjalnie nie interesowałem przeszłością, korzeniami rodziny. Jestem zadowolony z tego, kim dzisiaj jestem. Choć oczywiście ważna jest też nasza przeszłość, nasze korzenie.

A co dzieje się z tą gałęzią rodu, z której pochodzi Rajmund Rembieliński?
Linia Rajmunda Rembielińskiego wygasła, jeśli chodzi o jego męskich potomków. O ile pamiętam, ostatnią osobą pochodząca z Krośniewic, a więc z tej gałęzi rodu, była Julietta Rembielińska. Już w starszych latach, jeszcze przed wojną, wyjechała do Francji. Tam mieszkała jej rodzina. Zapamiętałem, że Konstanty Rembieliński, ostatni z tej linii rodziny męski potomek noszący nazwisko Rembieliński, zginął w 1942 roku. Potomkowie Rajmunda Rembielińskiego w prostej linii noszą dziś francuskie nazwiska, są Francuzami.
Wspomniany przez Pana stryj, Robert Rembieliński, był znanym łódzkim farmaceutą.
Tak i żyją jego dzieci, moje kuzynki. Choć zmarła już Jadwiga Rembielińska, która była żoną znanego polskiego operatora filmowego Witolda Sobocińskiego. Żyje za to Basia Rembielińska, która jest historykiem farmacji. Razem z mężem mieszka w Warszawie. Jej mąż Leszek Kuźnicki jest genetykiem. Był prezesem Polskiej Akademii Nauk w latach dziewięćdziesiątych. Żyje też Teresa Rembielińska.

A skąd pochodzi ta linia Rembielińskich, z której wywodzi się Pan profesor?
Z Łodzi. Choć mój dziadek jest pochowany na cmentarzu w Sieradzu. Ale tylko dlatego, że umarł w czasie wakacji. Mieszkał bowiem w Łodzi. Mieliśmy też jakieś związki z Krośniewicami. Wiadomo było, że mieszka tam nasza daleka rodzina. Mój dziadek miał na imię Robert.

Ilu miał synów?
Feliks Rembieliński był endekiem, znanym przedwojennym adwokatem. Mieszkał w Łodzi i częściowo w Pabianicach. Miał tam kancelarię. Po wojnie znalazł się w areszcie domowym. Nie miał prawa przemieszczania. Robert Rembieliński mieszkał w Łodzi. Kończył studia farmaceutyczne we Francji. Potem wrócił do Łodzi. Miał tu dwie kamienice, aptekę. Brał udział w wojnie polsko-bolszewickiej. O ile dobrze pamiętam, był ułanem. Po wojnie wykładał na Akademii Medycznej. W młodym wieku umarł kolejny stryj Antoni. Robert miał jeszcze synów Stanisława, Teodora i Stefana, który był moim ojcem. A także dwie córki: Lucynę i Aurelię. Mój ojciec był prawnikiem.

W Łodzi?
Tata skończył prawo na Uniwersytecie Stefana Batorego w Wilnie. Potem wrócił do Łodzi. Walczył w kampanii wrześniowej. Bronił Warszawy. Potem dostał się do niemieckiej niewoli. W niej spędził wojnę. Po jej zakończeniu wrócił do Łodzi. Miał jednak wiele problemów, głównie z racji swoich poglądów i pochodzenia. Tak jak wuj Feliks, który udzielał się przed wojną politycznie.

Bywaliście czasem w Krośniewicach?
Niespecjalnie. Wiem, że jeździł tam czasem wuj Robert. Miał tam bliskiego przyjaciela. Był nim znany kolekcjoner Jerzy Dunin-Borkowski.

Kiedy jeździł do Krośniewic, to już nie mieszkali tam potomkowie Rajmunda Rembieliskiego?
Stryj poznał tam jeszcze Juliettę Rembielińską. Było to przed wojną.

Czy łatwo było żyć z takim nazwiskiem?
Różnie bywało. Dwa razy chciano mnie wyrzucić z Uniwersytetu Łódzkiego. Twierdzono, że pochodzę z rodziny wrogów ludu. A usłyszałem to już wydawałoby się, że w cywilizowanych czasach, bo latach siedemdziesiątych. Drugi raz podobna sytuacja miała miejsce na początku stanu wojennego. Nazwisko Rembieliński nie kojarzyło się dobrze.

Ale Pan jest chyba dziś dumny ze swego nazwiska?
Na pewno! Staram się wspierać wszelkie inicjatywy związane z moim krewnym.

Rozmawiała: Anna Gronczewska

AUTOPROMOCJA:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki