Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

RECENZJA: "Klucz do wieczności" [ZWIASTUN]

Dariusz Pawłowski
Monolith Films
Start jest nawet niezły. Trochę siły ludzkich charakterów, zapowiedź rozważań o nieśmiertelnej tęsknocie za wiecznością, Ben Kingsley i niezgoda na odchodzenie. Potem niestety wszystko bierze w łeb. Pięścią w łeb.

Damian Hale jest po sześćdziesiątce, jest też miliarderem, który wybudował połowę Nowego Jorku i ma powierzchowność wspomnianego Kingsleya. Choruje na raka - pozostało mu pół roku życia. Nigdy nie lubił przegrywać, tymczasem wkrótce zostanie pokonany przez śmierć. Olbrzymi majątek pozwoli mu jednak rzucić wyzwanie także podczas tej ostatecznej rozgrywki. W tajemniczej klinice ceniącego swoją prywatność niejakiego Albrighta za 250 mln dolarów dostaje możliwość przeniesienia swojego umysłu i świadomości do ciała trzydziestokilkuletniego mężczyzny. Zagwarantuje sobie jeszcze trochę czasu na dokonania i korzystanie z życia. Oczywiście cała operacja może przynieść skutki uboczne, ale cóż one znaczą wobec możliwości przedłużenia istnienia...

Jeżeli przymkniemy rozum na mało twórczy proces przenoszenia ludzkiego wnętrza (w którym miejscu człowiek się zatem zaczyna?) w nowe ciało, będziemy mogli w tym momencie rozbudzić sobie apetyt na dające spore możliwości konsekwencje ponownych narodzin. Tym bardziej, że szybko okazuje się, iż świeże "opakowanie" wcale nie jest "czyste", jak gwarantowała to przeprowadzająca przemieszczenie firma, tylko miało już swojego użytkownika. Kim jest nowy "obiekt", czy człowiek to tylko myśl, czy przekroczywszy nieubłagane granice śmierci i wyposażeni w kolejne lata przestaniemy je w końcu marnować, jak przebiegać będzie rywalizacja dwóch umysłów o jedno ciało i jak może wyglądać spełnienie marzeń wielu dojrzałych mężczyzn, czyli powrót do młodości, lecz z dorosłym rozumem, rutyną i umiejętnościami - o wszystkich tych pojawiających się po takim otwarciu filmu pytaniach pomyślimy sobie z nadzieją we własnym ciele.

Kłopot zaczyna się jednak w chwili wkroczenia Damiana w mięśnie Ryana Reynoldsa. Okazuje się, że przerzucenie świadomości nie oznacza przekazania umiejętności aktorskich. Twórcy filmu uwzględnili to na swój sposób i oddając bez walki zabieganie o inteligencję i wrażliwość widza skręcili w stronę nieco topornej "strzelanki". Stary duchem, ale młody ciałem Damian likwiduje więc kolejnych złych, którym zależy przede wszystkim na utrzymaniu szczególnego procederu w podziemiu. Nie ma w tym jednak cienia napięcia, do tego stopnia, że grzmot wystrzałów i ścielące się trupy nie wzruszają nawet kobiety i jej sześcioletniej córki, z którymi przyjdzie współdziałać naszemu bohaterowi.

Scenariuszowe absurdy i niekonsekwencje zaczynają się mnożyć, brak pomysłu na oryginalne doprowadzenie do finału staje się nader widoczny, trudności z wydobyciem z "rozstrzelanego" wyjściowego pomysłu czegoś więcej niż przeciętnego kina akcji ciążą i męczą. Wątek, który ma wywoływać emocje sprowadza się do tanich chwytów, zwroty akcji sprawiają wrażenie okrzyku rozpaczy, a rozważania, które autorzy filmu wyprowadzają z podjętego tematu rażą miałkością. Gdy nie ma konceptu na to, co dalej z zawiązaną na ekranie sytuacją, Reynolds kopie i łupie, a my mamy uwierzyć, że posunęliśmy się o krok w rozwikłaniu problemu.

Aktorsko film kradnie Matthew Goode, który najciekawiej poradził sobie z powierzoną mu rolą i najkonsekwentniej ją skonstruował. Po swoje idzie Ben Kingsley, choć bardziej doświadczony reżyser być może poradziłby sobie z poskromieniem aktora w próbie tak mocnego zawłaszczenia filmu, byśmy zapamiętali go najmocniej, mimo występowania jedynie w początkowej części. Ryanowi Reynoldsowi do ostatniej sceny wydaje się, że tworzy postać, łokciami przy nim rozpycha się Natalie Martinez. Ale najbardziej zagubionym okazał się reżyser, który z braku zdecydowania, jakie kino robi, obiecuje więcej niż daje.

Gdy kończą się moce na filozofowanie, zaczyna się moralizowanie. Scenarzystom i reżyserowi nie stało weny na wyobrażenie sobie, co z nowym życiem mógłby zrobić taki geniusz biznesu, jak Damian Hale, dlatego oferują mu jedynie odkrywanie dylematów moralnych związanych z nietypową sytuacją i kontrowersyjną metodą przedłużania egzystencji (choć przecież trudno dać wiarę, by tak inteligentny i doświadczony człowiek nie był ich świadom wcześniej). Skupiają się na cenie (niekoniecznie związanej z pieniędzmi), jaką trzeba zapłacić za marzenia o uwolnieniu się od brzemienia śmierci. I nieco mimochodem wspominają o poświęceniu. Wielkiej przeciwwadze dominujących obecnie płytkiej wersji hedonizmu i pokoleniowych mód. Poświęceniu, które unieśmiertelnia mocniej, niż największe czyny. Bo pozostaje w niosących dalej życie umysłach. I istniejących obok rozumu sercach.

Ocena: 2/6

KLUCZ DO WIECZNOŚCI
USA, sci-fi
reż.Tarsem Singh
wyst.Ryan Reynolds, Ben Kingsley, Matthew Goode

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki