Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ratuszowy hejnalista, w którego krwi krążyła "Prząśniczka"

Agnieszka Magnuszewska, Marcin Bereszczyński
Ratuszowy hejnalista przez 13 lat grał łodzianom "Prząśniczkę" przy ul. Piotrkowskiej
Ratuszowy hejnalista przez 13 lat grał łodzianom "Prząśniczkę" przy ul. Piotrkowskiej Grzegorz Gałasiński
Kochał muzykę, uwielbiał grać na trąbce - tak najczęściej wspominany jest przez przyjaciół Włodzimierz Miszczak, ratuszowy hejnalista, który przez 13 lat grał "Prząśniczkę" z balkonu lub okna przy ul. Piotrkowskiej.

Trąbił hejnał Łodzi w południe, bez względu na pogodę i samopoczucie. Wielokrotnie mówił, że "Prząśniczka" weszła mu w krew. Włodzimierz Miszczak zmarł 1 listopada. Tego dnia miał zagrać hejnał Łodzi. Wcześniej poszedł na cmentarz, gdzie dostał zawału serca. Pogrzeb hejnalisty odbył się tydzień później. Podczas tej ceremonii zagrała orkiestra dęta MPK, do której należał. Dźwięk trąbki towarzyszył mu nawet w ostatniej drodze.

Włodzimierz Miszczak urodził się 8 sierpnia 1947 roku. Zaczął grać na stałe w orkiestrze MPK w 1991 roku, a z przerwami trąbił w niej od 1980 roku. Koledzy wspominają go jako niekonfliktowego chłopaka do tańca i do różańca. Jednak niewiele opowiadał o sobie czy o swojej rodzinie.

- Może nie był wybitnym muzykiem, jak to w orkiestrze amatorskiej. Ale kochał grać na trąbce. To było jego całe życie - wspomina Mirosław Świątek, waltornista z 40-letnim stażem w orkiestrze MPK. - Włodek skończył szkołę muzyczną w Łodzi, więc na graniu się znał. Brał udział w licznych konkursach hejnalistów.

Zainteresowania muzyczne pan Włodzimierz miał ponoć szerokie. Nie był fanem jednego gatunku muzycznego.

- W orkiestrze trzeba zagrać wszystko, głównie muzykę przyjemną. Niestety, nie zawsze jest do tego okazja. Najtrudniej jest grać na pogrzebach. Jednak można się do tego przyzwyczaić. Do gry w orkiestrze trzeba podejść z pasją i robić to dla przyjemności, tak jak Włodek - podkreśla Mirosław Świątek.

Niewiele osób wie, że Włodzimierz Miszczak grał na trąbce podczas uroczystości, takich jak wręczanie odznaczeń za wieloletnie pożycie małżeńskie. Robił to za darmo. Był też szefem orkiestry parafialnej w kościele św. Franciszka. Grali dopóki plebani nie skończyły się pieniądze. Dorabiał grając na pogrzebach.

Trębacze przyznają, że praca hejnalisty jest stresująca.

- Gram hejnał od trzynastu lat, do niedawna na zmianę z Włodkiem. To szmat czasu, a i tak za każdym razem się stresuję. Zawsze coś może pójść nie tak, bo warunki atmosferyczne mają duży wpływ na dźwięk trąbki. Czy śnieg, czy mróz, trzeba grać. Często na balkonie, gdzie graliśmy, było aż po kolana śniegu - wspomina Piotr Grabowski, pierwszy trębacz w orkiestrze MPK i hejnalista.

Aż do wakacji tego roku hejnaliści musieli pokonywać karkołomną drogę, żeby zagrać łodzianom "Prząśniczkę". Musieli dostać się na balkon pałacu Juliusza Heinzla przy ul. Piotrkowskiej 106, na który nie prowadziły żadne drzwi. A to nie było łatwe. Każdego dnia hejnalista wchodził pięć przed dwunastą do pokoju numer 210 w wydziale bezpieczeństwa i zarządzania kryzysowego. Rozstawiał jedną drabinkę, po której wdrapywał się na parapet. Pod pachę brał drugą drabinkę, którą rozkładał już na balkonie. Grał "Prząśniczkę". Kłaniał się i wracał tę samą drogą. Dopiero po kontroli inspekcji pracy w ratuszu zabroniono hejnalistom wdrapywać się pod drabinie na balkon. Od tego czasu hejnał grany jest przez okno budynku przy Piotrkowskiej 106. Bezpieczniej.

Włodzimierza Miszczaka zastąpił w wykonywaniu "Prząśniczki" Władysław Cichy, trębacz z orkiestry MPK. Teraz to on na zmianę z Piotrem Grabowskim grają nam hejnał Łodzi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki