Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wiejska arkadia Meyera na Brusie

Wiesław Pierzchała
Folwark Meyera trafi do rejestru zabytków
Folwark Meyera trafi do rejestru zabytków Artur Kostkowski
Folwark na Brusie przy drodze Łódź - Konstantynów należał do znanych łódzkich fabrykantów: Ludwika Meyera i rodziny Biedermannów. Po drugiej wojnie światowej, tak jak wiele takich majątków ziemskich, został przejęty przez państwo i zamieniony w Państwowe Gospodarstwo Rolne. Do dziś przetrwało tam kilkanaście obiektów gospodarczych i mieszkalnych. Perłą wśród nich jest stylowa drewniana rezydencja z lat 1900-1903, która - podobnie jak inne cenne budynki - zostanie wpisana do rejestru zabytków.

- Willa ta jest ozdobą całego założenia - zaznacza Piotr Ugorowicz z Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków w Łodzi. - Reprezentuje drewnianą architekturę o cechach uzdrowiskowych. Uwagę zwraca ażurowy ganek z dekoracjami z motywem solarnym (słonecznym), bogata snycerka oraz narożny balkon zwieńczony wieżyczką.

ZOBACZ ZDJĘCIA FOLWARKU: Folwark Meyera trafi do rejestru zabytków [ZDJĘCIA]

Nie tylko drewniana - otoczona ogrodami oraz starymi dębami, jesionami i kasztanowcami, wciąż zamieszkała przez lokatorów - rezydencja robi wrażenie, lecz także to, że do naszych czasów przetrwał dawny folwark ziemski, co w granicach Łodzi jest dziś prawdziwą rzadkością.

Pochodzący z Wiednia Ludwik Meyer to jeden z czołowych fabrykantów w dziejach Łodzi. Po dotarciu do "ziemi obiecanej" znalazł zatrudnienie w fabryce barwników Edwarda Haentschla przy ul. Piotrkowskiej 72. Pracował jako dysponent. Przełomem w jego karierze okazał się ożenek z Matyldą, córką Haentschla. Dostawszy w posagu pół fabryki Meyer nabrał wiatru w żagle. Kupił na Widzewie grunty i zaczął budować fabrykę, której nie skończył i sprzedał ją swojemu wspólnikowi Juliuszowi Kunitzerowi. Skupił się na fabryce teścia, którą odbudował po pożarze w 1875 roku, zaś 13 lat później przebudował w popularny do dzisiaj Grand Hotel.

Życiową inwestycją Meyera stał się zakup działki między ul. Piotrkowską a Sienkiewicza, na której wytyczył prywatną ulicę zwaną powszechnie pasażem Meyera. Zbudował przy niej luksusowe, neorenesansowe rezydencje zaprojektowane przez znanego łódzkiego architekta Hilarego Majewskiego.

Fabrykant liczył na to, że wkrótce stolica guberni zostanie przeniesiona z Piotrkowa Trybunalskiego do dynamicznie rozwijającej się Łodzi. A to by oznaczało, że do miasta nad Łódką ściągną tłumy urzędników i decydentów, dla których będą czekały gotowe lokale i mieszkania przy pasażu. Meyer jednak przeliczył się. Stolicy guberni nie przeniesiono i inwestor został na lodzie: z pustymi budynkami i kredytami do spłacenia. Dlatego na gwałt zaczął wynajmować lokatorom i firmom mieszkania i całe obiekty. Sam zaś zamieszkał w okazałej willi, z której wachlarzowe schody biegły do ogrodu z fontanną pośrodku i stylowym płotem od ulicy. Dzisiaj w miejscu ogrodu stoi przedwojenny, modernistyczny budynek YMCA.

W obiektach Meyera przy pasażu zamieszkali m.in. adwokat Henryk Elzenberg, który był jednym z założycieli "Dziennika Łódzkiego" oraz znany fabrykant Zygmunt Jarociński. Ponadto w willach znajdowały się redakcja i drukarnia "Dziennika Łódzkiego", a także pracownia fotograficzna znanego fotografika Bronisława Wilkoszewskiego.

Narożny plac przy ul. Piotrkowskiej Meyer sprzedał Geyerom, a ci wybudowali tam efektowną siedzibę swej firmy z kantorem i biurami (dziś jest tam bank). Na drugim zaś rogu stała kamienica ze słynną kawiarnią Roszkowskiego. Co ciekawe, w pasażu, który dziś jest ulicą Moniuszki, w 1887 roku pojawiło się - jako pierwsze w Łodzi - uliczne oświetlenie elektryczne.

Na początku XX wieku Meyer wycofał się z interesów, zaczął sprzedawać obiekty przy swoim pasażu i - mając "w kieszeni" 127 tys. rubli, które zostały mu po spłaceniu wierzycieli - zaszył się w swoim majątku na Brusie, w którym zmarł w 1911 roku w wieku 70 lat. Jego córka Zofia wyszła za mąż za znanego potentata fabrycznego Alfreda Biedermanna, którego dwaj synowie - Ralf i Helmut - odziedziczyli folwark na Brusie.
Z ustaleń Elżbiety Kajzer z Wojewódzkiego Biura Ochrony Zabytków w Łodzi wynika, że folwark był dzierżawiony najpierw Czesławowi Silewiczowi, a potem - gdy dzierżawca przestał wywiązywać się ze swoich obowiązków - wojsku. Badaczka ustaliła także, że w 1927 roku ściągnął do Brusa i zamieszkał w drewnianej rezydencji - razem z żoną pochodzącą z Ameryki- młodszy z właścicieli, Helmut Biedermann, będący z wykształcenia inżynierem mechanikiem.

Zapewne wtedy, dla ułatwienia podróży samochodem na trasie Brus - Łódź, w pobliżu drewnianej willi zbudował garaż z mieszkaniem służbowym w mansardzie. Wyglądem przypomina on garaż z mieszkaniem stojący w pobliżu pałacu Biedermannów przy skrzyżowaniu ul. Północnej i Franciszkańskiej. Po śmierci stryja Roberta Biedermanna, bracia Ralf i Helmut odziedziczyli rodzinną fabrykę włókienniczą przy ul. Kilińskiego 2.

Po zakończeniu drugiej wojny światowej majątek na Brusie przejęło państwo i założyło PGR, którego okres największej świetności przypadał na lata siedemdziesiąte i osiemdziesiąte. Tamte czasy doskonale pamięta wciąż tam mieszkająca Anna Małuszyńska, która przeprowadziła się tam w 1957 roku, gdy jej mąż Jerzy został dyrektorem gospodarstwa.

- Gdy tutaj zamieszkaliśmy, w PGR była ferma kurza. To się wkrótce zmieniło, bowiem mąż założył tu mleczarnię, która potem produkowała słynne "sery z Brusa", a także masło i śmietanę - wspomina Anna Małuszyńska. - Do tego doszły liczne uprawy, między innymi marchwi, buraków i ziemniaków, które trafiały do sklepów PGR, a także zboże wysyłane do elewatorów w Rogowie. W ramach gospodarstwa, które miało około 60 pracowników i liczyło ponad 100 hektarów gruntów, były też dwie obory z krowami oraz potężna chlewnia licząca 1,4 tysiąca świń, po które regularnie przyjeżdżali przedstawiciele rzeźni państwowych.

Pani Anna zaznacza, że PGR zawsze był rentowny i nigdy nie przynosił strat. W skład majątku państwowego wchodziły m.in. obory, stajnia, stodoła, magazyn zbożowy, stolarnia, garaż, kuźnia i willa, w której mieszkało siedem rodzin. Po przełomie w 1989 roku wszystko się zmieniło i po czterech latach PGR został zlikwidowany, a na jego miejsce utworzono spółkę pracowniczą. Lokatorzy willi zaczęli się stopniowo wyprowadzać i dziś zajmują tylko cztery mieszkania (pozostałe świecą pustkami).

Wśród lokatorów jest Jan Kraska mieszkający tu od jedenastu lat. Jak się teraz żyje w dawnej willi Meyera?

- Nieszczególnie - przyznaje szczerze Jan Kraska. - Wprawdzie posiadamy w środku kanalizację, to jednak nie mamy centralnego ogrzewania, lecz zainstalowane w mieszkaniach piecyki elektryczne, co jest niewygodne i kosztowne. Największe problemy mamy jednak z wodą. Wprawdzie na podwórku jest studnia, ale woda z niej nie nadaje się do picia, dlatego nie możemy się do niej podłączyć i czerpać wody. Musimy polegać na cysternach, które podjeżdżają dwa razy w tygodniu i wtedy możemy napełniać wodą wiadra i wszelkie pojemniki. Właściciele willi chcą nas wyprowadzić, ale w zamian nie zapewnili nam żadnych mieszkań, dlatego utrzymuje się sytuacja patowa.

Dawny folwark Ludwika Meyera należy obecnie do firmy Tonagro, będącej spółką-córką Agencji Rolnej Własności Skarbu Państwa z centralą w Warszawie. Dzierżawcą majątku (100 ha) jest znany rzgowski przedsiębiorca Zbigniew Gałkiewicz, który - jak nam powiedział - już trzy razy próbował kupić od Tonagro nieruchomość, ale bezskutecznie. Dlatego czeka na zielone światło w tej sprawie i póki co prowadzi różne uprawy - od rzepaku po ziemniaki. Jeśli zaś chodzi o budynki gospodarcze, to świecą pustkami i powoli niszczeją.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki