Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Brat Cherubin od Matki Bożej Nieustającego Śmiechu

Dariusz Piekarczyk
- Dobry boczek musi być chudy, tak od góry, a na dole powinien mieć trochę tłuszczyku - mówi z uśmiechem zakonnik, który znany jest z umiłowania boczku, czy jak mówi boczusiu. - Piwo też lubię, a co normalnym człowiekiem jestem.
- Dobry boczek musi być chudy, tak od góry, a na dole powinien mieć trochę tłuszczyku - mówi z uśmiechem zakonnik, który znany jest z umiłowania boczku, czy jak mówi boczusiu. - Piwo też lubię, a co normalnym człowiekiem jestem. Dariusz Śmigielski
Brat Cherubin z klasztoru Bernardynów w Piotrkowie jest najweselszym zakonnikiem w Polsce centralnej. Imieniny ma 27 czerwca w dzień Matki Bożej Nieustającej Pomocy, jak mówi, lepiej byłoby Nieustającego Śmiechu.

Kiedyś ojciec prowincjał pyta mnie, Cherubin, kiedy ty w końcu spoważniejesz, a ja na to, modlę się, żeby do tego nie doszło. Zresztą jak umrę i będziecie mnie nieśli w trumnie, to i tak was ochrzanię, jak coś będzie nie tak - rozpoczyna swoją opowieść brat Cherubin z klasztoru Ojców Bernardynów w Piotrkowie Trybunalskim.

To najweselszy zakonnik w Polsce centralnej. Za nic w świecie nie wytrzymałby, na przykład u kamedułów, gdzie mówi się z rzadka i tylko w określonych godzinach. Prawie ćwierć wieku w habicie Brat Cherubin za rok będzie świętował 25 lat życia zakonnego, a więc srebrny jubileusz. A jak to wszystko się zaczęło? - Ja warszawiak jestem - mówi uśmiechnięty Cherubin. - Wychowałem się zaś w klasztorze. Nie, nie bredzę. Obok mojego domu, a mieszkałem na Czerniakowie, jest klasztor Ojców Bernardynów. Chodziłem tam do nich jak do domu. Pomagałem, a już najbardziej to przystałem do brata Henryka Markowskiego. Zobaczyłem, że są otwarci dla ludzi i zapragnąłem być jednym z nich, choć wcześniej marzyło mi się być milicjantem, a potem strażakiem. Ale już w podstawówce wiedziałem, że pójdę do bernardynów. Kiedy skończyłem szkołę, udałem się do gwardiana ojca Rajmunda Matejki i mówię mu, że potrzebuję opinii, bo chcę iść do bernardynów. Wie pan, co on zrobił? Naskoczył na mnie, zbeształ. Skończ zawodówkę, wyszalej się, popracuj i przyjdź, a teraz wynocha i wyrzucił za drzwi. Zawodówkę skończyłem, zostałem piekarzem, ale tam, kiedy dowiedzieli się, że idę do zakonu, to załamali się. Niuniuś, mówi majster Aleksander Turczyński, bo Niuniuś mnie nazywali, gdybym mógł, to łańcuchem bym cię przywiązał, żebyś tylko nie szedł. Co ty robisz? A ja twardo, wola Boża, idę. Mama Leonarda w płacz, bo jedynakiem jestem. Synek - mówi, tak bym chciała mieć wnuki, a ty do zakonu. Z wnukami to nie problem - mówię z uśmiechem, ale do zakonu i tak pójdę. Ojczym, dusza człowiek, bo ojciec już nie żył, mówi za to - idź, ale pamiętaj, że jakby co, to dom masz zawsze otwarty.

Przemiana z Pawła w Cherubina

Pierwszym etapem życia zakonnego brata Cherubina, po przekroczeniu bramy klasztornej w Kalwarii Zebrzydowskiej, była roczna aspirantura. - Przez ten rok chodziliśmy w cywilnych ubraniach - przypomina sobie nasz rozmówca. - To czas na poznanie życia zakonnego. -Pomagałem wtedy w zakrystii bratu Kazimierzowi Plichcie, który znał mnie z Warszawy. Potem nowicjat w Leżajsku. Jak niektórzy, a było nas około 30, zobaczyli wielkie mury klasztorne, to od razu zrezygnowali. Ja nie, szedłem dalej wytyczoną drogą. Potem obłuczyny i biały sznur do przepasania habitu, ale jeszcze bez węzełków, ot pusty sznur. Bez węzełków, bo nie składałem jeszcze ślubów. Te złożyłem we wrześniu 1991 roku. Dlaczego imię zakonne Cherubin? Ojciec Kasjan z Leżajska mówi mi kiedyś, przyjmij imię Cherubin Maria. Jesteś taki korpulenty. To imię pasuje do ciebie jak nic. Mama za to, za nic nie mogła na początku spamiętać tego Cherubina. To ja do niej, śpiewaj sobie "Gwiazdo śliczna wspaniała" albo "O stworzycielu duchu przyjdź", bo tam jest o Cherubinach. I tak skończył się Paweł, bo na obłuczynach dano mi Cherubin Maria.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Po ślubach trafił brat Cherubin do Kalwarii Zebrzydowskiej, gdzie został drugim zakrystianinem. Pierwszym był brat Franciszek Jaworski. - Można powiedzieć, że przy nim terminowałem - mówi z uśmiechem. - Po trzech latach przenieśli mnie do Krakowa, tam zostałem wicemagistrem postulatu. Kiedy moja mama dowiedziała się o tym, zdębiała. Jak to ty piekarz i magister mówi. Ja nie tracę rezonu. Lech Wałęsa był elektrykiem i został prezydentem, to ja nie mogę być magistrem - odpowiadam.

Pod Wawelem był brat cztery lata, a potem trafił do Piotrkowa. Stamtąd zaś do Warty. - Nie chciałem tam iść, bo panowało przekonanie, że tam idzie się za karę - mówi. - Ale szybko przekonałem się, że nic z tych rzeczy. Tam wspaniali ludzie są. W Warcie byłem trzy lata. Potem kolejne trzy ponownie w Kalwarii i od roku znowu Piotrków. Nazbierało się trochę tych klasztorów, prawda?
Łakomstwo brata Cherubina

- Dobry boczek musi być chudy, tak od góry, a na dole powinien mieć trochę tłuszczyku - mówi z uśmiechem zakonnik, który znany jest z umiłowania boczku, czy jak mówi boczusiu. - Uwielbiam boczek i już. Mogę go jeść pod każdą postacią. I jeszcze rosół uwielbiam. Jak byłem w Warcie i chodziłem po kolędzie, to na przykład w Łabędziach pani Teresa gotowała przepyszny rosół. Czasem przynoszono mi rosół do klasztoru, tu w Pio-trkowie też się zdarza. Ale tak pysznego sernika, jak piecze pani Anna Bombska, to pan nie jadł nigdy, gwarantuję. To sernik kapłański, w ustach się rozpływa. Piwo też lubię, a co normalnym człowiekiem jestem. Najlepsze jasne. To miejscowe, piotrkowskie, jest całkiem dobre. Kielicha? Jeśli to tylko czystej, ale z umiarem.
Brat Cherubin dba nie tylko o rozkosze podniebienia. Z lubością ogląda "M jak miłość" czy "Na dobre i złe". - Oglądam też serial "Anna Maria Wesołowska" - mówi. - Współbracia to nawet się śmieją, że adwokatem mógłbym być jak nic. A jeszcze "Zbuntowanego anioła" lubię.

Młodzież z Piotrkowa

- Zewsząd słyszę, że wesoły jestem, uśmiechnięty, często dowcipkuję, a czy to źle - zastanawia się brat Cherubin. - Nieraz widzę, że księża diecezjalni wywyższają się. A przecież my duchowni jesteśmy dla ludzi, nie odwrotnie. Z pokorą i radością trzeba do ludzi. Trzeba ich też wysłuchać, oni z reguły dość mają polityki i ględzenia polityków. Bywa, że jadę na wycieczkę z paniami, które już babciami są, a ja do nich "jak tam dziewczyny, jak tam moje słoneczka" albo "jak tam moja młodzież". I jest inaczej, na pewno lepiej. Przecież nie można być wiecznie nadąsanym. Zakonnik nie tylko jest od modlitwy. Czas musi być na wszystko. Ważne też, żeby z uśmiechem wyjść czasem z kłopotliwych sytuacji. Choćby w Warcie. Byłem już trzeci rok i opłatek roznosiłem. W jednym domu pani, która do kościoła nie chodziła, pyta mnie: O, brat tu u nas nowy. Ja na to: nie, trzeci rok jestem. To jakoś brata w kościele nie widziałam, a jestem co niedziela. To pewnie nie do tego samego kościoła chodzimy - odpowiadam. Do młodzieży ciężkiej, takiej chodzącej w kapturach, też trzeba trafić. I ja chyba trafiłem. Kiedyś zauważyłem, że stoją tacy zakapturzeni przy szopce, gdzie są skarbonki. O, myślę, to po pieniądzach. Idę tam, a oni do mnie: Tu z klasztoru nic nie zginie, gdzie indziej może tak, ale nie tu. I w innym kościele ograbiono skarbonkę.

Były i wiatr w oczy i Ziemia Święta

Brat Cherubin przyznaje, że miał trudne chwile. - Trzy razy chciałem wracać do cywila - przyznaje. - Bo coś tam nie wkurzyło. Ale opamiętałem się. Dziś nie mam, na szczęście, ciężkich chwil. Jeśli wiatr zawieje w oczy, to przypominam sobie cytat z obrazka, jaki miałem na ślubach wieczystych "Nie nam, nie nam, lecz Twemu imieniu daję chwałę". Nigdy nie żałowałem obranej drogi. Niektórym wyda się trudne takie życie, ale ja nie oczekuję pochwał, pragnę nagrody w niebie.

Ma brat Cherubin marzenie, które, jeśli Bóg pozwoli, może się spełni. Chciałby pracować w klasztorze w Ziemi Świętej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki