Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Burzyć konwencje i przyzwyczajenia - oto co chcemy robić w muzyce!

Dariusz Pawłowski
materiały prasowe
Rozmowa z muzykami łódzkiej grupy Black Radio, która w piątek wystąpiła na dużej scenie Przystanku Woodstock.

Gratuluję zwycięstwa w eliminacjach do festiwalu Przystanek Woodstock. Sporo się zaczyna wokół Was dziać, sytuacja zaczyna się rozkręcać. Jak to przyjmujecie? Wzbiera woda sodowa?

Przyjmujemy to chyba w miarę naturalnie i dobrze. Tak jak mówisz, sytuacja się rozkręca, ale to również rozkręca nas. To naprawdę dodaje nam energii do dalszej pracy.

Pytam o to także dlatego, że zrobiło się o Was głośno, ale przecież nie wzięliście się znikąd. Sumiennie na swoją sytuację pracujecie...

Zespół jako Black Radio funkcjonuje już sześć lat. I od dłuższego czasu mieliśmy poczucie, że jesteśmy gotowi na jakiś sukces, tylko musiało się pewnie zejść w jednym czasie kilka spraw. Dlatego nie poprzestajemy na tym i nie podniecamy się tylko tym, co się dzieje, ponieważ w naszym założeniu jest to dobry początek. Sprawdzianem będzie to, co się będzie dziać dalej. Spędziliśmy dużo czasu nad naszą płytą, nad naszym graniem, nad tym, jak mają wyglądać nasze koncerty, właśnie po to, żeby być gotowymi na to, co się będzie teraz działo. I byśmy od tego nie zgłupieli.

Występ na Przystanku Woodstock to już poważna sprawa i niemała publiczność...

Duża scena, duża publiczność, duży festiwal. Ale świetne były już przedbiegi, czyli eliminacje. Panowała znakomita atmosfera, ludzie, z którymi współpracowaliśmy byli wspaniali. Przekonaliśmy się, że organizacja całego przedsięwzięcia jest na najwyższym poziomie. Warto podkreślić, że podczas półfinału było na koncercie więcej publiczności, niż na niejednym festiwalu, w którym braliśmy udział. Najlepsze jest jednak to, że właśnie spełniło się jedno z największych naszych marzeń - a pewnie nie tylko naszej kapeli. Bo zagranie na Przystanku Woodstock jest dla młodych muzyków marzeniem - do konkursu zgłosiło się około siedemset zespołów. Co ciekawe, nigdy nie byliśmy na Woodstocku jako widzowie, a teraz od razu zagramy na dużej scenie. Tak samo nigdy nie byliśmy na festiwalu w Jarocinie, a wystąpiliśmy tam jako zespół konkursowy i w tym roku graliśmy jako laureaci. Zobaczymy jak zostaniemy przyjęci na Woodstocku. Wiemy, że to jest trochę tak, jakby się miało jeden nabój w pistolecie. Trzeba go jak najlepiej wykorzystać. Od takiego występu wiele zależy. Jurek Owsiak też nam powiedział: "chłopaki, duża scena to nie przelewki".

Publiczność bywa tam bezwzględna. Albo Was od razu kupi, albo "odstrzeli".

Zdajemy sobie z tego sprawę, ale mieliśmy już takie starcia z publicznością, która nie do końca była pozytywnie do nas nastawiona, delikatnie mówiąc. Ale dotychczas udawało nam się to jakoś wygrywać. Nie mamy więc też wielkiego strachu przed Woodstockiem.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Przygotowaliście specjalny program?

Tak. Szykujemy bombę energetyczną, chcemy pokazać, że jesteśmy gotowi grać duże koncerty dla dużej publiczności. To dla nas wyzwanie, bo musimy udowodnić, że werdykt komisji konkursowej był słuszny i że zasługujemy na taki występ, mimo naszego młodego wieku.

Wprowadziliście nieco świeżości i energii do tego, co na co dzień słyszy się w radio. Wasza muzyka jest wypadkową szerokich inspiracji czy zderzenia różnych osobowości?

Każdy z nas ma już trochę dość mainstreamowej muzyki, gdzie wszystko jest kolorowe i takie samo. Chcemy proponować coś innego i wydaje nam się, że sukces naszego zespołu polega właśnie na tym, że proponujemy coś oryginalnego. Cała światowa kultura muzyczna opiera się dziś w dużej mierze na patentach. Gdy słyszymy nową wokalistkę i jej produkcję, to od razu słychać, jaki to patent. To są artyści z proszku. Nasza idea polega na łamaniu tych wszystkich ramek i pokazaniu, że jest inna droga, która umożliwia rozwój kultury. Przykładem, do którego się odwołujemy, jest wykonanie przez Czesława Niemena pieśni "Dziwny jest ten świat" na festiwalu w Opolu. To zburzyło całą ówczesną konwencję i przyzwyczajenia. I to właśnie chcielibyśmy robić.

Zazdroszczę Wam werwy, którą ze sobą niesiecie. A jaka jest siła w prostocie i energii udowodniła kiedyś Nirvana, która wywróciła poddany stagnacji rynek muzyczny do góry nogami...

Tak już jest, że pleśń i zgnilizna rosną co dekadę, dwie i musi się pojawić ktoś, kto kopnie to porządnie z buta. Mamy wrażenie, że nasza propozycja jest odmienna, że nawet w formie piosenki różnimy, się od tego, co dziś jest w muzyce powszechne. Można powiedzieć, że gramy jak Black Radio.

Nagraliście debiutancką płytę. Jakim kluczem dobieraliście na nią utwory?

Niektórzy mówią nam, że płyta jest bardzo dobra, tylko szkoda, że nie ma na niej ballady. Przyjmujemy tę uwagę, ale taki był koncept tej płyty. To jest pierwszy album młodego zespołu rockandrollowego, który nie przejmuje się tym, że nie nagrał ballady. Album trwa niecałe 40 minut. To jest taka pigułka z prądem, na której nie ma miejsca na wolny utwór. Chcieliśmy, żeby to była płyta, przy której się rano wstaje i przy której można naładować swoje baterie. Także taki a nie inny układ piosenek ma ten pobór energii stopniować. Co oczywiście nie oznacza, że kiedyś nie nagramy ballady.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

A jak jest Wasza metoda twórcza - atmosfera wzajemnego zrozumienia, czy raczej eksplozje emocji i sporów?**

Różnie bywa. Czasem lepiej nie wchodzić nam w drogę. Ale ciekawostką jest fakt, że nasze utwory powstają najpierw na gitarze klasycznej. Dawid Wajszczyk przynosi na próbę "coś" i to albo zostaje odrzucone, albo zaczynamy ów szkic szlifować i rodzi się z tego kompletny utwór, który akceptujemy wszyscy. Rzecz jasna czasem to idzie szybciej, czasem wolniej, ale każdy coś od siebie dodaje.

A czy fakt, iż jesteście z Łodzi, ma jakiś wpływ na Was i Waszą muzykę?

Nie wiemy, czy ma to znaczenie. Na pewno nas to w żaden sposób nie ogranicza. Mamy trochę wsparcia, ale raczej nie odczuwamy wpływu miasta na naszą muzykę. Mamy też wrażenie, że po paru znanych zespołach z Łodzi było trochę ciszy w tym mieście. Mamy ogromny szacunek dla Comy czy Normalsów, ale jest nowa generacja dzieciaków takich jak my, które nie wiedzą czy fajniejszy jest Woodstock czy Open'er, czy ważniejszy w życiu jest iPhone czy to co masz w głowie. I potrzebują dla siebie nowych symboli i idei. Chcemy grać dla wszystkich, ale siłę rzeczy jesteśmy głosem konkretnego pokolenia. I to, że teraz się o nas słyszy, jest też sygnałem dla naszych równolatków, że oto jesteśmy i oni mają coś dla siebie.

Czy jesteście głosem pokolenia? Czy Wasi równolatkowie tworzą dziś jakiś wspólny front, mają wspólny przekaz?

Na razie nie możemy tego nazwać subkulturą czy jakimś nurtem, choć pewnie bardzo byśmy chcieli. Dziś Facebook, Twitter i inne media społecznościowe bardzo nas definiują, musimy dbać o naszego fanpage'a. To się zmieniło i nie ma co się na to obrażać. Gdyby zespół Led Zeppelin działał w naszych czasach, to ich fani tez chcieliby być z nimi blisko i Jimmy Page musiałby wrzucić na Facebooka zdjęcie swojej jajecznicy. Mamy wrażenie, że ci słuchacze, których złapiemy, mają szansę dorastać razem z nami i naszą muzyką. Dziś śpiewamy dla nich i o nich. I oni doskonale rozumieją, co jest grane. Widać też, że ciągle dochodzi nowa publiczność. By coś z tego powstało, potrzeba czasu.

Czy za tym czai się rewolucja, która ma wymieść wszystkich starych?

Początkiem każdej ery jest koniec poprzedniej. Sami słuchamy wielu "starych" wykonawców, ale jesteśmy nową falą, jesteśmy mocno nabuzowani, podobnie jak nasi fani. W nich jest olbrzymi potencjał. I rzeczywiście on musi eksplodować. Zatem uwaga, nadchodzimy!

Autopromocja

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki