Pan Lucjan marzy o wspólnych świętach, o tym żeby wnuczek mógł usiąść z nim przy stole w rodzinnym domu. Napisał wniosek do Sądu Rejonowego w Łodzi, gdzie prowadzona jest sprawa Daniela, z prośbą o przepustkę dla wnuczka na Boże Narodzenie. Niestety, nie otrzymał jej. I to kolejny raz.
- Napisałem już wiele próśb o przepustki, ale nigdy nie dostałem zgody. Nie dostałem nawet pisemnej odpowiedzi z uzasadnieniem. Dla wnuczka jestem w stanie zrobić wszystko - mówi pan Lucjan.
Daniel całe życie wychowywał się w domu pana Lucjana. Mieszkała tam też jego mama, która od 10 lat choruje na schizofrenię.
- Córka już pięć razy była na leczeniu psychiatrycznym, w tym roku bardzo się jej pogorszyło. Niestety, ona tego nie rozumie i nie chce się leczyć. W marcu wniosek o przymusowe leczenie złożyli pracownicy opieki społecznej. Kolejny wniosek złożyła szkoła Daniela. Miałem nadzieję, że sąd skieruje ją na przymusowe leczenie i córka wyzdrowieje. Ale nie skierował - mówi pan Lucjan.
W lipcu mama Daniela rzuciła się na syna i kilka razy go uderzyła. Wystraszony ośmiolatek zadzwonił do dziadka, który dorabiał wtedy jako ochroniarz. Pan Lucjan powiadomił policję.
- Bałem się o wnuczka, dlatego zadzwoniłem na policję, żeby jak najszybciej przyjechali. Powiedziałem im, że córka jest chora i żeby zawiadomili pogotowie. Ona powinna trafić na leczenie. Myślałem, że zabiorą ją do szpitala - mówi pan Lucjan.
Funkcjonariusze zamiast córki pana Lucjana, do szpitala zabrali wnuczka. Kilka dni później sprawa była już w sądzie, który wydał postanowienie o umieszczeniu dziecka w pogotowiu opiekuńczym.
W ośrodku dziadek odwiedzał Daniela codziennie. Obiecywał wnukowi, że jego koszmar za chwilę się skończy. Nie udało mu się jednak uchronić dziecka przed agresją rówieśników.
- Daniel coraz częściej skarżył się, że dzieci go biją. Miał nawet ślady duszenia. Kilkakrotnie zwracałem na to uwagę wychowawcom, ale nie przyniosło to efektu. W końcu złożyłem doniesienie do prokuratury, że dzieci znęcają się nad Danielem. Potem ograniczono moje kontakty z wnukiem - mówi pan Lucjan.
Postępowanie w prokuraturze jest w toku. Prokurator przesłuchał chłopca, jego dziadka i pracowników ośrodka. Na efekt trzeba poczekać.
- W ośrodku mają mi za złe, że zgłosiłem sprawę do prokuratury - mówi pan Lucjan. - Teraz widuję wnuka tylko w szkole.
Pan Lucjan walczy o przepustkę dla wnuczka na święta. Sąd nie odpowiedział na jego prośby. Decyzja jest teraz w gestii dyrekcji pogotowia opiekuńczego.
- Pan Lucjan musi przyjść do mnie i porozmawiać. Ja nie mogę podjąć decyzji sama, bo przy tego typu sprawach opinię wydaje specjalnie powołany zespół - mówi Krystyna Ulman, dyrektor Pogotowia Opiekuńczego nr 2 w Łodzi.
Pan Lucjan poszedł we wtorek do ośrodka na rozmowę. Teraz czeka z nadzieją na decyzję dyrekcji.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?