- Młodzież ma to do siebie, że potrafi być nieobliczalna i grać nierówno. To jest ryzyko, które musimy wkalkulować - mówi trener PGE GKS Bełchatów Rafał Ulatowski.
Szkoleniowiec w pierwszej jedenastce wystawił tylko czterech nowych piłkarzy, chcąc zminimalizować ryzyko brako zgrania - bramkarza Macieja Krakowiaka, obrońcę Lukasa Kubana oraz pomocników Lukasa Klemenza i Jakuba Serafina. Pewniakiem do gry był także czeski stoper Vaclav Cverna, który dobrze prezentował się w przedsezonowych sparingach, ale okazało się, że na czas nie dotarł jego certyfikat i piłkarz nie został uprawniony do gry. W tej sytuacji parę stoperów tworzyli Seweryn Michalski i Marcin Flis.
Gdyby o wyniku meczu miała zdecydować tylko druga połowa, pewnie bełchatowski zespół by tego meczu nie przegrał. Ale niestety spotkanie trwa 90 minut, a w pierwszej części gry olsztynianie byli zespołem wyraźnie lepszym.
- Mogliśmy zobaczyć, jak w pierwszej lidze gra się z doświadczonym zespołem. Oddaliśmy gościom inicjatywę, a ci stworzyli sobie kilka sytuacji i objęli prowadzenie - komentował Ulatowski.
Jedyny gol padł w 42. minucie, gdy dobrą akcję Janusza Bucholca i Łukasza Suchockiego wykończył ten ostatni. Krakowiak, który do tego momentu zachowywał czyste konto, nie zdołał zatrzymać piłki. Wcześniej pozyskany z Widzewa bramkarz spisywał się bez zarzutu, broniąc m.in. na początku spotkania groźne uderzenie Grzegorza Lecha. Miał też sporo szczęścia, bo piłkarze trenera Mirosława Jabłońskiego często pudłowali. - Nie ukrywam, że do przerwy powinniśmy prowadzić wyżej - mówił szkoleniowiec Stomilu.
Na drugą połowę piłkarze PGE GKS wyszli z nowym napastnikiem, bo Ulatowski zdecydował się na wpuszczenie pozyskanego z Radomiaka Szymona Stanisławskiego. Wysoki piłkarz, który w poprzednim sezonie w trzeciej lidze strzelił piętnaście goli, już na początku swojego pierwszoligowego debiutu mógł zdobyć gola, ale jego strzał głową obronił bramkarz Stomilu.
Choć nadal optyczną przewagę mieli olsztynianie, to jednak zespół z Bełchatowa po przerwie prezentował się zdecydowanie lepiej, niż wcześniej. Kilka razy zakotłowało się pod bramką Stomilu, ale Piotr Skiba spisywał się bez zarzutu, broniąc wszystkie groźne strzały.
- W drugiej połowie zobaczyliśmy inne oblicze naszego zespołu, co daje nam nadzieję na przyszłość. Szkoda, że nie zdobyliśmy gola, bo punkt dla drużyny byłby osiągnięciem, który pozwoliłby na podniesienie głów w szatni - żałował Ulatowski.
Mecz ze Stomilem pokazał, że w PGE GKS brakuje piłkarzy ofensywnych. Okienko transferowe zamyka się dopiero z końcem sierpnia, więc wszystko jeszcze można naprawić. Na pewno drużyna Ulatowskiego potrzebuje wzmocnień, by móc spokojnie myśleć o zajęciu miejsca w środku tabeli.
Chyba niekorzystnym dla PGE GKS jest fakt, że pierwsze trzy mecze drużyna rozegra na własnym stadionie, gdy ma jeszcze problemy ze zgraniem. W sobotę bełchatowianie podejmą Chojniczankę, która wydaje się być mocniejszym zespołem od Stomilu, a w pierwszej kolejce zremisowała 2:2 w Legnicy z Miedzią, czyli głównym faworytem do awansu do T-Mobile Ekstraklasy.
- Przed nami tydzień pracy i czas na wyciągnięcie wniosków - mówi Ulatowski. Nie da się ukryć, że czasu nie ma wiele, tym bardziej, że zespół przeszedł rewolucję.
Autopromocja
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?