- Prawdopodobnie jest to bocian z późnego miotu, który jesienią miał zbyt mało sił, aby wyruszyć w podróż do Afryki. Tak wyjaśnili mi specjaliści, z którymi się kontaktowałem - powiedział Czesław Maszczyk, jeden z opiekunów Kajtka.
Bocian na co dzień mieszka na kominie domu państwa Szczepaniaków z Cesarki. Lubi fruwać na łąkę przy stawie pod Warszewicami. Polować nie musi, bo karmią go mieszkańcy. Bociek o godz. 7.30 czeka na Włodzimierza Szczepaniaka, który o tej porze zwykle daje Kajtkowi śniadanko.
- Udało mi się skontaktować z dyrektorem hipermarketu. Obiecał, że po świętach dostanę łby karpi dla bociana. Myślałem, że dostanę tylko kilka, a wróciłem z zapasem 30 kg! - cieszy się Czesław Maszczyk, który też pomaga bocianowi.
Łbów było tak dużo, że trafiły do zamrażarek kilkunastu sąsiadów. Udało się też porozumieć z masarnią w Piotrkowie. Właściciel przekazuje Kajtkowi porcje rosołowe, serca i płuca wieprzowe. Bociek zapasy na zimę ma. Ale czy ją przetrwa?
- Dowiedziałem się, że bocian może przeżyć nawet srogą zimę, jeśli ma co jeść - mówi Czesław Maszczyk, który chciał na zimę umieścić Kajtka w zoo lub nadleśnictwie. Instytucje uznały, że boćka nie da się złapać, dopóki z głodu nie opadnie z sił. Mieszkańcy Cesarki nie chcieli jednak głodzić ptaka i zaopiekowali się nim. Nie chcą go oswajać, nie pozwalają nikomu karmić go ręką, ani zbliżać się do niego.
- To dla jego bezpieczeństwa, żeby nikt nie postrzelił Kajtka - twierdzi Czesław Maszczyk.
CZYTAJ TEŻ: Porzucone bociany zostały na zimę
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?