Nie jestem zagorzałą fanką zespołu Zakopower. Nie działa też na mnie osobisty urok głównego wokalisty, choć uważam, że głos na świetny. Jednak... rzeczywiście robi wrażenie. Swoją skromnością, umiejętnością gry na skrzypcach, czy pewnego rodzaju "luzem".
Zakopower to jednak nie tylko Sebastian Karpiel-Bułecka. To świetnie dobrani ludzie, profesjonaliści, świetnie czujący się na scenie. Daje się odczuć, że się lubią, a nawet przyjaźnią, nie odgrywają ról. Po prostu dobrze się bawią i starają, aby pozytywne emocje udzieliły się publiczności. Dziewięcioosobowy zespół, tworzy niezwykle zgraną całość.
Koncert w Dekompresji panowie zaczęli grać z kilkunastominutowym opóźnieniem, ale pierwsze dźwięki i słowa zrekompensowały to oczekiwanie. - To dla nas wielka radość i zaszczyt, że możemy znów wystąpić w Łodzi. Postaramy się, żebyście byli zadowoleni i wyszli stąd z uśmiechem na ustach, a nawet jak nam się nie uda tego uczynić, to i tak my wyjdziemy uśmiechnięci - powiedział lider zespołu.
Muzycy zagrali kilkanaście utworów, były wśród nich kompozycje z najnowszej, platynowej już płyty wydanej w ubiegłym roku, pt. "Boso", jak "Kropla", "Tak, że tak", czy tytułowy hit. Nie zabrakło jednak i starszych piosenek - "Kiebyś ty", "Kac", "Milczenie owiec", ale także "W dzikie wino zaplątani" (interpretacja utworu Marka Grechuty), "Na siedem", "Nie, bo nie", "Galop", "Udomowieni". Zaskoczeniem było brawurowe wykonanie utworu "Obława" Jacka Kaczmarskiego.
Oprócz skrzypiec, które są znakiem rozpoznawczym ich muzyki, charakterystyczny klimat tworzyła trąbka. Dominik Trębski radził sobie naprawdę świetnie. Zresztą oddać to należy całej grupie. Dali z siebie wszystko. Nagłośnienie, wyświetlane w tle wizualizacje dobrane odpowiednio do tematyki utworów, reżyseria świateł były bez zarzutu.
W pewnym momencie frontman ogłosił, że jeden z członków zespołu dzień wcześniej miał urodziny i z tej okazji otrzyma wyjątkowy prezent - zagra solówkę. Perkusista miał więc swoje pięć minut, mógł "zaszaleć". Łukasz Moskal zaśpiewał nieśmiertelny hit Bee Geesów "Staying Alive", czym zaskoczył nawet kolegów. Publiczność za namową Karpiel-Bułecki zaśpiewała, a nawet zagwizdała mu "Sto lat". Wyjątkowy moment...
Ale to nie wystarczy, żeby skraść serca publiczności. A na pewno, by skraść moje. Zrobili to dopiero, gdy pojawili się na scenie już po pożegnaniu, żeby zagrać coś jeszcze. A potem drugi i… trzeci raz. - No dobra zagramy, ale za kasę. Robimy zrzutę. "Mały" (perkusista - dop. MM)przejdzie z czapką i zaśpiewamy. Tylko nie wiemy co, bo nam się już repertuar skończył - żartował Karpiel-Bułecka. I zagrali harcerską "Stokrotkę". Dystans i humor, to się chwali. I już naprawdę na koniec, na specjalne życzenie publiczności, panowie ponownie zagrali "Boso" - chyba najdłuższą wersję w historii.
Zakopower naprawdę ma siłę. I mnóstwo energii. Imponują autentyczna charyzma zespołu, dusza, naturalność. Widać też, że muzycy lubią to, co robią, nie "robią" z siebie gwiazd, nie przewracają oczami. Lider podziękował wszystkim, którzy grali, śpiewali i pomagali w organizacji koncertu. A przede wszystkim publiczności. Koncert, co nie jest wcale tak częste wśród polskich wykonawców, trwał niemal dwie godziny. Dwie godziny dobrze zagranej muzyki.
CZYTAJ TEŻ: Zakopower zagra w Łodzi
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?