Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Maszkarony z kamienicy przy Narutowicza

Wiesław Pierzchała
Tę niepowtarzalną kamienicę zbudowano w 1896 roku według projektu Gustawa Landau-Gutentegera
Tę niepowtarzalną kamienicę zbudowano w 1896 roku według projektu Gustawa Landau-Gutentegera Artur Kostkowski
Zabytkowa kamienica przy ul. Narutowicza 32 w Łodzi jest wyjątkowa, gdyż tajemnicze maszkarony sąsiadują z akcentami romańskimi, renesansowymi, a nawet bizantyjskimi.

Maszkarony na szczycie kamienicy to diaboliczne, fantastyczne stwory przypominające nietoperze. Mają ludzkie twarze podobne do oblicza słynnego hrabiego z Transylwanii. I zapewne jakaś siła nieczysta tu namieszała, bowiem do końca nie wiadomo, kto był pierwszym właścicielem wspaniałej kamienicy.

Z tzw. białej karty w biurze wojewódzkiego konserwatora zabytków wynika, że pierwotnie właścicielami jednej z najpiękniejszych kamienic w Łodzi byli bracia Chaim i Gersz Auerbachowie. Podobne informacje zawarte są w znanych i cenionych publikacjach Ryszarda Bonisławskiego i Joanny Podolskiej - "Spacerownik" oraz prof. Krzysztofa Stefańskiego - "Atlas architektury dawnej Łodzi".

Tymczasem z opracowanej na zlecenie biura miejskiego konserwatora zabytków tabliczki na kamienicy wynika, że pierwotnie była ona własnością... Oskara Bonika. Skąd zatem ta zaskakująca sprzeczność?

Senator Ryszard Bonisławski, wytrawny znawca dawnej Łodzi, bije się w piersi i twierdzi, że się pomylił opierając się na tzw. białej karcie. Zajrzał do swojego domowego archiwum i ustalił, że faktycznie pierwszym właścicielem był Oskar Bonik, do którego należała ta działka w końcu XIX wieku. Innego zdania jest jednak prof. Krzysztof Stefański z UŁ, znawca łódzkich zabytków.

- Jestem całkowicie przekonany, że kamienica należała do braci Auerbachów, bowiem na projekcie budynku można przeczytać, że to właśnie dla nich był projektowany - zaznacza Krzysztof Stefański. Dodaje, że pomyłka na tabliczce wzięła się zapewne stąd, że w latach międzywojennych na ul. Narutowicza nastąpiła zmiana numeracji i tam gdzie dawniej był nr 30 (Auerbachowie) pojawił się nr 32 (rodzina Boników).

Spór wydaje się na razie nie rozstrzygnięty, bowiem senator Bonisławski obstaje przy swoim twierdząc, że przynależność posesji do Boników wynika nie tylko z numeracji, która - według niego - nie zmieniła się na tym odcinku Narutowicza, lecz także z zapisów hipotecznych. Przy okazji dodaje, że do rodziny Boników należała pralnia przy ul. Kilińskiego.

W końcu XIX wieku w miejscu tym stał drewniany dom parterowy z komórkami na podwórku. Został on rozebrany i w jego miejscu postawiono okazałą, mającą cztery kondygnacje kamienicę z dwiema bocznymi oficynami, do których w latach 20. XX wieku dobudowano oficynę poprzeczną. Mieściły się w niej składy tkanin, sala tańca na piętrze i mieszkania, zaś po wojnie była tam drukarnia gazety żydowskiej.

Kamienica budziła podziw ze względu na bogatą i oryginalną dekorację. Wzrok przyciągają takie akcenty neoromańskie, jak rozety w ryzalitach, kolumienki z kostkowymi głowicami oraz podwójne i potrójne okna, czyli biforia i triforia.

- Co ciekawe - uzupełnia senator Bonisławski - kamienica ta to zapowiedź secesji, o czym świadczy brak symetrii w przypadku obu ryzalitów, a także różne faktury na elewacji (cegła i tynki) oraz bajeczność dekoracji w postaci fantastycznych maszkaronów.

Autorem projektu był Gustaw Landau-Gutenteger, jeden z najlepszych architektów w dziejach Łodzi. Patrząc na efekty jego pracy można stwierdzić, że cechowała go potęga wyobraźni i radość tworzenia. Czego dotknął, zamieniał w złoto. Stąd jego arcydzieła w różnych stylach: neoromanizm kamienicy Auerbachów, neogotyk kamienicy Goldbluma przy ul. Piotrkowskiej 99 czy perły secesji, której był mistrzem: willa Leopolda Kindermanna przy ul. Wólczańskiej 31 oraz kamienica Oszera Kohna przy ul. Piotrkowskiej 43, w której przez pewien czas mieszkał.

Po wybudowaniu "kamienica z nietoperzami" przechodziła z rąk do rąk. Tuż przed I wojną światową jej właścicielami byli Mowsze i Chaja (Helena) Szpiro, natomiast przed kolejną wojną należała do Chai i Jochanena Teitelbaumów.

Do Jakuba i Jehudy Teitelbaumów należała fabryka włókiennicza z przędzalnią i tkalnią wyrobów bawełnianych, która jako firma Standarts została założona w 1924 roku przy ul. Grabowej 5/7. Fabryka była w niezłej kondycji. Jak podaje Witold Kowalski w "Leksykonie łódzkich fabryk", w zakładzie pracowało 200 robotników oraz 15 pracowników biurowych i technicznych, zaś w ciągu roku firma sprzedawała wyroby warte milion złotych. Produkowane tam tkaniny były składowane w oficynie poprzecznej, a sprzedawane na parterze kamienicy.

Przed II wojną światową w luksusowej kamienicy i oficynach mieszkali głównie Żydzi i Niemcy. Podczas okupacji to się zmieniło, bowiem Żydów osadzono w getcie.

Po wysiedleniu Żydów i ucieczce Niemców w kamienicy i oficynach zamieszkali Polacy, którzy nadciągali tu z różnych stron.

Dzisiaj właścicielką kamienicy jest mieszkająca w Danii Leokadia Haskiel. Jako spadkobierczyni odzyskała ją od miasta w 1997 roku.

Niestety, kamienica sypie się. Stąd stalowe siatki zabezpieczające. Co ciekawe, na ryzalitach z loggiami i balkonami wciąż można spotkać napisy rosyjską cyrylicą. Pochodzą zapewne sprzed I wojny światowej, gdy reklamowały sklepy na parterze. Także dziś są tam sklepy. Tylko zupełnie inne - m.in. z odzieżą, biżuterią i kadzidłami. Oznaki dawnej świetności przetrwały także w środku. Są to stiuki i piece kaflowe w mieszkaniach oraz schody marmurowe, żelazne balustrady i efektowne, podwójne, zdobione drzwi ze wspólną supraportą w klatce schodowej.

CZYTAJ TEŻ:
SERWIS POŚWIĘCONY ŁÓDZKIM ZABYTKOM

Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki