Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Andrzej Jaroszewicz pozwie Krzysztofa Rutkowskiego

Wiesław Pierzchała
Krzysztof Szymczak
Andrzej Jaroszewicz, były rajdowiec i syn premiera z czasów PRL oraz jego wspólnik Albert B. z Chorwacji są niewinni. Taką decyzję podjął we wtorek Sąd Okręgowy w Łodzi. Wyrok jest już prawomocny, co dla Jaroszewicza jest podstawą, aby pozwać do sądu znanego detektywa Krzysztofa Rutkowskiego.

- Spodziewałem się takiego wyroku, bowiem nie było żadnych dowodów naszej winy - komentuje Andrzej Jaroszewicz, który cierpi na chorobę nowotworową i przyjazdy spod Warszawy do Łodzi były dla niego sporym wysiłkiem. - Zupełnie niepotrzebnie proces zabrał mi 5 lat życia. Sprawa ta zniszczyła moją reputację i popsuła mi interesy.

Syn premiera i jego wspólnik zostali zatrzymani 8 sierpnia 2005 roku podczas głośnej akcji patrolu Krzysztofa Rutkowskiego w ogródku gastronomicznym przy restauracji Esplanada na ul. Piotrkowskiej w centrum Łodzi.

- Uzbrojeni i ubrani w swoje uniformy ludzie Rutkowskiego wpadli do ogródka, cisnęli granaty hukowe, rzucili hasło "gleba!" i obalili mnie na ziemię - wspomina Andrzej Jaroszewicz. - Zostałem poturbowany. Ręce związali mi jakąś taśmą. Dlatego teraz, po prawomocnym wyroku będę mógł w sądzie domagać się odszkodowania od Rutkowskiego.

Obrońca Jaroszewicza potwierdza.

- W ramach pozwu cywilnego wystąpimy przeciw Rutkowskiemu o odszkodowanie za bezprawne zatrzymanie, naruszenie nietykalności mojego klienta, a także za pozbawienie wolności - zaznacza adwokat Zbigniew Wędzina. - Przedtem Rutkowski rzucił nas na glebę, to teraz założymy mu nelsona.

Na razie Jaroszewicz i jego obrońca nie wiedzą, o jakie odszkodowanie wystąpią. Ponadto zapowiadają, że w sprawie tej zapewne pozwą też telewizję TVN.

- Akcja Rutkowskiego na ul. Piotrkowskiej była z jego strony prowokacją służącą do realizacji kolejnego odcinka serialu "Detektyw" emitowanego przez TVN - mówił w sądzie Zbigniew Wędzina. - Mój klient został poturbowany, aresztowany i po dwóch miesiącach wypuszczony.

Detektyw twierdzi, że jego akcja była uzasadniona i przeprowadzona zgodnie z prawem.

- Pan Jaroszewicz został ujęty na gorącym uczynku, jak przyjmował pakiet z imitacją pieniędzy (150 tys. euro) od pokrzywdzonego w tej sprawie biznesmena - mówi Krzysztof Rutkowski. - Podczas akcji został on przyparty do płotu, który się rozleciał, ale nie przypominam sobie, aby pan Jaroszewicz upadł na ziemię. Potem został aresztowany tymczasowo, co oznacza, że sąd miał argumenty za takim posunięciem. Jeśli otrzymamy pozew w tej sprawie, to zastanowimy się co dalej.

Według śledczych, Jaroszewicz i Albert B. usiłowali wymusić od łódzkiego biznesmena Marka G. 150 tys. euro w zamian za załatwienie 5,5 mln euro kredytu w Banku Austria na budowę spalarni szkodliwych odpadów w Zgierzu. Mieli nawet grozić przedsiębiorcy, że jeśli nie da im pieniędzy, to naślą na niego Rosjan.

Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki