Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tadeusz Zagajewski: "Światła uspokajają ruch i wcale nie jest ich za dużo"

rozm. Alicja Zboińska
UMŁ
Z Tadeuszem Zagajewskim, prezesem Centrum Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego w Łodzi, rozmawia Alicja Zboińska

Fundacja Fenomen chce, by wyłączyć część sygnalizacji świetlnych w Łodzi lub by piesi mogli przechodzić przez jezdnię na czerwonym świetle. Kontrowersje wzbudza zwłaszcza ten drugi pomysł. Jak go Pan ocenia?

Są pewne ustalone reguły poruszania się po drogach i one obowiązują wszystkich uczestników ruchu. W przepisach jest zawarte kiedy, gdzie i jak możemy się poruszać. Dotyczy to także przechodzenia przez jezdnię. Polacy mają ten problem, że generalnie nie stosują się do obowiązujących przepisów. Modyfikujemy je na własne potrzeby, wydaje się nam, że nic się nie stanie, jeśli w terenie z ograniczeniem do 50 kilometrów na godzinę będziemy jechać o 10 kilometrów szybciej. Nie jestem zwolennikiem tego, by legalizować obchodzenie przepisów.

Przedstawiciele Fundacji Fenomen argumentują, że brak kar za przechodzenie na czerwonym świetle obowiązuje w wielu krajach na Zachodzie. Czy rzeczywiście Zachód jest tak tolerancyjny dla pieszych?

Określenie "wiele krajów Zachodu" jest bardzo enigmatyczne, trzeba określić, gdzie i czy naprawdę takie rozwiązanie jest stosowane. Ta sytuacja przypomina mi nieco tę związaną z rowerzystami. Sam często jeżdżę rowerem, ale obserwuję z niepokojem, jak wielu rowerzystów żąda, wymusza przygotowania dla nich pewnych prac, pewnych rozwiązań. Tymczasem wiele ich zachowań bardzo mi się nie podoba, ty, bardziej, że stwarzają zagrożenia na drodze. Tak jest chociażby z rowerzystami, którzy przejeżdżają przez przejścia dla pieszych, zamiast przeprowadzić przez nie rower. Kolejny taki groźny manewr to nagłe zjechanie z chodnika na jezdnię, pod nadjeżdżający samochód. Rowerzysta, który nagle wjedzie na przejście dla pieszych nie daje żadnych szans kierowcy samochodu na reakcję i uniknięcie zderzenia. Chciałbym, byśmy na drodze byli partnerami.

A jacy są łódzcy piesi? Jak poruszają się po mieście?

Generalnie jesteśmy niedouczeni. Nie jest to tylko kwestia obecnych czasów. Od 40-50 lat nikt nie zadbał o to, by nas nauczyć zasad poruszania się po mieście. Nam się wydaje, że jeśli informacja o zmianie przepisów trafi do prasy, radia czy telewizji, to już wystarczy. Tymczasem to za mało. Piesi nie są wyjątkiem, także zachowują się fatalnie. Nasza siedziba mieści się przy ul. Piotrkowskiej 17. Ostatnio wyjeżdżałem samochodem i byłem świadkiem takiej sceny: młoda mama stała po jednej stronie ulicy i rozmawiała z koleżanką. W tym czasie jej dziecko znajdowało się po drugiej stronie ulicy. W pewnym momencie kobieta zawołała chłopca, a on przebiegł do niej między samochodami. Piesi zachowują się nieodpowiedzialnie, ale nie można mieć pretensji tylko do nich.

A do kogo jeszcze?

Do osób, które są odpowiedzialne za działanie sygnalizacji drogowej. Jeśli pieszy ma czekać na zmianę światła przez dwie minuty, to on nie będzie czekał. Zobaczy, że nie jedzie samochód i przejdzie przez jezdnię.
W mieście na dużą skalę wymieniana jest teraz sygnalizacja, ale nie jest to do końca przemyślane. Takie sytuacje można obserwować między innymi na ul.Rydza Śmigłego na odcinku między ulicami Dąbrowskiego a Przybyszewskiego. Znajduje się tam duże przejście dla pieszych, na którym muszą oni czekać bardzo długo na zmianę świateł. Podobne punkty można też znaleźć w centrum.

To jak można wybrnąć z sytuacji, by piesi nie czekali zbyt długo, a ruch samochodów odbywał się płynnie?

Potrzebne są pętle indukcyjne, które odczytują to, co dzieje się na drodze i odpowiednio sterują światłami. Podstawową sprawą są sygnalizatory uruchamiane przez pieszych i one wielu miejscach już działają. Nie powodują tego, że światło zmienia się gwałtownie. To nie wymaga systemowych rozwiązań.

A może sygnalizacji jest w mieście za dużo? Wygląda na to, że to często jedyny pomysł na rozwiązanie problemów niebezpiecznych miejsc...

Uważam, że nie jest ich za dużo, spełniają swoją rolę, jaką jest uspokojenie ruchu w mieście. Dają szansę przejechania kierowcom, którzy jadą z ulic podporządkowanych. Niestety, mamy silnie rozwinięty instynkt walki, rywalizacji i one przekłada się na sytuacje na drodze. Gdy dodamy do tego presję czasu, to zaczyna się drogowy tumult.

Jest Pan zwolennikiem karania czy edukacji?
Jestem zwolennikiem edukacji, ale jeśli zachowanie na drodze będzie zagrażało bezpieczeństwu, to jestem za tym, by taką osobę ukarać. Edukować należy już od przedszkola, tak też robimy. Efekt jest taki, że znam pięciolatków, którzy przepisy znają lepiej od rodziców.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki