Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prof. Górski: chcę stworzyć uczelnię zasad

Joanna Barczykowska
Prof. Paweł Górski został rektorem Uniwersytetu Medycznego na drugą kadencję. W głosowaniu pokonał prof. Andrzeja Lewińskiego.
Prof. Paweł Górski został rektorem Uniwersytetu Medycznego na drugą kadencję. W głosowaniu pokonał prof. Andrzeja Lewińskiego. Jakub Pokora
Z prof. Pawłem Górskim, rektorem Uniwersytetu Medycznego w Łodzi, rozmawia Joanna Barczykowska.

Wybory władz Uniwersytetu Medycznego wzbudziły duże zainteresowanie, nie tylko dlatego, że była to jedyna uczelnia wyższa w Łodzi, w której urzędujący rektor miał kontrkandydata. Odżyły też pogłoski o odwiecznym sporze cywilów z pułkownikami. Czy po 10 latach istnienia uczelni te spory są jeszcze żywe?

Moim zdaniem w ogóle nie ma takiego problemu i takiego podziału. Uważam, że został on sztucznie wykreowany na potrzeby wyborcze, ale nie przeze mnie. Nie wyczuwam generalnej wrogości do siebie ze strony kolegów z byłego WAM-u i z całą pewnością, nie ma takiej wrogości między lekarzami pochodzącymi z różnych środowisk. Sztuczny problem na potrzeby kampanii wyborczej okazał się nieudany. Po dziesięciu latach istnienia Uniwersytetu Medycznego w Łodzi zawiązało się tyle więzi towarzyskich i obszarów współpracy, że na spór między cywilami i wojskowymi po prostu nie ma miejsca.

Wygrał Pan zdecydowaną liczbą głosów, zdobywając 354 z 500 głosów. Jednak prawie jedna trzecia elektorów głosowała na Pana rywala. Czy ma Pan pomysł jak oswoić niezadowolonych?

Moja ekipa i ja jesteśmy podmiotem lansującym reformy, a reformatorzy zawsze natrafiają na opory. Do dzisiejszego dnia ludzie krzyczą, że Balcerowicz musi odejść, a jest to człowiek, który uczynił Polskę krajem nowoczesnym. Są tacy, którzy na tych reformach stracili realnie i materialnie. Fakt, że na uczelni są niezadowoleni z reform jest dla mnie zrozumiały, dlatego nie widzę potrzeby oswajania kogokolwiek. Na uniwersytecie zaczął się świat dostosowany do współczesnych wymogów. Dziś nie ma mowy o stabilizacji.

To bardzo niepopularne stwierdzenie.

Wiem. Jeżeli jakikolwiek rektor komukolwiek obiecuje stabilizację, to lepiej, żeby nie startował w wyborach, bo to oznacza zepchnięcie Uniwersytetu Medycznego w Łodzi w kąt prowincjonalnej, dogorywającej uczelni. Dziś ludzi drażni, że nie ma stabilizacji, ale podkreślam, że jej nie ma i nie będzie. Profesorowie i samodzielni pracownicy nauki jeszcze kilkanaście lat temu, kiedy obejmowali stanowisko kierownika zakładu czy kliniki to wiedzieli, że mają posadę do emerytury. Wszyscy marzyli o takim stanowisku. Dziś tak już nie ma. Wszyscy jesteśmy oceniani, ja też. Jeśli ktoś źle pracuje i nie ma wyników, to musi odejść. Dziś żyjemy w świecie, w którym dominują konkursy i w którym trwa wyścig. Nie mówię, że mamy uprawiać wyścig szczurów, ale trzeba znaleźć złoty środek.

Znalazł go Pan?

Tak. Jest nim idea uczelni, jako przedsiębiorstwa naukowo-dydaktycznego. To jest złoty środek.
Wielu krytykuje Pana ideę. Czy to oznacza, że teraz będzie Pan produkował, a nie uczył przyszłych lekarzy?
Krytykują przez niezrozumienie, lub celowe niezrozumienie. Przedsiębiorstwo jest słowem kluczowym, ale nie należy go rozumieć dosłownie. Na uczelni muszą obowiązywać zasady realizacji misji uczelni opartej o prawa ekonomiczne. Nie mam najmniejszego zamiaru zrobić z uczelni fabryki np. skarpetek. Naszym produktem jest absolwent i nauka, a nie przysłowiowe skarpetki. Chciałbym tu stworzyć uczelnię zasad.

Jakie zasady są dla Pana najważniejsze?

Uczelnia zasad oznacza istnienie spójnego systemu uchwał, zarządzeń i regulaminów, które całkowicie regulują działanie uczelni, by było jak najmniejsze pole do indywidualnych decyzji i rozstrzygnięć dla rektora, czy władz na niższych szczeblach. Chodzi mi o to, żeby nikt nie przychodził do mnie z prośbą o załatwienie czegokolwiek. Uchwały i zarządzenia będą same regulowały to, co się komu należy.

A dużo ma Pan próśb o załatwienie?

Kiedy obejmowałem stanowisko rektora w roku 2008, do mojego gabinetu przychodziły pielgrzymki pracowników uniwersytetu z prośbami typu: "Panie rektorze, niech pan mi załatwi jeszcze jeden etat dla asystentki, sekretarki czy pracownika naukowego. Albo "niech pan mi załatwi pieniądze, bo ja muszę wyjechać za granicę na kongres, a nie mam własnych". Ciągle miałem prośby pt. "Niech pan mi załatwi". Na tej uczelni kiedyś ciągle coś załatwiano, a przy mnie nic załatwić się nie da. Albo ktoś spełnia kryteria co jest matematycznie mierzalne, albo kryteriów nie spełnia i etatu nie dostanie.

A dziś jeszcze przychodzą?

Już nie. Skończyły się procesje profesorów z prośbami o etat. To jest najlepszy przykład uczelni zasad. Mamy jeszcze bardzo dużo w tej mierze do zrobienia, ale jesteśmy na dobrej drodze.

Są problemy, których uchwałami rozwiązać się nie da?
Tak. Mamy dziś problem przeetatowania uczelni. W roku 2008 na naszej uczelni było 8 tys. studentów. Pracowało wtedy 1636 nauczycieli akademickich. W tym samym czasie na uczelni poznańskiej, gdzie było siedem i pół tys. studentów, pracowało 970 nauczycieli akademickich. Uniwersytet Medyczny w Łodzi na tym przeetatowaniu traci nie tylko finansowo, ale też naukowo. Pomimo bardzo dobrej pozycji naukowej uczelni, w tzw. rankingach parametrycznych, np. najczęściej cytowanym rankingu Szanghajskim, jesteśmy dopiero na 6. pozycji, ponieważ nasze osiągnięcia przelicza się przez liczbę nauczycieli akademickich. To i tak bardzo duży awans w porównaniu z 2008 rokiem, kiedy byliśmy na 11, czyli ostatnim miejscu, ale mogłoby być dużo lepiej.

Ilu nauczycieli akademickich pracuje dziś?

Obecnie na naszej uczelni jest 1400 nauczycieli akademickich i 8 tys. 200 studentów. Mogę się pochwalić, że udało się to osiągnąć metodą ruchów naturalnych, bez zwolnień grupowych.

Będzie Pan zwalniał?

To będą indywidualne decyzje. Mielibyśmy prawne podstawy do zwolnień grupowych, ale nie będę tego robił pod żadnym pozorem, ponieważ wiąże się z tym czynnik ludzki. Wiem, że zwolnienia grupowe oznaczałoby dla pracowników uniwersytetu pójście na bruk, bo w Łodzi nie ma dla nich alternatywnego miejsca pracy. Staram się rozumować z jednej strony twardymi kategoriami ekonomicznymi, ale z drugiej strony nie chcę realizować tego metodą siekiery. Może tym właśnie różnię się od Balcerowicza.

Skoro rozmawiamy o reformach, to czy ma pan pomysł na poprawę wyników LEP na wydziale wojskowo-lekarskim? W tym roku studenci tego wydziału byli na ostatnim miejscu w Polsce, a studenci wydziału lekarskiego na pierwszym. Skąd tak duży dysonans?

Historia tego była prosta. Oba wydziały startowały w 2008 roku z ostatniego, 11. miejsca w Polsce. Po zmianie władz wydział lekarski natychmiast przystąpił do reformy, do projektu, który nazywa się Operacja Sukces. Wydział zdobył na ten projekt sześć mln zł, dzięki czemu wdrożono nowe programy i oprzyrządowanie dydaktyczne. Wydział wojskowo-lekarski mógł zrobić dokładnie to samo, ale tego nie zrobił. Moim zdaniem wydział wojskowo-lekarski sam popełnił błąd. Wydział wojskowo-lekarski jest dziś jednak moim oczkiem w głowie i rozpoczynamy na nim taką samą reformę, jaką przeszedł wydział lekarski. Myślę, że za dwa lata osiągniemy dobre efekty.

Myśli Pan o większej współpracy z ministerstwem obrony, żeby uczelnia nie straciła wojskowego charakteru?

Więcej niż myślę. Postawiłem to sobie jako jeden z celów moich działań i osiągnąłem już w tej mierze spory sukces. Moje liczne kontakty i lobbowanie spowodowało, że dwa lata temu zaczęliśmy kształcić podchorążych. Uczelnia de facto już stała się "podchorążówką", tylko nie ma prawa nadawania stopni oficerskich. W tym momencie istnieje dualizm władzy, ponieważ my kształcimy podchorążych, ale stopień oficerski nadaje Wyższa Szkoła Oficerska we Wrocławiu. Chcę tą sytuację zmienić, dlatego odbyłem już wiele rozmów w ministerstwie obrony. Wydaje mi się, że udało mi się przekonać decydentów o absolutnej konieczności stworzenia szkoły oficerskiej w Łodzi, która będzie współpracowała z Uniwersytetem Medycznym. Z tego co wiem ministerstwo obrony jest zainteresowane ustawowym załatwieniem tej sprawy jeszcze do końca czerwca, a nie ma innego miasta niż Łódź, które byłoby w stanie zaoferować tak dobre warunki kształcenia.

Ma Pan w tym roku wiele spraw do załatwienia. Wydaje się, że jedną z najpilniejszych jest dokończenie budowy Centrum Kliniczno-Dydaktyczngo. Plan wieloletni na tą inwestycję skończył się w 2011 roku, a część pieniędzy została przesunięta na 2012 rok. Czy jest szansa na ukończenie tej inwestycji w tym roku?

Jest na to bardzo duża szansa. Napotkałem na poważne problemy wynikające z faktu, że firma 3J, która budowała CKD od 2006 r. nie spełniła naszych oczekiwań, a w tym roku ogłosiła upadłość. Proces upadłościowy powoduje niesłychane problemy natury formalnej i prawnej. Nie możemy teraz napisać do sądu i naliczyć firmie kary umownej, która dziś wynosi 20 mln zł, ponieważ bankrutująca firma i tak nam tego nie zapłaci. Firma 3J nie zapłaciła też podwykonawcom, którzy przez to nie wykonali umówionej pracy. Napotkaliśmy na gigantyczne problemy, ale nie ma w tym winy uniwersytetu. Widzę jednak światło w tunelu. W zeszłym tygodniu dogadaliśmy się z podwykonawcami. Myślę, że uda nam się w tym roku wydać 76 mln zł i zakończyć ten etap budowy.

A 76 mln zł wystarczy, żeby uruchomić w tym roku CKD?

Wystarczy. Uruchomimy osiem pięter Centrum Kliniczno-Dydaktycznego. Chcemy jednak w przyszłości rozszerzyć działalność szpitala.

Kiedy zatem przeprowadzka do CKD?

Do końca lipca powinien się zakończyć proces budowlany, potem mogą zacząć się odbiory. Same odbiory techniczne, to praca co najmniej na trzy miesiące. Myślę, że gdzieś na przełomie grudnia i stycznia rozpoczniemy przeprowadzkę pierwszych klinik. To optymistyczny wariant, ale myślę, że jest on całkiem realny.
Rozm. Joanna Barczykowska

Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki