- Lekarze musieli założyć córce na rękę wiele szwów. Drugą rękę ma poważnie podrapaną - mówi mama 14-latki.
Straży miejskiej nie udało się ustalić, kto jest właścicielem psa, który pogryzł dziewczynkę. Nie wiadomo też, czy pies był szczepiony. Strażnicy miejscy schwytali go i zawieźli do schroniska na obserwację.
Akcja schwytania psa wywołała kontrowersje. Przyjechał dwuosobowy patrol straży miejskiej. Funkcjonariusze nie mieli sprzętu do złapania psa. Poprosili o pomoc policjantów. Świadkowie, którzy przyglądali się działaniom strażników, zarzucili im, że użyli wobec kundelka tasera, czyli paralizatora elektrycznego.
- Funkcjonariusze mieli uruchomiony taser, czego widocznym znakiem była paląca się dioda od celownika laserowego. Urządzenie było gotowe do strzału, ale z relacji strażników wynika, że nie było użyte. Chodziło o zapewnienie bezpieczeństwa strażnikom, którzy złapali psa, a który mógłby wyrwać się z pętli. Zgodnie z obowiązującymi w straży miejskiej procedurami, zbadany zostanie taser pod kątem ewentualnego użycia w opisanym czasie - powiedział Dariusz Grzybowski, komendant Straży Miejskiej w Łodzi.
Tadeusz Morawski, weterynarz z wieloletnim stażem, przestrzega: - Błąkający się pies, nawet jeśli wydaje się łagodny, może zaatakować. Zwykle takie zwierzę jest głodne, spragnione i zdezorientowane. Już samo to może wywołać atak.
W ub.r. w regionie łódzkim odnotowano ponad 800 pogryzień przez psy. Prawdziwa ich liczba może być dwukrotnie większa.
Łódzka straż miejska ma specjalny wydział, który regularnie prowadzi szkolenia w przedszkolach i szkołach. Strażnicy uczą dzieci, jak zachować się, gdy pies zaatakuje.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?