Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Wieczór Trzech Króli, albo Co Chcecie" w Teatrze Nowym [RECENZJA]

Łukasz Kaczyński
Jakub Pokora
Zburzyła czy tylko poważnie naruszyła myślenie o Szekspirowskiej komedii reżyserka "Wieczoru Trzech Króli" Katarzyna Raduszyńska? W jej realizacji nic nie zostaje z tonacji buffo i niezobowiązującego charakteru zdarzeń, które rozegrały się w krainie Ilirii wraz z rozbiciem się u jej brzegów Kapitana i pary bliźniaczego rodzeństwa. Ale i specyficzną komedią jest "Wieczór...". Mało w niej śmiechu, więcej niepokoju, a "miłosne delirium i metamorfoza płci" (jak napisał w swych szkicach Jan Kott), obecne są nie tylko na poziomie przebieranki i miłosnych igraszek. Sięgają głębiej.

Głębiej, bo do języka oryginału sięgnęła Raduszyńska. Nowe tłumaczenie uwydatnia dwuznaczności, rozumiane dotąd jak frywolne żarty. Kontekst, w jakim przez podkreślanie cielesności umieszczają je aktorzy, kieruje wprost ku obscenom. Wszak w patriarchalnym społeczeństwie kobieta osaczona bywa nawet przez język (od męskich form można uwolnić się np. protezą "dramaturżka", ale jak uwolnić się od słów w rodzaju "ciągnij"?), a o nienaruszalności patriarchatu mówi ten "Wieczór Trzech Króli". Ale nie tylko. Bo płeć nie jest niewinna.

W inspirowanym powieścią "Zwycięstwo" Josepha Conrada prologu rozbitkowie to niosący zagładę "jeźdźcy Apokalipsy". Zimna i wyrachowana Viola (Monika Buchowiec), trwająca w kazirodczym trójkącie z Sebastianem (Mateusz Janicki) i Kapitanem (Marek Cichucki), lądując w Ilirii przebiera się za chłopca. Jak dziewczęta, które chciały wyruszyć na wojnę. Będzie to wojna igrania z cudzymi namiętnościami. Wizję Sebastiana jako dziewczęcego chłopca odrzuca podkreślenie homoseksualizmu Antonia (Przemysław Dąbrowski), który go uratował. Zorientowany na obie płci interesowny Sebastian staje się nosicielem niosącego zamęt nienasycenia.

Bezczelność z jaką wchodzą w świat Ilirii jest dla gospodarzy jak uderzenie obuchem w głowę. Niosą oni wiedzę o tym, jak pożądanie, które nie zważa na granice między płciami, stać się może narzędziem w staraniach o majątek Olivii (Mirosława Olbińska), dziedziczki leciwej, ale wciąż marzącej o miłości. A o jej bogactwie marzą wszyscy: niemłody, wychwalający męską miłość Książę (dobra rola Wojciecha Oleksiewicza), rezolutna służąca Maria (Olga Szostak). Dla Malvolia (Michał Kruk), który w "Nowym" przechodzi przemianę od kozła ofiarnego ku tragicznemu Narcyzowi, będzie ono oznaczać awans społeczny.

Zdarzenia ukazane są z punktu widzenia Olivii, ale reżyserka postawiła na zespołową grę, by zbudować jednolitą przestrzeń. Zrezygnowano z kreowania postaci z dbałością o niuanse. Aktorzy nie wczuwają się w postaci, wręcz dystansują się od nich i pozwalają dojść do głosu swym własnym osobowościom. Ich rolą jest opowiedzieć historię. Komentarzem do niej jest ich gra w umownej przestrzeni. Scenografia Pawła Walickiego świetnie się do tego nadaje i decyduje o atrakcyjności spektaklu. Złożona z bloków prawie pionowa ściana pozwala zajmować aktorom zaskakujące, nienaturalne pozycje.

Reżyserce nie brakowało pomysłów na zagospodarowanie sceny. Malvolio, zachwycony miłosnym wyznaniem, sfabrykowanym przez Marię, staje w glorii na skałach, a zgromadzony u jego stóp "lud" oddaje mu śpiewnie cześć niczym samozwańczemu mesjaszowi. Sceniczna iluzja jest wielokrotnie z premedytacją burzona, nie tylko przez zróżnicowane stylistycznie songi (od rockowych po poetyckie, rozpisane na dwa męskie głosy). Aranżacji songu "Mieszkał człowiek w Babilonie" w wykonaniu sir Tombasza (Sławomir Sulej) nie brak przebojowości i siły wyrazu. W jego rytm Viola, Sebastian i Kapitan ujeżdżają wielbłądy, co staje się zwiastunem nadchodzącego nowego porządku.

Wśród wielu ciekawie skonstruowanych scen, są elementy zbędne, jak rewiowa "synchroniczna" choreografia. Zapytać można też po co w finale aktorzy gramolą się na wielbłądy i zaraz z nich schodzą? By odrobić pracę domową "cytat z obrazu Tissota"? Także odśpiewanie piosenki "My baby shot me down" jako puenty nie wybrzmiewa odpowiednio mocno. Taka erupcja pomysłów nie pozostaje bez wpływu na czytelność strony fabularnej, a za tym i interpretacyjnej. Scalenie kilku scen bez zmiany ustawienia aktorów i scenografii czyni je bełkotliwymi.

Mimo wszystko taka wizja "Wieczoru Trzech Króli" jest ciekawą lekcją nie tylko dla aktorów. Takiego Szekspira warto poznać.

Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki