Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ile razy można dostać wyrok w "zawiasach"

Piotr Brzózka
Profesor Jan Widacki
Profesor Jan Widacki Wojciech Barczyński/Polskapresse
Z prof. Janem Widackim, adwokatem, rozmawia Piotr Brzózka. Prawnik wyjaśnia, jak to możliwe, że kolejny wyrok nie odwiesza poprzedniego...

Przyglądając się sprawie Amber Gold i kolejnym rewelacjom na temat jej szefa, zastanawiam się, ile razy w Polsce można zostać skazanym w zawieszeniu? Temu panu wyliczono już kilka wyroków.

Zasada jest taka, że gdy ktoś popełni przestępstwo podobne - a za takie rozumie się przestępstwo z tego samego rozdziału kodeksu karnego - to się odwiesza wykonanie pierwszej kary. Kolejny wyrok powinien się łączyć z wyegzekwowaniem pierwszego. Powinno być bezwzględne pozbawienie wolności. Jak to możliwe, że dzieje się inaczej? Bo źle funkcjonuje prokuratura oraz sądy. Dlatego, że prawdopodobnie sąd, który skazywał po raz kolejny, nie wiedział o poprzednim wyroku.

Ciężko w to uwierzyć.

Prawdopodobnie sędzia nie zadał sobie trudu, by sprawdzić przeszłość. A ma taką możliwość.

Możliwość? Nie obowiązek? To nie jest tak, że sędzia ma przed sobą całą historię sądzonego?

Niekoniecznie. Nie jest to oblig, choć sąd powinien to robić. A jeszcze do tego jest prokuratura, która powinna pilnować. Jak ktoś oskarża, to powinien sprawdzić, czy ktoś nie jest karany. Ponieważ tu chodzi o różne sądy i różne prokuratury, to pokazuje, jak fatalnie funkcjonuje nasz wymiar sprawiedliwości. Zresztą każda taka sprawa pokazuje, jak bardzo jest on niewydolny. Minister Gowin zajmuje się deregulowaniem taksówkarzy, a może by się zamiast tego zajął wymiarem sprawiedliwości. Sądy są u nas przeciążone, a dzieje się tak, bo są źle zorganizowane. Bo jak policzymy stosunek liczby sędziów i mieszkańców, to się okaże, że jesteśmy jednym z krajów Unii, gdzie tych sędziów jest najwięcej. Ale ta praca jest u nas źle zorganizowana. Jak spojrzymy na pracę sądów za granicą...

Na przykład w czasie głośnych procesów w Norwegii i Austrii...

No właśnie. Widać, jak krótko to trwa. Ale można przypomnieć, jak sądzono duże sprawy kryminalne w Polsce międzywojennej, czy jeszcze przed I wojną światową. W Krakowie poważna sprawa trwała przez tydzień, od świtu do nocy, a po tygodniu był wyrok. A u nas jest rozprawa, miesiąc przerwy i następna rozprawa. To się ciągnie latami. Jest przy tym naruszana zasada bezpośredniości. Sąd po roku nie pamięta, jak wyglądał świadek, jak reagował, jak się zachowywał... Sąd jest firmą. Każda firma musi być zarządzana, a nasze sądy zarządzane nie są. Prezesi nie mają żadnej władzy nad sędziami. Gdy się o tym mówi, środowisko podnosi alarm, że to zamach na niezawisłość. Ale to nie jest zamach. Nie twierdzę, żeby prezes sądu miał się wtrącać w meritum sprawy. Ale już na to czy kolejne sprawy rozpisuje się co miesiąc, czy co dwa dni - prezes powinien mieć wpływ. A nie ma. W związku ze złą organizacją, sędzia na rejonie ma kilkanaście spraw dziennie i po prostu nie wykonuje wszystkiego, co powinien wykonywać. Stąd zdarza się, że sędziowie nie sprawdzają karty karnej oskarżonego. Albo nie powiadamiają o przestępstwie w trakcie rozprawy, gdy ktoś na przykład składa fałszywe zeznania.

Mówimy o bałaganie. A spiskowa teoria dziejów Pana nie przekonuje? Na przykład sugestie, jakoby ktoś nad szefem Amber Gold po prostu rozłożył parasol ochronny?

W to absolutnie nie wierzę. Wszystkich bulwersowała sprawa Olewników, a ja mówię, że gdyby wziąć pod lupę dowolne śledztwo w sprawie zabójstwa, to się znajdzie tyle samo niedociągnięć. To jest kwestia bałaganu, niedopełnienia obowiązku, złego zarządzania w sądach. Tylko nikt się tym nie zajmuje, bo minister sprawiedliwości ma ważniejsze sprawy na głowie, tych taksówkarzy na przykład.

Jak to możliwe, że prokuratura w Gdańsku zajmuje się jedną sprawą Amber Gold trzy lata. Najpierw odmawia wszczęcia, potem to robi, ale umarza, potem znów wszczyna? To się często zdarza?

To się akurat zdarza. Ale to nie jest takie zero-jedynkowe. W sprawie zawsze jest szereg elementów ocennych. Czasem prokurator oceni tak, czasem inaczej. Tak jak czasem za to samo przestępstwo dwa różne sądy wymierzą dwie różne kary.

Prokurator generalny chce od wszystkich prokuratorów informacji na temat śledztw w sprawie parabanków. Znów mamy wielką akcję po tym, jak zrobiło się głośno wokół jakiegoś tematu. Tylko co to da?

Po ostatniej nowelizacji ustawy o prokuraturze, rozdzielono funkcję ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego. Równocześnie pod wpływem lobby prokuratorskiego wprowadzono właściwie autonomię prokuratora prowadzącego sprawę. Tak daleko idącą, że szef prokuratury nie ma wpływu na to, co jego podwładny robi. I teraz prokurator generalny nie ma żadnej władzy nad prokuratorami w całym kraju. I mamy sytuację, że bezradnie przygląda się, jak dwóch jego podwładnych spiera się o rację w najbardziej prestiżowym śledztwie ostatniego 20-lecia. Mówię o zabójstwie generała Papały. W sprawie parabanków prokurator generalny też nie może nic zrobić, może tylko apelować do swoich podwładnych, działać jedynie w oparciu o swój autorytet. On praktycznie nie ma dziś żadnej władzy dyscyplinarnej nad prokuraturą. Nie może nikomu zabrać śledztwa, nawet jakby chciał kogoś ukarać, to może to zrobić jedynie komisja dyscyplinarna, a ta jest przecież złożona z kolegów prokuratorów. Mamy więc poważny problem braku odpowiedzialności prokuratorów za ich działania.
Rozmawiał Piotr Brzózka

Damy ci więcej - zarejestruj się!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Ile razy można dostać wyrok w "zawiasach" - Dziennik Łódzki

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki