Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Państwo ślepe na Plichtę

Piotr Brzózka
Marek Solon-Lipiński
Marek Solon-Lipiński archiwum prywatne
Z Markiem Solonem-Lipińskim z Instytutu Spraw Publicznych rozmawia Piotr Brzózka:

Jak to możliwe, że 28-letni biznesmen jest w stanie ośmieszyć państwo? Marcin Plichta dostawał kolejne wyroki, ale wszystkie w zawieszeniu. Choć był skazany, zasiadał we władzach spółek. Przez 3 lata jego firma widniała na liście ostrzeżeń KNF, lecz przez nikogo niegnębiona zbierała pieniądze od ludzi. Obracał złotem, choć nie miał uprawnień. I nikt nie reagował...

Pytanie, jaki jest problem. Czy państwo jest tak ślepe na tego typu działania, czy też pan Plichta ma nad sobą parasol ochronny. Załóżmy łagodniejszą wersję - że państwo nie widziało. Jeśli tak, to okazuje się, że w Polsce mechanizmy kontrolne zupełnie nie funkcjonują. Powołane do tego organy nie sprawdzają się. Dalekosiężne konsekwencje tej sprawy mogą być opłakane. Można się spodziewać dużego spadku zaufania do instytucji państwowych, finansowych. A przecież stopień zaufania społecznego w Polsce i tak jest bardzo niski.

Złe i dziurawe jest prawo czy nieudolni jego wykonawcy?

Pewnie jedno i drugie. Z jednej strony członkowie zarządów i rad nadzorczych nie mogą mieć na koncie wyroków skazujących, a z drugiej strony dowiadujemy się, że żadna instytucja nie ma obowiązku sprawdzać, czy takie wyroki nad nimi nie ciążą. Skoro pan Plichta zasiadał w zarządach kolejnych firm, to wynika właśnie z tego, że nikt automatycznie nie sprawdza takich rzeczy. Jak się okazuje, nikt nie wymaga od osoby, która wpisuje się do KRS, żeby przyniosła zaświadczenie o niekaralności.

Identyczna sprawa jest ze złotem. Też podobno nie mógł nim obracać, lecz przez kilka lat nikt się tym nie zainteresował.

Tak, to właśnie kwestia braku weryfikacji. Dzięki temu nieuczciwym biznesmenom udaje się obchodzić prawo. Albo chodzi tu o bałagan w instytucjach, które powinny to sprawdzać, albo w grę wchodzi brak woli z ich strony.

Wierzy Pan w drugą wersję, że chodzi o brak woli?

Druga, mniej delikatna wersja, to parasol ochronny, o którym wspomniałem. Brak obowiązku weryfikacji niektórych danych może powodować, że wobec części firm urzędy będą stosować taryfę ulgową. Takie sytuacje się zdarzają.

Pan Plichta był bardzo hojny. A to milion na kościół, a to gruba dotacja na film o Wałęsie. Nie szczędził grosza na ważne gdańskie sprawy. Myśli Pan, że ta szczodrość pomagała mu w interesach?

Nie chcę twardo oceniać, że w tym przypadku było tak, a nie inaczej. Ale niewątpliwie dotując różne przedsięwzięcia buduje się sieć zobowiązań. Ich efektem może być to, że taki hojny mecenas traktowany jest łagodniej niż inni.

Chyba że faktycznie dał na kościół w ramach pokuty... A proszę powiedzieć, czy poranne wejście ABW do spółek i mieszkania Plichty w połączeniu ze zwołaniem przez premiera ciała o nazwie "Rada Stabilności Finansowej" to pokaz siły państwa, czy tylko siły PR-u?

Jeśli o nieprawidłowościach było wiadomo od kilku lat, to służby powinny się zajmować nimi już dużo wcześniej. Nie powinno być tak, że państwo podejmuje interwencję dopiero w momencie, gdy media przez kilka tygodni trąbią o sprawie, a wewnętrzne sondaże pokazują, że ludzie są niezadowoleni ze sposobu działania państwa. Takie akcje przypominają pokazowe kampanie, z którymi mieliśmy już do czynienia: akcje przeciw dopalaczom czy kibolom. Z drugiej strony, domagając się sprawiedliwości, nie możemy krytykować tego, że interwencja nastąpiła. Być może lepiej późno niż wcale.

Polacy domagają się mocnej interwencji, ale jak zauważył prof. Jacek Raciborski, premier poszedł mimo wszystko pod prąd. Zamiast obiecać ostrą specustawę, powiedział, że nie będzie ludziom zabraniał podejmowania ryzykownych decyzji finansowych.

Zgodziłbym się z premierem, to jest zresztą zgodne z dawno niewidzianym liberalnym obliczem Platformy. Ale jeszcze raz podkreślam, że państwo powinno mieć pod lupą interesy, o których nieprzejrzystości już dawno się mówiło.

A czy premier powinien ostrzec Polaków przed Amber Gold, jak dziś mówi opozycja? Jak miałby to zrobić, w formie orędzia?

Nie zgadzam się, że powinien osobiście wyjść i powiedzieć: nie ufajcie tej i tej firmie. To mogłoby być odczytane jak interwencja polityczna w wolny rynek. Ale jeśli służby państwowe wiedziały o nieprawidłowościach, to wcześniej powinny podjąć interwencję.

Jak powinno wyglądać skuteczne ostrzeganie przed takimi firmami? Nie można wprawdzie powiedzieć, że państwo nie informowało obywateli, bo była choćby lista KNF - tylko kto taką listę na oczy widział?

Ale problemem nie jest ostrzeganie, tylko to, że w ogóle pozwolono takiej firmie działać. Trudno, żeby państwo mówiło obywatelom, w którą firmę mają inwestować, a w którą nie.

Co się teraz stanie? Polecą głowy, zmieni się prawo, prokuratorzy wejdą do wszystkich parabanków? A może akcja potrwa miesiąc, a potem sprawa ucichnie.

Ciężko powiedzieć, mam nadzieję, że nie skończy się to pokazówką, nalotem, nagonką. Mam nadzieję, że sprawa przyczyni się do lepszego funkcjonowania instytucji państwowych. Chciałbym, żeby w Polsce instytucje jednakowo podchodziły do każdej firmy, niezależnie od tego, czy stoją za nią jakieś układy, czy nie, żeby takie same sprawy nie były załatwiane w różny sposób, w zależności od tego, czy jakiejś instytucji kontrolnej się chce, czy ma u siebie bałagan, czy działa sprawnie, czy nie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki