Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Aleksandra Hamkało: Nie czuję się jeszcze znaną aktorką

Anna Gronczewska
Aleksandra Hamkało
Aleksandra Hamkało Jakub Pokora
Z Aleksandrą Hamkało, aktorką, rozmawia Anna Gronczewska:

Po latach powraca Pani do Łodzi grając w "Komisarzu Aleksie"...
Gdy jestem na zdjęciach, mieszkam w hotelu Centrum i widzę wielką dziurę po Dworcu Fabrycznym. To był dla mnie szok, gdy pierwszy raz zobaczyłam tę dziurę! Bardzo mi jest miły powrót do Łodzi, ale nie mam dużo czasu, by pobyć w mieście. Praca na planie jest ciężka, czasochłonna. Kończy się tym, że wracam do hotelu i jestem wtedy tak zmęczona, że idę spać.

Zamiesza Pani w życiu komisarza Marka Bromskiego?
Po to pojawiam się w tym serialu! Zmienię trochę jego stosunek do kobiet. Wcześniej traktował je dosyć użytkowo. Ja wejdę mu w życie z butami, a raczej z rowerem.

Jest Pani młodą osobą, ale już może Pani się poszczycić ponad 20-letnim stażem aktorskim...
Można tak powiedzieć. Dyplomowaną aktorką jestem od niedawna, więc poprzednie dokonania trzeba uznać za półamatorskie. Ale to prawda, że przed kamerą pracuję od bardzo dawna. Jako dziecko grywałam w teatrze. To najbardziej wartościowe doświadczenie z moich najwcześniejszych lat. I było to w Łodzi, a dokładnie w Teatrze im. Stefana Jaracza. Zagrałam w trzech sztukach dla dorosłych: "Woyzecku", "Klątwie" i "Królu Edypie".

Trafiła Pani na scenę dzięki tacie, Józefowi Hamkało?
Tak. Tata był aktorem i szukano dziecka do statystowania na scenie. Ale w "Woyzecku" miałam jakieś kwestie do wygłoszenia. Nie były to oczywiście wielkie role. Pojawiałam się po prostu na scenie.

Wcześniej bywała Pani pewnie w teatrze u taty. Jak wspomina Pani swój pierwszy kontakt ze sceną?
Gdy tata grał w Teatrze Nowym w Łodzi, chodziłam do niego do pracy. Nie ukrywam, że teatralna atmosfera była bardzo pociągająca dla dziecka, które miało okazję przebywać w takim miejscu. Teatr zza kulis robi wrażenie. Barwne stroje z różnych epok, pomieszczenia z rekwizytami, scenografia. Jest zawsze cicho, tajemniczo i nieco metafizycznie. Na tak wrażliwej istotce, jak mała dziewczynka, musiało to robić piorunujące wrażenie.

Kiedy pojawiła się myśl, by pójść w ślady taty?
Długo odsuwałam tę myśl, ale życie przynosiło mi kolejne okazje, z których korzystałam, nie ukrywam, że często ze względów finansowych. Nieraz los przynosił mi ciekawe propozycje, a wtedy nie warto odmawiać. Godziłam się więc przyjmować epizody w serialach, potem w filmach fabularnych. To mi się podobało, ale nie podchodziłam do tego profesjonalnie. Byłam jeszcze mała. Gdy poszłam do liceum, nadszedł czas, by określić co tak naprawdę mnie interesuje. Byłam humanistką, lubiłam czytać, oglądać filmy. Gdy wybierałam w liceum przedmioty fakultatywne, nie wiedziałam co będę robić w życiu. Wybrałam więc te, które były... najłatwiejsze do zdania. Za pierwszym razem nie dostałam się do szkoły teatralnej w Warszawie.

Mówi Pani o próbach filmowych. Była wśród nich jedna z głównych ról w filmie "Jutro będzie niebo" u boku Krzysztofa Pieczyńskiego. Podobno po tej roli chwalił panią sam Andrzej Wajda...
Tak było, chwalił mnie, nawet się spotkaliśmy. Ale nie zrobiło to na mnie wtedy wielkiego wrażenia. Miałam 12 lat i zupełnie inne rzeczy w głowie. To była odskocznia od codziennego życia dziewczynki, wizyta w zupełnie innym świecie, świecie dorosłych. I przede wszystkim świecie ciężkiej pracy. Dla mnie granie nigdy nie wiązało się z przyjemnościami, ale głównie z dyscypliną, której należało przestrzegać. Dlatego już jako dziecko nauczyłam się samodyscypliny, która dużo daje w życiu.

Jako nastolatka zagrała Pani u boku Stevena Seagala w filmie "Poza zasięgiem". Koledzy i koleżanki oglądali tego króla filmu akcji na ekranie, a Pani z nim grała. To działało na wyobraźnię?
Nie, życie prywatne oddzielałam od filmowego. Nigdy nie było tak, że jak wracałam z planu, to biegłam do koleżanek i opowiadałam im różne historie. Ja się chyba trochę wtedy wstydziłam, że gram w filmie, że trafił mi się taki fart. Nie czułam w tym swojej zasługi. Wydawało mi się, że było to niezwykłe szczęście... Do dzisiaj mi się tak wydaje. Jest z mojej strony dużo pracy i starań, ale i mam ogromną porcję fartu.

Pani urodziła się w Łodzi?
Nie, w Zielonej Górze i w tym mieście spędziłam rok. Potem przez dwa lata mieszkałam w Krakowie, a przez następne dziewięć w Łodzi. Od dwunastu lat mieszkam we Wrocławiu. Moje życie jest pełne podróży.

Jakie było łódzkie dzieciństwo?
Bardzo dobrze pamiętam okolice Teatru Wielkiego, w pobliżu była moja szkoła, podstawówka nr 1. Gdy poszłam do czwartej klasy podstawówki, nadszedł czas, bym sama podróżowała po mieście. Dobrze pamiętam przystanek tramwajowy na ulicy Narutowicza, przy kamienicy, którą podpierają kolosy. Obok był Dom Aktora, gdzie mieszkali przyjaciele mojego taty. Bardzo bliskie są mi okolice Radia Łódź, bo tam mieszkał mój tato. Chodziłam do przedszkola znajdującego się przy parku im. 3 Maja. To jedne z ładniejszych terenów w Łodzi - cisza i zieleń. Kolejnym bliskim mi miejscem jest Pietryna. Znajdował się tam mój ulubiony sklep 99 Smoków, teraz już nie istnieje. Lubiłam choć popatrzeć na wystawę tego sklepu, nie mówiąc już o zakupach. Leżały na niej kredki, plecaki, wyroby papiernicze... To był mój ulubiony punkt na Piotrkowskiej. Często z tatą chodziliśmy na obiady do jadłodajni Dietetyczna na Zieloną. Mam kilka miejsc, które wspominam z dużym sentymentem i chętnie do nich wracam.

Odwiedzała Pani redakcję "Dziennika Łódzkiego", w której pracowała Pani mama?
Oczywiście! Byłam bardzo częstym gościem redakcji "Dziennika Łódzkiego". Mama była dziennikarką gazety codziennej i nie muszę chyba pani mówić, jak czasochłonna jest ta praca. Gdy kończyła się szkoła, a potem świetlica lądowałam w "Dzienniku" u mamy... Gdy przeprowadziłyśmy się do Wrocławia, spędzałam wiele czasu w redakcji "Wieczoru Wrocławskiego".

Mama była dziennikarką, tata aktorem. Wydaje się, że to zawody atrakcyjne dla dziecka?
Zupełnie nie! To profesje atrakcyjne tylko dla dorosłych! Mamy nie było nigdy w domu. Ojciec aktor, czyli niebieski ptak. Dzieci są bardzo pragmatyczne. Ja zazdrościłam koleżankom, które miały o godz. 15 w domu obiad. Co u mnie się raczej nie zdarzało, bo mama była w pracy. Tata raz miał pracę, raz jej nie miał. Jak miał, to był gdzie indziej, uczył się tekstu. Super było, że mogłam spędzać czas w teatrze, ale dziecko potrzebuje stabilizacji. Wolne zawody, jakie wykonywali rodzice, nie były dla mnie rozwiązaniem, choć teraz wiem, że przyczyniły się do tego, w jaki sposób myślę o pracy, życiu. Gdyby nie ich praca byłabym zupełnie inną osobą. A jestem, jaka jestem i lubię się.

Nie została Pani jednak dziennikarką.
Ale piszę teksty na PortalFimowy.pl. Tak więc trochę wzięłam też z mamy.

Nie dostała się Pani za pierwszym razem do szkoły teatralnej. Był to dla Pani szok?
Miałam na roku kilku kolegów, którzy dostali się do szkoły teatralnej dopiero za czwartym razem. To, że za pierwszym podejściem mi się nie powiodło, nie było niczym dziwnym, to raczej powszechne. Wbrew temu co ludzie o mnie myślą, a myślą różnie, o czym wiem, nie mam wygórowanego mniemania o sobie. Gdy drugi raz podchodziłam do egzaminu, powiedziałam sobie, że jeśli znów mi się nie powiedzie, okaże się, że nie jest to droga dla mnie, spróbuję robić coś zupełnie innego. Ale za drugim razem się udało.

Jest Pani w czołówce młodych, wziętych aktorów. Czuje się Pani znaną aktorką?
Nie mam prawa się tak czuć. Potrzeba mi bardzo dużo ambitnych produkcji, które zweryfikują moją pozycję. Kocham swój zawód całym sercem, mam do niego wielką pasję. Ale na swojej drodze muszę się zmierzyć jeszcze z wieloma wyzwaniami. Za mało zrobiłam, by tak o mnie mówić jak pani powiedziała.

Niedawno zagrała pani główną rolę w filmie "Big love". To było duże wyzwanie?
Ogromne! Zmieniło to mnie bardzo. Uważam, że gdy aktor dostaje wymagającą rolę musi sam jako człowiek otworzyć się na wymianę, na wpływ jaki ta rola na niego wywrze. Ja się na to otworzyłam i wpływ tej roli poczułam. Jestem wdzięczna losowi, że przyniósł mi rolę Emilii.

Zagrała pani w teledysku Nergala i zespołu Behemoth do piosenki "Of Fire And The Void", rodziła pani dziecko szatanowi...
Głośno się o tym zrobiło.. Gdy studiowałam w szkole teatralnej nie było czasu, by jeździć na castingi, więc nie miałam szansy na dostawanie większych ról. Bardzo wcześniej zaczęłam utrzymywać się sama, bo właściwie od matury. Czasem otrzymywałam jakąś drobną pomoc bliskich, ale głównie sama zarabiałam na siebie. W trakcie studiów zajmowałam się różnymi pracami, najczęściej były to reklamy, czasem teledyski. Teledysk Nergala i Behemotha był jednym z nich. Podchodziłam do tego użytkowo. Uczę się w szkole, chcę być aktorką, a do mojej roboty należy granie. Nie ma znaczenia czy dostaję robotę w teledysku Behemotha czy Kasi Cerekwickiej. Po prostu potrzebowałam pieniędzy, a granie to była moja praca.

Szykuje się nowy film - serial z pani udziałem...
Tak, ale na razie nie mogę nic zdradzić. Ostatnio wzięłam udział w realizacji spotu reklamowego dla ONZ o głodzie na świecie, ale nie będzie można go zobaczyć w Polsce. Ma być emitowany w Stanach Zjednoczonych. Gram w tym spocie Czerwonego Kapturka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki