Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Absurdy MPK, czyli dzień pieszego pasażera

Marcin Bereszczyński
Grzegorz Gałasiński
Jeśli zepsują się tramwaje jadące ul. Limanowskiego, to autobusy zastępcze przyjeżdżają z różnych stron Łodzi, przeważnie aż z Nowych Sadów, zamiast z pobliskiej zajezdni znajdującej się przy... Limanowskiego. Podróżni muszą czekać na komunikację zastępczą pół godziny, a mogliby tylko 2 minuty.

To nie koniec komunikacyjnych absurdów. Jeśli już przyjedzie autobus zastępczy, to jest on przeważnie krótki, a nie przegubowy i nie jest w stanie pomieścić wszystkich osób czekających na przystanku.

- Byłem w szoku, gdy kierowca autobusu zastępczego powiedział, że na Limanowskiego jechał aż z Nowych Sadów - mówi Piotr Krawczyk, który codziennie jeździ do pracy tramwajem linii 2. - Kierowca nie był w stanie odpowiedzieć, na pytanie dlaczego nie można uruchomić autobusu z zajezdni przy Limanowskiego, choć widać, że stoi tam mnóstwo pojazdów.

Pan Piotr twierdzi, że do awarii tramwajów jeżdżących ul. Limanowskiego dochodzi bardzo często. Za każdym razem na autobus zastępczy trzeba czekać około pół godziny. Przez ten czas na przystanku zbierają się tłumy zniecierpliwionych pasażerów. Część z nich, przyzwyczajona do długiego czekania na komunikację zastępczą, woli iść pieszo w stronę ul. Zachodniej, by tam złapać tramwaje linii nr 11 lub 16. Łodzianie wychodzą z założenia, że szybciej dojdą do Zachodniej pieszo, niż doczekają się autobusu zastępczego. Ci, którzy spieszą się do pracy, od razu łapią taksówki.

Przedstawiciel MPK twierdzi, że w przypadku awarii tramwajów przewoźnik musi w ciągu pół godziny uruchomić komunikację zastępczą. Zaprzecza jednocześnie, by autobusy zastępcze wyjeżdżały wyłącznie z zajezdni przy Nowych Sadach odległych od ul. Limanowskiego o ponad 5 km.

- Autobusy tak zwanej rezerwy czekają na krańcówkach, a nie na terenie zajezdni - mówi Bogumił Makowski, rzecznik prasowy MPK Łódź. - W przypadku awarii tramwajów uruchamiany jest autobus zastępczy z najbliższej krańcówki. Mógł zdarzyć się taki przypadek, że autobusy rezerwy na najbliższych krańcówkach wyjechały wcześniej w trasę i przyjechał kolejny z Nowych Sadów. Zapewne, gdyby był taki autobus był na terenie zajezdni przy ul. Limanowskiego, przyjechałby na miejsce awarii i pasażerowie nie musieliby długo czekać.

Niestety, podróżni nie mają żadnego wpływu na to, czy przyjedzie długi, czy krótki autobus. MPK wysyła w trasę ten pojazd, który czeka w pogotowiu najbliżej miejsca awarii.

Damy ci więcej - zarejestruj się!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki