Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Połknąłem łódzkiego bakcyla!

Anna Gronczewska
Połknąłem łódzkiego bakcyla! - mówi Mirosław Wojalski, przewodnik po Łodzi i znawca historii miasta.
Połknąłem łódzkiego bakcyla! - mówi Mirosław Wojalski, przewodnik po Łodzi i znawca historii miasta. Grzegorz Gałasiński
Połknąłem łódzkiego bakcyla! - mówi Mirosław Wojalski, przewodnik po Łodzi i znawca historii miasta, w rozmowie z Anną Gronczewską. Znany łódzki przewodnik nie tylko oprowadza wycieczki. Pisze książki, a także opisuje Łódź w internecie.

Czy Łódź ma przed Panem jeszcze jakieś tajemnice?

Na pewno! Nigdy nie da się poznać wszystkiego do końca.

Jest jakaś łódzka historia, której nie udało się Panu rozwikłać?

Na ogół znajduję materiały do tego, co śledzę, a potem opisuję. Mam w swoim dorobku trochę publikacji. Przez te 45 lat działań w Polskim Towarzystwie Turystyczno-Krajoznawczym poznałem ciekawych ludzi. Zbieram do publikacji ich biogramy. Mam już ich 150, a z tego siedemdziesiąt opublikowałem w Wikipedii Polskiej. Są to ludzie związani z Łodzią, krajoznawstwem, ale też architekci, przemysłowcy. Ciekawe postacie z historii naszego miasta.

Poznał Pan wiele ciekawych historii związanych z przeszłością Łodzi. Która jednak jest warta przypomnienia?

Wskazałbym na pewno na Arego Sternfelda, jednego z pionierów kosmonautyki, który swe dzieciństwo spędził w Łodzi. W swojej pierwszej książce, sprzed 20 lat, "Działo się w Łodzi", pisałem między innymi o nim. Początkowo miałem o nim ogólne informacje. Ale zacząłem drążyć jego biografię. Potem ośmieliłem się napisać do Arego Sternfelda. Tak nawiązała się nasza korespondencja, a potem przyjaźń.

A co sprawiło, że zainteresował się Pan historią Łodzi?

Jestem łodzianinem, z pochodzenia, wychowania i zamiłowań. Ale, tak jak ogromna większość mieszkańców tego miasta, nie za bardzo znałem jego korzenie. Czterdzieści pięć lat temu poszedłem na kurs przewodników po Łodzi. Nie bardzo mając na względzie to, że będę oprowadzał wycieczki. Chciałem poznać przede wszystkim dzieje tego miasta. I połknąłem bakcyla! Uzyskałem odpowiednie uprawnienia i oprowadziłem po Łodzi grubo ponad tysiąc wycieczek.

Które z miejsc - niezbyt znanych, ale bardzo interesujących - poradziłby Pan odwiedzić naszym czytelnikom?

Jest kilka, które nie cieszą się powszechnym uznaniem, ale są szalenie ciekawe. Dla mnie najbardziej wymownym przykładem jest secesyjna elektrownia Scheiblerów. To ewenement nie tylko na skalę polską, ale i europejską. Niestety, budynek tej elektrowni jest coraz bardziej zaniedbany i chyli się ku upadkowi. I boję się, żeby w pewnym momencie ta elektrownia nie została rozebrana albo podpalona, jak to teraz modnie dzieje się z zabytkami. Mamy ostatnio wymowny przykład zajezdni tramwajowej przy ulicy Dąbrowskiego. A tramwaje to też moja pasja. Dlatego tę elektrownię powinno się postawić w centrum uwagi łodzian. Bardzo boleję, że mieszkańcy Łodzi nie doceniają swojego miasta, nie dbają o nie, a przede wszystkim go nie znają.

Na jakie miejsca jeszcze warto by zwrócić uwagę?

Mogę być banalny, ale należałoby odbyć spacer ulicą Piotrkowską. Tylko nie szlakiem handlowym, a szlakiem ciekawych kamienic. I to jeszcze ich elewacji powyżej parteru. Partery zostały niestety zniszczone, nie mają prawie w ogóle oryginalnych wystrojów. Natomiast powyżej pozostały przepiękne ozdoby. Łodzianie niestety nie patrzą do góry. A wystarczy stanąć i podziwiać te piękne zdobienia. Kamienic, ale też fabryk. Fabryki są tym, co jest dla Łodzi najbardziej charakterystyczne. Obok fabryki jest pałac fabrykanta. To kolejna łódzka ciekawostka. Na świecie bowiem tworzy się osobne dzielnice bogaczy. Natomiast w Łodzi bogaci fabrykanci stawiali swe pałace przy fabrykach. Mamy kilka enklaw. Jak dawna fabryka Poznańskiego przy ulicy Ogrodowej, obecnie Manufaktura i Muzeum Miasta Łodzi. Ale też zakłady Scheiblera na Księżym Młynie oraz Wodnym Rynku. I ten ciąg przepięknych kamienic zbudowanych przeszło 150 lat temu przy ulicy Przędzalnianej oraz park Źródliska.

A Panu osobiście jaki rejon Łodzi jest najbliższy?

Nie mogę tu wyodrębnić jednego miejsca, oprócz tej secesyjnej elektrowni.

Może to będą miejsca, gdzie się Pan wychował, urodził?

Urodziłem się i wychowałem się w typowej łódzkiej kamienicy przy ulicy Sosnowej. Przez wiele lat byłem związany z Zarzewem. Mieszkałem też na ulicy Nowozarzewskiej. Tam przesiedlili nas hitlerowcy w czasie okupacji. Potem mieszkałem w Śródmieściu, na ulicy Jaracza, naprzeciw kamienicy Stefanusa. Wydawała mi się bardzo ponura, ale też bardzo elegancka. Ona teraz odzyskała kolor, blask i jest elegancka.

Łódź ogrywa ważną rolę na mapie Polski?

Niestety, nie odgrywa takiej roli, jaką powinna. To przecież żywy przykład jak powstał przemysł w dziewiętnastym wieku. W Łodzi mamy zbiór wielu budynków przemysłowych, mieszkalnych, jakich nie zobaczy się w żadnym mieście Polski, a nawet Europy.

Zbiera Pan ekslibrisy o Łodzi...

Oczywiście! Najchętniej pokazuję te, które dotyczą historii naszego miasta. Teraz chciałbym zaprosić wszystkich na 20-lecie Widzewskiej Oficyny Wydawniczej. Uroczystości odbędą się 23 października w Miejskiej Bibliotece Publicznej imienia Józefa Piłsudskiego.

Nasz tygodnik "Kocham Łódź" obchodzi mały jubileusz...

Tak, wydaliście właśnie dwusetny numer. Te publikacje, zwłaszcza przypominające historię naszego miasta, są bardzo potrzebne. Między innymi po to, by łodzianie nie zakładali listka figowego i mówili, że nie mieli gdzie przeczytać. Takie artykuły ukazujące się codziennej gazecie odgrywają kolosalne znaczenie! Dają wiele wiedzy i materiałów do przemyśleń.
Rozmawiała Anna Gronczewska

Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki