Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pierwszy biskup pomocniczy

Anna Gronczewska
Ksiądz biskup Kazimierz Tomczak pochodził z parafii Gieczno, leżącej na trasie ze Zgierza do Piątku.
Ksiądz biskup Kazimierz Tomczak pochodził z parafii Gieczno, leżącej na trasie ze Zgierza do Piątku. archiwum
Ksiądz biskup Kazimierz Tomczak był pierwszym sufraganem w historii diecezji łódzkiej - pisze Anna Gronczewska. To nieco zapomniana, ale bardzo ważna w historii Łodzi postać. Był rektorem Wyższego Seminarium Duchownego, prezesem Rady Diecezjalnej Akcji Katolickiej. Stał się jednym z inicjatorów powołania Łódzkiego Towarzystwa Nauk. Po śmierci biskupa Wincentego Tymienieckiego przez pół roku stał na czele łódzkiego Kościoła. Po wybuchu wojny stanął na czele Komitetu Obywatelskiego i odmawia kapitulacji miasta. A wcześniej, jeszcze przed wojną, razem z ministrantami zbierał śmieci w lesie...

Biskup Kazimierz Tomczak jest dziś nieco zapomnianą postacią. Ale przed laty odgrywał bardzo ważną rolę w historii Łodzi i diecezji. Pochodził z parafii Gieczno. Urodził się 17 lutego 1883 roku we wsi Biesiekierz-Górzewo. Na świat przyszedł jako pierwszy syn Ignacego i Pauliny z Jagodzińskich, miejscowych rolników. Był jednak już ich szóstym dzieckiem. Wcześniej w tej rodzinie urodziło się pięć córek.

Kazimierz miał dziewięć lat, gdy rodzice posłali go do kolegium ojców jezuitów w Chyrowie, we wschodniej Małopolsce. Szkoła ta znajdowała się na terenie zaboru austro-węgierskiego. Podobno bardzo przeżywał rozłąkę z domem, ale jego rodzicom bardzo zależało, by syn uzyskał dobre wykształcenie. W szkole i internacie prowadzonym przez jezuitów Kazimierz spędzał niemal cały rok. Do domu przyjeżdżał tylko na wakacje. Były dwa powody tak rzadkich odwiedzin w Biesiekierzu-Górzewie. To, że szkoła znajdowała się w innym zaborze, więc były kłopoty z uzyskaniem paszportu, ale też rodzice przyszłego biskupa nie należeli do zbyt zamożnych. Nie stać ich było na opłacanie podróży syna.

Kazimierz Tomczak należał do bardzo dobrych uczniów. Jednym z jego nauczycieli był ojciec Jan Beyzyma, który potem zasłynął jako opiekun trędowatych, a dziś jest błogosławionym Kościoła katolickiego.

W 1901 roku, właśnie w Chyrowie, Kazimierz Tomczak zdał maturę. Wakacje spędził w domu rodzinnym, a następnie wyjechał do Warszawy. Tam uczył się prywatnie rosyjskiego. Następnie musiał zdać egzaminy, by jego matura została uznana w zaborze rosyjskim. W 1903 roku wstąpił do warszawskiego seminarium duchownego. Od razu na trzeci rok, bo uznano że w chyrowskim kolegium zdobył odpowiednią wiedzę. Należał do wyróżniających się studentów. Po dwóch latach wysłano go do Akademii Teologicznej w Petersburgu. Przyjechał na krótko do Polski, gdzie 7 stycznia 1907 roku, w kościele w Jakubowie, koło Mińska Mazowieckiego, przyjął święcenia kapłańskie. Potem wrócił do Petersburga. Jednak tamtejszy klimat nie sprzyjał jego zdrowiu. W 1908 roku znów był w Warszawie. Abp Wincenty Popiel-Chościak, metropolita warszawski, mianował ks. Kazimierza Tomczaka wikariuszem parafii w Słomczynie. Proboszczem był tam ks. Wincenty Tymieniecki...

Po kilku miesiącach powrócił do Warszawy. Został wikarym w parafii katedralnej. Jednak też nie na długo. W warszawskim seminarium wykłada patrologię, filozofię i historię literatury polskiej. Po zakończeniu pierwszej wojny światowej ks. Tomczak wyjeżdża na studia do Paryża i Fryburga. Po powrocie do Polski broni na Uniwersytecie Warszawskim pracę doktorską. Dalej wykłada w seminarium. Znów wyjeżdża na studia do Fryburga. Po powrocie do stolicy zostaje kapelanem szpitala przy ul. Smolnej. Myśli o habilitacji, ma propozycję objęcia katedry na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim...

Ale 25 lutego 1927 roku papież Pius XI mianuje ks. Tomczaka biskupem pomocniczym młodej diecezji łódzkiej. Zostaje pierwszym sufraganem w jej krótkiej historii. Przeprowadza się do Łodzi. Jak potem wspominał, początki jego życia w robotniczej Łodzi nie były łatwe. Brakowało inteligenckiego środowiska Warszawy, przyjaciół, dyskusji. Ale szybko wchodzi w wir nowych obowiązków. Zostaje rektorem Wyższego Seminarium Duchownego, jest prezesem Rady Diecezjalnej Akcji Katolickiej. Staje się jednym z inicjatorów powołania Łódzkiego Towarzystwa Nauk, po 1945 roku przekształconego w Łódzkie Towarzystwo Naukowe. Zostaje prezesem Obywatelskiego Komitetu Ratowania Kolegiaty w Tumie koło Łęczycy.

Kiedy w sierpniu 1934 roku umiera bp Wincenty Tymieniecki, przez pół roku stoi na czele łódzkiego Kościoła, do czasu mianowania ordynariuszem diecezji, bp Włodzimierza Jasińskiego.

Ks. Antoni Woroniecki, zmarły w 1995 roku wieloletni rektor łódzkiego seminarium duchownego w Łodzi, był dumny, że znał 40 lat bp Tomczaka. Poznał go jeszcze, gdy był klerykiem.

- Jako wykładowca był zawsze pełen powagi i opanowania, ale nie wzbudzał nigdy strachu wśród kleryków - wspominał z okazji kolejnej rocznicy śmierci biskupa, ks. Woroniecki. - Także dawni absolwenci warszawskiego seminarium mówili o nim z wielkim uczuciem. Ksiądz biskup ukochał polską mowę. Każde pismo wychodzące z jego rąk odznaczało się poprawnością i pięknością stylu. Często mogłem to zauważyć, bo pełniłem też obowiązki kanclerza w kurii biskupiej.

Biskup Tomczak odwiedzał często rodzinne strony. Ks. Henryk Wymysłowski, nieżyjący już kapłan diecezji łódzkiej, też pochodził z parafii Gieczno. Był ministrantem, gdy biskup Tomczak tam przyjeżdżał. Razem z bratem służył do mszy świętej, którą odprawiał biskup. Bp Tomczak zapraszał czasem ministrantów na wycieczki.

- Pewnego lipcowego dnia wyznaczył nam spotkanie na godzinę 16 przy bramie miejscowego cmentarza, prosząc byśmy przygotowali trzy kije zakończone ostrymi gwoźdźmi - wspominał przed laty ks. Wymysłowski. - Ksiądz biskup trochę się spóźnił. Przeprosił nas, że czekaliśmy. Potem poprosił o kije. Wybrał dla siebie jeden, nam dał pozostałe. Niedługo potem dowiedzieliśmy do czego były potrzebne. Ksiądz biskup zbierał nimi śmieci w lesie, my zrobiliśmy to samo...

Wybucha druga wojna światowa. Władze Łodzi uciekają z miasta. Biskupa Tomczaka odwiedza wojewoda łódzki i proponuje wyjazd za granice. Sufragan łódzki odmawia. Uważa, że opuszczenie Łodzi w takiej sytuacji, byłoby dezercją, nie zostawi swoich wiernych. Jednocześnie władze w mieście obejmuje Komitet Obywatelski. Bp Kazimierz Tomczak staje na jego czele. Po wkroczeniu do Łodzi Niemców, hitlerowcy zażądali od biskupa aktu kapitulacji. Ten odmawia. 9 listopada 1939 roku bp Tomczak zostaje aresztowany i uwięziony w fabryce Glazera na Radogoszczu. Tam zmuszany jest do ciężkich, upokarzających prac. Po dziesięciu dniach Niemcy przewożą biskupa do jego domu. Przez trzy miesiące, do 20 lutego 1940 roku, przebywa w areszcie domowym. Może chodzić tylko do katedry. Na skutek więziennych przeżyć zapada na zapalenie płuc. Na szczęście udaje się pokonać chorobę.

Władysława Skibińska, wspominała księdza biskupa w publikacji wydanej z okazji rocznicy śmierci bp Tomczaka. Opowiadała, że poznała go jeszcze przed wojną, gdy zaczęła pracować jako instruktorka Katolickiego Stowarzyszenia Kobiet. W czasie wojny musiała się ukrywać. Biskup Tomczak przyjął ją do swego domu. Przed okupantami występowała jako pokojówka.

- Miałam wtedy okazję bliżej poznać księdza biskupa - wspominała. - Zdrowie miał wątłe, skłonny był do przeziębień. Nigdy się nie skarżył. Co dzień rano odprawiał mszę świętą w domowej kaplicy, potem dłuższy czas spędzał na modlitwie. Po śniadaniu szedł na kilka godzin do kurii, wracał na obiad. Nigdy nie mówił o swych strapieniach, których w tym czasie na pewno było wiele. Lubił krążące między Polakami dowcipy wojenne. Po popołudniu modlił się i pracował nad "Mowami" Leona Wielkiego. Na starej maszynie przepisywałam je z rękopisu. Odżywiał się skromnie, lubił proste potrawy, jadał mało, był bardzo gościnny. Cieszył się, gdy odwiedzali go znajomi świeccy lub księża. Nie przywiązywał się do dóbr materialnych, gdy zaszła potrzeba dzielił się wszystkim co posiadał.

W nocy z 7 na 8 maja 1941 roku bp. Tomczak razem z bp Włodzimierzem Jasińskim zostają wywiezieni przez Niemców do domu kurialnego w Szczawinie koło Zgierza. Tam są przez trzy miesiące internowani. Potem biskupów przewieziono do klasztoru w Bieczu. Jest tam zimno, wilgotno. Biskup Tomczak, który przeszedł ciężkie zapalenie płuc, czuje się tam źle. Często wyjeżdża do Krosna, gdzie razem z rodziną wysiedlono jego siostrę Antoninę Rolińską. W 1943 roku przyjeżdża do Warszawy. Zatrzymuje się na Służewie, u księdza Adama Wyrębowskiego.

Na początku stycznia 1945 roku bp Kazimierz Tomczak jedzie do Głowna, gdzie przebywa jego ciężko chora matka, która mieszka tam po wysiedleniu z Biesiekierza. Sam znajduje gościnę u miejscowego proboszcza, ks. Franciszka Goździckiego. Ale już tydzień po wyzwoleniu, sankami, razem z kilkoma księżmi wraca do Łodzi. Jego mieszkanie przy ul. Skorupki nie nadaje się do zamieszkania. Przyjmują go pod swój dach siostry ze zgromadzenia Świętej Rodziny, które prowadzą szpital przy ul. Wigury.
W powojennej w Łodzi brakuje jednak księży, więc bp Tomczak zostaje mianowany proboszczem parafii Podwyższenia Świętego Krzyża. Był jedynym księdzem w tej parafii. Codziennie rano wychodził ze szpitala Świętej Rodziny ze śniadaniem w teczce i pieszo dochodził na ul. Sienkiewicza. Spędzał tam cały dzień. Pomagał wielu łodzianom, którzy znaleźli się w trudnej sytuacji materialnej. Założył przy parafii oddział "Caritas", który m.in. rozdawał paczki potrzebującym. Uruchomił kuchnię dla najbiedniejszych.

Wiele lat biskup Tomczak dzielił pracę w parafii z pracą w kurii. Na ul. Skorupki był do południa, potem wyruszał na ul. Sienkiewicza. Tramwajem, pieszo. Podczas jednej z takich tramwajowych podróży, w sztucznie zrobionym tłoku, biskupowi uszkodzono krzyż biskupi, który dostał w spadku po arcybiskupie Paryża.

Waleria Selerowicz, gotowała dla ks. biskupa Tomczaka. Wspominała, że kiedyś w niedzielę przyszedł do kuchni i powiedział: "Pewno Walercia nie miała jeszcze czasu być na mszy świętej w kościele, niech teraz idzie do kościoła, ja tu przypilnuje, żeby się co nie przypaliło"...

Ksiądz Wacław Borowski, nieżyjący już kapłan diecezji łódzkiej wspominał bp Tomczaka, jako wspaniałego człowieka i naukowca. Już na długo przed Soborem Watykańskim II działał w duchu ekumenicznym. M.in. jednym z jego przyjaciół był znany łódzki nauczyciel Zygmunt Lorentz, kalwin.

- Na wiadomość o zamordowaniu w 1943 roku przez gestapo profesora Lorentza odprawił w Warszawie, kaplicy sióstr franciszkanek przy ulicy Wilczej, nabożeństwo żałobne - opowiadał ks. Borowski. - Uroczystość nabrała charakteru demonstracji patriotycznej. Brali w niej udział nie tylko katolicy, ale też ateiści i marksiści z polskiej walki podziemnej.

Biskup Tomczak utrzymywał przyjacielskie kontakty z pastorem Leopoldem Szmydtem, z arcybiskupem Jerzym, głową kościoła prawosławnego łączyła go wielka serdeczność. Wielu łódzkich Żydów darzyło bp Tomczaka wielkim szacunkiem.

20 października 1957 roku bp Tomczak pojechał do Piotrkowa Trybunalskiego, by poświęcić ołtarz. W czasie kazania doznał wylewu krwi do mózgu. Został sparaliżowany. Od tego czasu walczył z chorobą. Waleria Selerowicz opowiadała, że w ostatnim roku przed śmiercią biskup Tomczak wiele czasu spędzał w łóżku, bardzo źle się czuł. Współczuła mu.

- Trzeba cierpieć i stać pod krzyżem - odpowiedział biskup Kazimierz Tomczak. Zmarł 21 października 1967 roku...

Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki