Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Katarzyna Żak: Solejukowej własna mama nie poznała!

Anna Gronczewska
Katarzyna Żak: siostra Bazylia w środku aż buzuje!
Katarzyna Żak: siostra Bazylia w środku aż buzuje! TVP
Siostra Bazylia buzuje od wewnątrz. Solejukowa mówi po włosku ze wschodnim akcentem. Mama aktorki mówi: Tam przecież taka baba grała, więc przełączyłam kanał. Z Katarzyną Żak, znaną polską aktorką, rozmawia Anna Gronczewska.

Gra pani w "Ranczu". Od niedawna oglądamy panią w roli siostry Bazylii w serialu "Siła wyższa". Łatwo jest grać w komediach?

Bardzo się cieszę, że poruszyła pani ten wątek. Zagrać dobrą, śmieszną rolę w komedii jest niezwykle trudno. Wiele zależy od materiału, który ma się do zagrania, czyli jaka to jest postać, jakie ma problemy itp. Ważne jest także, czy rola napisana jest lekko. To wszystko ma dla aktora niesamowite znaczenie.

Siostra Bazylia trochę się różni od Solejukowej...

Oczywiście. Dla mnie to bardzo dobre, że gram w dwóch różnych serialach zupełnie inne postacie, z kompletnie innych światów. Poza temperamentem nic je nie łączy.

A mnie się wydaje, że nawet temperament mają inny. Czyżby, pani zdaniem, siostra Bazylia nie była oazą spokoju?

Tak, ale ona w środku aż buzuje! Zna jednak świetnie swoje miejsce w kościelnej hierarchii... Jest w tym klasztorze, by prowadzić gospodarstwo pracującym w nim księżom. A wiadomo, że zakonnicy zajmując się modlitwą i służbą Bogu muszą jednak gdzieś spać, coś jeść. Trzeba też sprzątać kościół, klasztor. Siostra Bazylia przez lata się z nimi zżywa, mimo że czasem sobie dogadują. Przoduje w tym brat Wojciech. Ale Bazylia ich kocha nad życie.
W przedostatnim odcinku jest taka scena, gdy jej siostra, Dorota, bizneswoman, mówi, że Bazylia mogłaby zajść dalej w zakonnej hierarchii. Bazylia odpowiada jej, że ci zakonnicy są dla niej jak rodzeni bracia i nie odeszłaby od nich. Dla niej to cały świat.
Jest wpatrzona w ojca gwardiana, będącego dla niej autorytetem w każdej dziedzinie życia. Przez to, że jest niezwykle mądry i stanowi tzw. siłę spokoju. Są takie sceny w serialu, gdy przychodzi do niego, by rozwiązać jakiś problem. Dotyczy on wiary jej siostry.
Myślę, że w tej postaci jest wiele rzeczy, które różnią ją od Solejukowej.

"Siła wyższa" ma szansę dorównać popularnością "Ranczu"?

Nie, bo to jest zupełnie inny serial. Traktujący o innych rzeczach, z własną dynamiką, problemami. Nawet nie próbowałabym porównywać "Siły wyższej" z "Ranczem". Zwróciłabym jednak uwagę na "Siłę wyższą". Czytałam niedawno w "Polityce" artykuł o filmach, które wygrały na festiwalu w Wenecji. Większość z nich dotyczyła wiary, problemów duchowości. Myśmy "Siłę wyższą" nakręcili już w ubiegłym roku. Wpadliśmy więc w nurt silnie obecny teraz w Europie. Generalnie na świecie dzieje się źle. Kryzys ekonomiczny, konflikty społeczne, religijne. Odkąd pamiętam, konflikty religijne zawsze były, ale teraz się nasilają. Dlatego film o różnorodności wiary jest bardzo potrzebny.
Każdy z nas ma potrzebę zajrzenia w siebie głębiej. Serial pokazujący, że są różne religie w kraju uchodzącym głównie za katolicki jest bardzo interesujący. Ale z pewnością nie będzie odbierany przez tak szeroką widownię jak "Ranczo".

"Ranczo" stało się już kultowym serialem...

Ale początki mieliśmy trudne. Po pierwszej serii "Rancza" ludzie kręcili nosem i mówili: co to za wiejskie popisy! Pierwsza seria tego serialu balansowała na granicy zainteresowania telewidzów.

Gdy oglądamy panią w "Sile wyższej", to niektórym brakuje wschodniego akcentu Solejukowej...

Akcent był wymyślony tylko do roli Solejukowej. Ona nie pochodziła z Wilkowyi. Po prostu "wżeniła" się w Solejuka. Budując tę rolę chciałam pokazać, że ta kobieta nie pochodzi stamtąd.

Wie pani, że Solejukowa to jedna z ulubionych przez widzów postaci z "Rancza"?

Cieszę się. Widzę to w oczach ludzi na różnych spotkaniach, ale też czasem na ulicy. Wiem, co mówią o Solejukowej. Ta postać budzi emocje. Tym bardziej jest mi miło, że początkowo była to rola bardzo drugoplanowa. Solejukowa żyła gdzieś na skraju lasu z dziećmi i mężem pijakiem. Ta postać spodobała się widzom, więc scenarzyści zaczęli ją odkrywać. Dlatego z upływem czasu pojawiły się jej różne talenty.
W nowej serii, którą właśnie kręcimy, dojdzie kolejny - Solejukowa pozna nowy język. Oczywiście będzie dalej studiować. Na szczęście ten nowy język pojawia się tylko chwilowo, bo przy włoskim miałam sporo roboty. Musiałam poświęcić trochę czasu, by opanować dobrze te długie sceny po włosku.

Włoski ze wschodnim akcentem brzmiał niesamowicie...

Może i tak, dla Polaków, ale mój włoski konsultant, Donato, rwał włosy z głowy, gdy to słyszał. Nie mógł zrozumieć, że najpierw mówię dobrze po włosku, a gdy ruszają kamery, to nagle mówię tak źle.
Chodziło mi o wiarygodność postaci, by mówiła po włosku właśnie z tym akcentem. Tak samo było z angielskim. Z reżyserem ustaliliśmy, że i po angielsku musi zaciągać...

Gdy schodzi pani z planu, akcent Solejukowej zostaje jeszcze na chwilę?

Nie, z momentem ściągnięcia chustki i skarpetek wracam do normalności.

Podobno grając w "Ranczu" jest pani tak ucharakteryzowana, że nie poznała pani własna mama?

To było wtedy, gdy serial dopiero wszedł na ekrany. Postać Solejukowej pojawiła się w czwartym odcinku. Wystąpiłam wtedy w scenie z Lucy. Poprosiłam mamę, by zobaczyła ten odcinek. Byłam ciekawa jej reakcji. Potem mama dzwoni i mówi, że oglądała serial, ale ja się w nim nie pojawiłam. Wtedy ja: Przecież zagrałam w scenie, w której Lucy przychodzi interweniować, że dzieci są bite.
Mama na to: Tam przecież taka baba grała, więc przełączyłam kanał.
Wytłumaczyłam mamie, że tę babę to grałam ja... Potem obejrzała powtórkę i jęknęła: Boże, co oni z ciebie zrobili!
Odpowiedziałam, że ja to sobie sama zrobiłam.

Charakteryzacja Solejukowej to pani pomysł?

Tak. Ale jak inaczej miałam uwiarygodnić tę postać? Przez pierwsze trzy serie mieszkanie Solejukowej grał dom, w którym mieszkała pani z dwanaściorgiem dzieci. Przy tej kobiecie Solejukowa to Wersal! Było tam tyle much, potwornie zaniedbane dzieci, ich matka. Gdybym chciała się ucharakteryzować na tę panią, to wszyscy by powiedzieli, że przeginam, że nie ma w Polsce takich kobiet. Sama zobaczyłam, że jednak są!
Postać Solejukowej musiałam jakoś pokazać. Mieszkała w domu bez wody, ubikacji, pralki, była tam tylko kuchnia na węgiel, siedmioro dzieci i mąż pijak. Bardzo się cieszę, że udało się sprawić, że to prawdziwa postać. Widzowie pokochali mnie za autentyczność Solejukowej.

Solejukowa z pierwszych odcinków i ta, którą teraz oglądamy, to już inna kobieta...

Przecież awansowała społecznie! Wzięła swój los w swoje ręce. Patrząc na Hadziukową, która wytwarzała sery, zaczęła robić pierogi, bo tylko to potrafiła. Kobiety wciągnęły ją do spółki. Musiała nauczyć się włoskiego, bo potrzebny był ktoś, kto będzie korespondować z Włochami, z którymi handlowały. Nagle okazało się, że jest zdolna. Zaczęła obsługiwać komputer. Stała się inną kobietą.
Przyznam, że był wielki bój ze scenarzystami, którzy uważali, że powinien się też zmienić jej wygląd zewnętrzny. Owszem, ma teraz trochę lepsze ubrania, ale dalej jest oszczędna. Gdy kupuje dla Solejuka nowy garnitur, to mówi, że płaciła 20 zł za kilo... Ubrania są dla niej ostatnią rzeczą, na którą wydaje pieniądze.
Rozmawiam z kobietami z małych miasteczek, które żyją od pierwszego do pierwszego, i wiele rzeczy dla Solejukowej biorę od nich. To nie jest tak, że to, co wymyślam, jest oderwane od rzeczywistości.
Kobiety, które mają siedmioro dzieci, kochają je ponad życie, tak jak Solejukowa. One kupią przede wszystkim im ubranie czy inne rzeczy, ale nie kupią nic sobie, jeśli nie muszą.
Powiedziałam więc scenarzystom, że nie dam sobie zdjąć chustki ani skarpetek. Mogą mi co najwyżej "kupić" w second-handzie lepszą spódniczkę.

Jest pani szczęśliwa, że nie ma takiego życia jak Solejukowa?

Kiedy patrzę na jasność Solejukowej, jej zdolności, to widzę, że jest szczęśliwą kobietą. Z taką pasją podchodzi do studiowania filozofii, zgłębiania św. Augustyna i innych filozofów, odkrywa niezwykłą przyjemność uczenia się.
Jest niezwykle zdolna, tylko nikt tego w niej wcześniej nie odkrył. To fantastyczne, że można się uczyć się, iść dalej będąc kobietą po czterdziestce.

Dzięki tej postaci dorównuje pani popularnością mężowi?

Nie, tak daleko bym z tym nie szła. Zresztą dorównanie mężowi to nie mój problem.

Nie ściga się pani z mężem?

Gdzie ja się miałabym z nim ścigać? Po pierwsze, jest facetem, on mi żadnej roli nie zabierze, ja jemu też. Poza tym oboje mamy dużo pracy i to na różnych polach. Ja gram w teatrze, przede mną kolejne wyzwania, próby, spektakle. Zdjęcia do "Rancza" kończymy pod koniec listopada. Cały czas jestem więc w tej Solejukowej. Zastanawiam się, jak zagrać, co by jej dołożyć.
Cezary ma swojego księdza i wójta, ale również pracuje nad kolejną sztuką. Żyjemy równolegle, nie wchodzimy sobie w drogę, tylko sobie kibicujemy.

Mieli państwo szczęście, że na siebie przed laty trafili?

Na pewno tak. Już 27 lat jesteśmy razem. Nie było między nami rywalizacji, która sprawiłaby, że moglibyśmy się rozstać. Mogę powiedzieć, że mamy szczęście, że na siebie trafiliśmy.

W "Ranczu" ma pani sceny, w których gra z mężem?

Występujemy tylko w kościele. Ja siedzę w ławce, a Cezary stoi na ambonie.

Jakie to uczucie, gdy widzi się męża w ornacie, za ołtarzem?

Fajne!

Ale występowaliście razem w "Miodowych latach"...

Tak, ale wolimy nie grać razem.

Córki nie chcą iść w państwa ślady?

Nie. I to jest naprawdę cudowna wiadomość.

Młodsza córka uczy się w liceum, więc ma jeszcze szanse zostać aktorką...

Szanse ma, ale na razie nie jest tym kompletnie zainteresowana. To ścisły umysł. Chodzi do liceum im. Batorego w Warszawie. Tam naprawdę trzeba się uczyć. Oczywiście może za pół roku przyjść i powiedzieć, że chce zostać aktorką. Dzisiaj na 99,9 procent nie ma na to szans. Jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa, bo aktorstwo to dla kobiety okropny zawód.

Ma pani swój fanklub. To chyba cieszy?

No tak. To dla mnie też kontakt z widzami, którzy chcą ode mnie zdjęcie z autografem, wiedzą, gdzie gram. Jeżdżę przecież ze spektaklami po całej Polsce. Wtedy przychodzą do teatru, by się spotkać ze mną, chwilę porozmawiać.
Myślę, że nie ma dla aktora większej satysfakcji niż to, że jest widz zainteresowany wyłącznie nim, że chce go spotkać. Powstanie tego fanklubu było dla mnie wielkim zaskoczeniem.

Obejrzymy panią w nowych filmach i serialach?

Jesienią powrócę na chwilę do serialu "Na Wspólnej". Gram tam szaloną Halinę Dębkowską powracającą z dalekich wypraw. Bardzo lubię ją grać. Halina wszystko wie najlepiej, na wszystkim się zna, jest najpiękniejsza. To zupełnie inna rola do zagrania. Dobrze, że mi się trafiła.

Czego pani życzyć?

Zdrowia, bo ono jest najważniejsze. Widzę, że jeśli człowiek jest zdrowy, a trafiają mu się gorsze dni, to jest w stanie sobie z tym poradzić. Natomiast choroba determinuje w nas wszystko, nic nas nie cieszy. Dlatego mówię - kochani, badajmy się, dbajmy o swoje zdrowie! Życzmy sobie zdrowia, bo reszta się jakoś ułoży!
Rozm. Anna Gronczewska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki