Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Maluch to najlepszy samochód! Poznajcie miłośników fiata 126p [ZDJĘCIA]

Anna Gronczewska
Maciej Czerwiński i Kacper Przybylski przy małym fiacie, który należał do dziadka Henryka
Maciej Czerwiński i Kacper Przybylski przy małym fiacie, który należał do dziadka Henryka Krzysztof Szymczak
Lata siedemdziesiąte i osiemdziesiąte na polskich drogach należały do fiatów 126p. To auto zmotoryzowało Polaków. Maluch obchodzi czterdzieste urodziny. 9 września 1972 roku zaprezentowano go na targach motoryzacyjnych w Turynie. Po niecałym roku fiat 126 z literką p zjechał z taśmy montażowej Fabryki Samochodów Małolitrażowych w Bielsku-Białej. No i się zaczęło...

Niektórzy, gdy dziś widzą malucha, patrzą na niego z politowaniem. Ale wielu Polakom na ten widok wracają wspomnienia. Trudno znaleźć kierowcę w słusznym wieku, który swej przygody motoryzacyjnej nie zaczynał od małego fiata. Jednak coraz częściej spotykamy i młodych ludzi "zakręconych" na punkcie malucha. Tak jak łodzianin Kacper Przybylski i Maciek Czerwiński z Gdańska, którzy prowadzą portal rezerwa126p.pl, poświęcony małemu fiatowi.

Ma czarne tablice

Maciek, student dziennikarstwa i ekonomii na Uniwersytecie Gdańskim, w Łodzi odwiedził Kacpra. Poznali się dzięki miłości do... małych fiatów. Maciek od dwóch tygodni jest w podróży swoim małym fiatem. Z Gdańska przyjechał do Łodzi, zabrał Kacpra i potem wspólnie pojechali na zlot w Żywcu. Wrócili do Łodzi, by znów pojechać na Śląsk. Tym razem na ślub kolegi do Chorzowa.

Maciek jeździ fiatem swego dziadka, jeszcze na czarnych tablicach rejestracyjnych. Samochód jest starszy od niego! Dziadek Henryk kupił tego malucha w 1989 roku, po 10 czy 15 latach oczekiwania. Miesiąc później rodzice Maćka pojechali tym autem do ślubu, a zaraz po nim na wakacje do Szwecji, by pracować przy zbiorze truskawek. W drodze powrotnej zwiedzili jeszcze Berlin. - Jestem sentymentalny. Jeszcze jako chłopiec mówiłem, że gdy tylko zrobię prawo jazdy, to będę jeździł samochodem dziadka - śmieje się Maciek Czerwiński. - Nikt z rodziny wtedy w to nie uwierzył...

Ale pewnego dnia Maciek zjawił się przed domem rodzinnym z małym fiatem dziadka Henryka. Auto jeździło, ale silnik wymagał remontu, do zrobienia była też cała blacha. - Nie wiedziałem wtedy o aucie nic - opowiada Maciek. - W takiej sytuacji są dwie opcje. Nauczyć się robić wszystko samemu lub mieć worek pieniędzy i udać się do mechaników. Wybrałem to pierwsze rozwiązanie.

Kacper Przybylski studiuje na drugim roku inżynierii środowiska Politechniki Łódzkiej. Żartuje, że od dziecka skazany był na malucha. - Rodzice mieli małego fiata, bisa. A ja byłem bardzo płaczliwym dzieckiem - opowiada Kacper. - Gdy płakałem, tata brał mnie do malucha i jeździł po osiedlu. Od razu się uspokajałem i zasypiałem. Pamiętam też, że zawsze w moim domu było pełno książek, poświęconych "polskim" samochodom - fiatom, polonezom. Gdy podrosłem, najpierw miałem motorynkę, potem motorower, aż wreszcie przyszedł czas na samochód.

Tym samochodem był oczywiście mały fiat. Gdy Kacper zrobił prawo jazdy, przyszedł czas na kolejnego malucha. Rocznik 1987 - kupił go za 350 złotych. Auto jeździło, ale było bardzo skorodowane. - Remont blachy zrobił mi wtedy pan Mietek - wspomina Kacper. - Auto nie wyglądało jednak tak jak powinno, więc dałem go teraz znów do remontu. Mam nadzieję, że przed zimą będzie zrobione. Ciężko jest jednak z częściami. Jednego elementu karoserii szukałem trzy miesiące.

To już prawie sto lat

Historia malucha zaczyna się w latach dwudziestych minionego wieku. Jego przodkiem był fiat 500, nazywany przez Włochów topolino, z silnikiem o pojemności 500 centymetrów sześciennych, który rozpędzał się do zawrotnej jak na tamte czasy prędkości 60 kilometrów na godzinę. W 1953 roku Fiat zaczął produkować nową wersję pięćsetki - fiata 500 nuova. Wyposażono go w silnik o mocy 18 koni mechanicznych.

We wrześniu 1972 roku doczekał się godnego następcy. Fiat 126 szybko podbił włoski rynek. A za rok polski. Fiata 126 zaczęła produkować Fabryka Samochodów Małolitrażowych w Bielsku-Białej. Podpisując umowę z Włochami, Edward Gierek, ówczesny I sekretarz KC PZPR, zaczął realizować plan produkcji w Polsce samochodu dla ludu.

Mały fiacik, jak był pieszczotliwie nazywany przez Polaków, był mały, ciasny, hałasował, szybko się nagrzewał, często psuł. Ale w ówczesnej przaśnej, pogomułkowskiej epoce stał się marzeniem Polaków. By łatwiej je było spełnić, malucha produkowano z czasem już nie tylko w Bielsku-Białej, ale i w Tychach. Przez blisko trzydzieści lat z taśm produkcyjnych polskich fabryk zeszło prawie 5,5 miliona małych fiatów! We Włoszech wyprodukowano jedynie 1,3 miliona egzemplarzy tego auta.

45-letni Paweł Grzybowski, łódzki informatyk, jazdę autem zaczynał od malucha. Na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych przywiózł nim z Niemiec... komplet wypoczynkowy. - Nie była to wielka sztuka - śmieje się dziś Paweł. - Na bagażnik włożyłem konstrukcję, a do środka miękkie części. Widziałem większy wyczyn. Na Żabieńcu jakiś pan przewoził małym fiatem... wersalkę. Położył ją na bagażniku, który był z przodu i jechał na wstecznym biegu...

Maciej Wisławski ze Skierniewic, znany polski pilot rajdowy, bardzo dobrze zna małe fiaty. - Przez dziewięć lat byłem kierowcą fabrycznym FSM - wspomina. - Razem z kierowcą Andrzejem Lubiakiem startowaliśmy w mistrzostwach Polski. Mimo to nigdy nie byłem właścicielem małego fiata! - Oczywiście startowałem na podrasowanym fiacie - wspomina. - Miał silnik 650 cm sześciennych i aż 50 koni. Ważył niewiele, więc był szybki.

Małym fiatem jeździł też Krzysztof Hanke, aktor i satyryk, znany m.in. jako Bercik z serialu "Święta wojna". - Były czasy, że losowało się... zakup malucha - opowiada pan Krzysztof. - Długo wydawało się, że w naszej rodzinie nie będzie auta, a tu nagle okazało się, że w przeciągu miesiąca mój tata i brat wylosowali małe fiaty.

Tata pożyczał czasem auto Krzysztofowi, na co dzień aktor jeździł syreną. Ale jak miał jechać dalej, wsiadał w małego fiata. Kiedy zajmował się interesami, też jeździł maluchem. Mimo niewielkich rozmiarów, był to pakowny samochód. - No i przydatny zimą - dodaje Hanke. - Nie jeździło się wtedy na zimowych oponach. Gdy spadł śnieg, było mroźno, ślizgały się duże fiaty, polonezy, a fiacik podjechał pod każdą górkę, bo silnik ma z tyłu...

Łódź maluchów

Łodzianin Paweł Kawiński, z zawodu grafik, jest zakochany w małych fiatach. Dzięki niemu od trzech lat do Łodzi zjeżdżają maluchy z całej Polski. - W tym roku przyjechało do Łodzi 90 małych fiatów ze swymi właścicielami - opowiada Paweł Kawiński. - Spotykamy się na motodromie, gdzie się ścigamy, a potem jest parada na rynku Manufaktury.

Kawiński jest właścicielem pięknego, błyszczącego, żółtego fiacika z 2000 roku. Pochodzi z limitowanej serii. Pan Paweł może się pochwalić, że na masce silnika ma oryginalną nalepkę z napisem: Maluch. - Tego fiata kupiłem przed rokiem w Gorzowie Wielkopolskim - opowiada Kawiński. - Ciekawa jest historia tego auta. Zostało kupione w salonie przy ul. Wieniawskiego w Łodzi, a zarejestrowane w Zgierzu. Potem sprzedano je do Zielonej Góry, a stamtąd do Gorzowa. W końcu fiacik trafił do mnie, czyli do miasta "narodzin".

Paweł Kawiński miał dużego fiata, ale za dużo palił. Polonez nie najlepiej się prowadzi, więc zdecydował się oddać swoje serce małym fiatom. - Choć pierwszym moim autem była syrena 105 de luxe - dodaje. - Dopiero potem był maluch, rocznik 1987, w kolorze ZOMO - blue, a następnie "ceglany" mały fiat z 1989 roku. Z dumą pokazuje fiacika. Zapewnia, że autko nie widziało zimy, bo spędza ją w garażu. - Jeżdżę tylko od kwietnia do października, na zimę kupuję ciepłe buty.

Jego kolega Damian jeździ sportową wersją i startuje w rajdach. Czerwonego malucha z 1997 roku kupił od sąsiada. - Samochód sąsiada był w niezłym stanie - opowiada Damian. - Zadbany, tylko 35 tysięcy kilometrów na liczniku. Ale miał uderzony przód.

Damian go wyremontował. Teraz fiat ma obniżone zawieszenie, sportową kierownicę, aluminiowe felgi. Podrasowany silnik może się pochwalić mocą 30 koni. Czerwiński mówi, że każdego co innego ciągnie do maluchów. Dla jednego jest to zabytkowy samochód, drugiego nie stać na inne auto. Są też tacy, którzy maluchami się ścigają. - Po roku jeżdżenia maluchem rodzice kupili mi peugeota 207 - mówi Maciek. - Po pół roku jazdy wkurzyłem się i go sprzedałem.

Kacper i Maciek mają słabość do starych aut, ale polskich. - W nowym, jak się coś popsuje, trzeba wydać kupę pieniędzy, a małego fiata można bez problemów zreperować - wyjaśniają. - Miłośników maluchów spotka się w całej Polsce i zawsze można liczyć na ich pomoc. Kiedy byli w Chorzowie, zepsuła się skrzynia biegów. - Zaraz znalazł się kolega, który zaoferował nową, inny zaprosił na kanał i po dwóch godzinach ruszyłem z nową skrzynią biegów - wspomina Maciek.

Maluchy są w cenie. Podobno wyprodukowany w 1974 roku kosztuje 40 tysięcy złotych! Sporo trzeba zapłacić za kabriolety, bo w Polsce wyprodukowano ich niewiele. Słono kosztują też drobiazgi. Za znaczek, informujący, że auto wyprodukowano na licencji Fiata, trzeba ponoć zapłacić 200 złotych...

Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki