Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kac pedagoga w święto edukacji [ROZMOWA]

Piotr Brzózka
Dariusz Chętkowski, nauczyciel języka polskiego z XXI LO w Łodzi.
Dariusz Chętkowski, nauczyciel języka polskiego z XXI LO w Łodzi. Grzegorz Gałasiński
"Mam kaca moralnego, że pracuję za mało na rzecz uczniów. 80 procent mojej pracy wykonuję na rzecz biurokracji." Z Dariuszem Chętkowskim nauczycielem j. polskiego z XXI LO w Łodzi, rozmawia Piotr Brzózka

W niedzielę święto nauczyciela. Ma Pan co świętować?

Czuję, że coś mi pan sugeruje. Jeśli mam urodziny albo i imieniny, a sąsiedzi mnie nie lubią, to nie jest powód, żeby zrezygnować z uroczystości. Świat jest jaki jest, ale to nie jest powód, żeby zaprzeczać kilkusetletniej tradycji tego święta.

Oflaguje się Pan, jak Panu zabiorą przywileje, zwiększą pensum, utrudnią pójście na roczny urlop regeneracyjny?

Sam nic nie zrobię, choć będę rozmawiał z kolegami, czy jesteśmy gotowi reagować. Wszystko, będzie zależało od tego, co będzie się działo w kraju. Jeśli okaże się, że jesteśmy drugą Grecją, to zareagujemy inaczej, niż wtedy gdy okaże się, że kryzys omija nas bokiem. Bo jeśli chcemy poświęcić nauczycieli w imię wirtualnych gróźb, to powinniśmy zaprotestować. Jeśli jednak zapaść gospodarcza była realna, rosło bezrobocie, wszyscy cierpieli, to oczywiste jest że trzeba będzie reakcję stonować. Nie można odmówić nauczycielom zdrowego rozsądku i empatii.

Pracuje Pan 20 lat w zawodzie. Był pan już na urlopie regeneracyjnym, potrzebuje go Pan?

Nie byłem. Dbam o zdrowie. Kiedy miałem kłopoty, to wziąłem kilka tygodni zwolnienia, poprosiłem też o inny układ planu lekcji. Trochę się klasy niepokoiły, że byłem często przeziębiony, ale dzięki wsparciu dyrekcji, kolegów i samozaparciu udało się na urlop nie iść. Wiadomo, że jedni mają lepsze zdrowie, inni gorsze, w sytuacji dużego stresu w szkole ktoś może zapaść na chorobę zawodową. Poza tym między szkołami jest przepaść. Jeśli ktoś przyjdzie do naszego liceum, może nabrać słusznego przekonania, że urlopy nie są potrzebne, bo praca tu jest luksusem. Ale jeśli idę do podstawówki lub gimnazjum, gdzie uszy są bombardowane hałasem, widzę sterane twarze pracujących tam nieszczęśliwych ludzi, to wiem, że im jest potrzebna albo pomoc z zewnątrz - wsparcie psychologów, szkoleń - albo właśnie urlop. Urlop zastępuje to, co powinno dawać państwo, czyli solidne wsparcie w sytuacji zmian, jakie nastąpiły w społeczeństwie - wzrostu agresji, niechęci do drugiego człowieka. Jeśli nie ma wsparcia, to są przynajmniej urlopy.

Ta praca bardziej niż inne wyniszcza? Lekarz dzień w dzień tnący skalpelem ludzi, też musi mieć nieźle pokiereszowaną psychikę.

Myślę, że każdy zawód ma jakieś formy wspierania, a jeśli nie - to jest to barbarzyństwo. Natomiast jest w tym takie polskie myślenie. Ponieważ my mamy źle, to zastanawiamy się, komu by tu dokopać, by wyrównać poziom. Niechęć do nauczycieli wynika z tego, że ludziom dzieje się źle. Jest masa umów śmieciowych, więc jak się myśli, że nauczyciel ma umowę o pracę, że nie można go zwolnić z dnia na dzień, to ludzie myślą: w czym ja jestem gorszy. Ale czy po odebraniu przywilejów nauczycielom w garażach pojawią się ferrari, a ludzie zamiast śmieciowych dostaną normalne umowy? No nie.

Pan pracuje za mało? Ma Pan takie poczucie, kaca moralnego?

Mam kaca moralnego, że pracuję za mało na rzecz uczniów. Ponieważ 80 procent mojej pracy wykonuję na rzecz biurokracji, administracji. Gdyby odciążyć mnie od dokumentowania tego co robię, wtedy mógłbym więcej pracować z uczniami. W budżetówce generalnie część pracy ludzi poświęcana jest uczniom, petentom, pacjentom, a część to robota, z której nie zdaje się sprawy, ale ona istnieje, trzeba ją wykonać.

Ma Pan 18 godzin pensum. Ale ile godzin pan pracuje faktycznie?

Tego się w ogóle nie da policzyć. Każda czynność, którą wykonuję na rzecz pracodawcy, jest moją pracą. To nie jest moje hobby, że przychodzę i sprawdzam zeszyty, zostaję na zebranie z rodzicami, albo sam ich wzywam do szkoły z powodu zachowania ucznia. To nie są pogaduszki towarzyskie, a przecież zostaję w szkole po 16, do domu wychodzę o 19. Kiedy zaczynałem pracę, 20 lat temu, rzeczywiście mogłem sobie pozwolić na wyjście do domu po zakończeniu lekcji. Byłem w szoku, że tak mało się pracuje. Ale w ciągu 20 lat przybyło masę zadań, co do których mogę powiedzieć, że są nikomu niepotrzebne, albo mało potrzebne, ale wymagają czasu. Na przykład muszę przeprowadzić dogłębną analizę, które z zadań maturalnych sprawiło uczniom najwięcej kłopotów i tak dalej. Tylko, że matura co rok się zmienia i wiadomo, że następna będzie inna...

Pracuje Pan w dobrym liceum, ale czy uczniowie próbowali pan zakładać kosz na głowę - dosłownie, bądź w przenośni?

Zdarzały się przypadki sprawdzania, na ile mogą sobie pozwolić. Zwykle na początku roku szkolnego najmłodsze klasy sprawdzają, czy moja reakcja będzie taka jak nauczycieli w gimnazjum. Więc próby były.

O jakim poziomie drastyczności?

Niskim. Ponieważ zazwyczaj w takich sytuacjach reagują starsi koledzy. Tego typu zachowanie nie są u nas wzmacniane przez aprobatę innych uczniów.

Jakby Pan określił swoje relacje z uczniami: partnerstwo, czy bardziej starcie?

Im się robię starszy, tym większy wytwarza się dystans. Do liceum młodzież przychodzi po to, by otrzymać przygotowanie do matury. Jeśli stwierdzi, że to przygotowanie jest słabe, to przestaje przychodzić na lekcje i szuka pomocy gdzie indziej. A jeśli jest dobre - to frekwencja jest wysoka. Ale takich form agresji, jak w szkole podstawowej, gdzie uczniowie nie wiedzą co ze sobą robić - tutaj nie ma. Jeżeli lekcje są słabe, uczeń po prostu nie przychodzi.
Rozmawiał Piotr Brzózka

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki