Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wielka kompromitacja PZPN i NCS. Świat się z nas śmieje!

Marek Kondraciuk
Na ten mecz czekała w napięciu cała Polska. To miała być wielka piłkarska wojna z Anglią. Bomba miała wybuchnąć o godzinie 21, a więc z pierwszym gwizdkiem włoskiego sędziego Gianluki Rocchiego, a wybuchła prawie godzinę wcześniej.

Pesymiści obawiali się blamażu piłkarzy z regularnie obijającymi nas od 39 lat Anglikami, ale nikt chyba nie przewidział blamażu organizatorów. Eliminacje mundialu Brasil 2014 dopiero niedawno się zaczęły, a już mamy polski skandal. Wielki mecz, hit sezonu, nie odbył się! W wodzie po kostki nie da się grać w piłkę. Nie zgodził się na to delegat FIFA, nie zgodzili się trenerzy Roy Hodgson i Waldemar Fornalik.

To kompromitacja Polskiego Związku Piłki Nożnej i Narodowego Centrum Sportu. Zdegustowani kibice gwizdali i z wielu niesmakiem opuszczało Stadion Narodowy, jeszcze zanim zapadła formalna i ostateczna decyzja. Słychać były okrzyki: "Zło-dzie-je, zło-dzie-je".

Mamy nowoczesny stadion. Wyposażono go w rozsuwany dach, ale nikt nie wie jak i kiedy się nim posługiwać. W parny dzień, 9 lipca, na inaugurację Euro 2012 dach zasunięto i piłkarze grali w niesamowitej duchocie, a wielu kibice było bliskich omdlenia i to wcale nie z powodu uniesień sportowych. We wtorek natomiast, kiedy deszcz lał w Warszawie kilkanaście godzin, nikomu nie przyszło do głowy, żeby dach zasunąć. Można go było przecież otworzyć przed rozgrzewką i piłkarze graliby w deszczu, co się często zdarza, ale nie na grzęzawisku.

To, że nie zamknięto dachu było bezmyślnością. Pytanie tylko, kto za nią zapłaci. Organizatorzy wiedzieli przecież, że płyta przygotowana na mecz z Anglią... nie ma drenażu i nie wchłonie, ani nie odprowadzi takiej ilości wody. Podczas Euro była 30-centymetrowa warstwa drenażu, ale później, układając nową nawierzchnię zrezygnowano niej. Jest przecież dach! Stadion Narodowy ma najnowocześniejsze urządzenia, jest nafaszerowany elektoroniką, ale nie ma zwykłych gąbkowych wałów do zbierania wody. Po co, przecież ma dach!

W Warszawie deszcz lał cały dzień. Piłkarze wyszli na rozgrzewkę. Anglicy z opóźnieniem, bo widząca, że piłka nawet się nie odbija tylko grzęźnie w murawie nie chcieli nawet rozpocząć rozgrzewki. Ostatecznie opuścili jednak szatnię. Na płytę wyszła nasza drużyna i angielscy bramkarze, ale po kilku minutach, o 20.20 sędziowie nakazali zawodnikom wrócić do tunelu.

Rzeczniczka PZPN Agnieszka Olejkowska z marsową miną informowała co kwadrans, że rozmowy delegata FIFA z szefami obu ekip trwają. - Jeśli o godzinie 21 boisko nie będzie nadawać się do gry, to mecz zostanie przesunięty o godzinę, a my musimy zrobić wszystko, aby poprawić stan nawierzchni - mówiła Agnieszka Olejkowska o 20.40. - Jeśli nie uda się, to mecz będzie przełożony.

Na kiedy? Na jutro? Takie potężne przedsięwzięcie logistyczne chyba nie da się tak łatwo przesunąć o dzień. W grę wchodził bardziej odległy termin, na przykład 14 listopada, kiedy Polska ma zaplanowany towarzyski mecz z Urugwajem, a Anglia ze Szwecją. O godz. 21.45 odbyła się kolejna inspekcja, ale... woda sama nie wyparowała.

PZPN zaproponował, żeby mecz rozegrać w środę. Było to stanowisko wbrew zdaniu selekcjonera Waldemara Fornalika, który twierdził, że gra w środę go nie interesuje, bo zawodnicy są pobudzeni dziś i przygotowani, żeby grać we wtorek, a nie dzień później. Kolejna tura obrad oficjeli FIFA trwała kwadrans.

O godz. 21.52 zapadła ostateczna decyzja: meczu nie będzie. Nieformalnie padły podobno propozycje, żeby 14 listopada Polska zagrała eliminacyjny mecz z Anglią, a towarzysko spotkały się Szwecja z Urugwajem. Przedstawiciele FIFA w porozumieniu z organizatorami i kierownictwem reprezentacji Anglii zadecydowali, że mecz odbędzie się w środę o godz. 17.

- Bardzo chcieliśmy grać we wtorek - powiedział w wywiadzie telewizyjnym na antenie TVP Tomasz Kuszczak. - Nie wiemy, jak to będzie dzień później. Zagadką jest też, czy uda się przygotować płytę przez kilkanaście godzin.

Tonował emocje kapitan drużyn Jakub Błaszczykowski. - Najważniejsze jest zdrowie, a w takich warunkach jak dziś trudno o fajną grę, trzeba przecież dać też przyjemność kibicom - powiedział Kuba, który z powodu kontuzji nie może wystąpić. - Grać dzień później to nie jest komfortowa sytuacja, ale musimy się z tym pogodzić i poradzić sobie w nowych realiach - dodał kapitan.

- Proszę się nie obawiać, jesteśmy w stanie doprowadzić murawę do dobrego stanu - powiedział Robert Wojtaś, dyrektor Narodowego Centrum Sportu.

Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki